Wakacyjna miłość najczęściej jest tylko letnią przygodą
Morza szum, ptaków śpiew... Letnie słońce sprawia, że hormony szaleją i to nie tylko u nastolatków. Wakacyjna miłość rodzi się szybko, rozkwita szaleńczo i najczęściej kończy się wraz z urlopem. Kto rzuca się w nią całym sercem, za to bez głowy, tego zwykle czeka smutna jesień.
Badania pokazują, że aż dwie trzecie Polaków przynajmniej raz w życiu zdecydowało się na wakacyjny romans. Nic dziwnego. Lato to czas relaksu, swobody, odprężenia.
Łatwiej się wtedy zakochać niż w innych porach roku, bo kiedy świat jest pełen ciepła, słońca, kolorów i zapachów, to wszystko pozytywnie nas stymuluje. Szczególnie na mężczyzn działają wtedy silne bodźce wzrokowe - kobiety odkrywają więcej ciała, inaczej się poruszają. Panie czują się atrakcyjniejsze i bardziej podatne na zainteresowanie. Trudno się oprzeć.
Uwarunkowania biologiczne i ewolucyjne też mają tu coś do powiedzenia. To taki atawizm, pozostawiony przez zwierzęcych przodków.
Codzienność zostaje w domu
Wyjeżdżając na wakacje zostawiamy w domu codzienne schematy, obowiązki. Pozwalamy sobie na luz, także emocjonalny. Zapominamy o kłopotach i stresie, odpoczynek wprawia nas w dobry nastrój, nabieramy ochoty, by trochę zaszaleć, a krótki czas przeżyć tak intensywnie, jak tylko się da.
- Na urlopie stajemy się bardziej otwarci, pozwalamy sobie na więcej, przestajemy się obawiać ocen innych - mówi psycholog Monika Świerczyńska. - Z dala od domu i od tych, którzy nas znają i wobec których jesteśmy jakoś zależni, czujemy, że rośnie nasza pewność siebie i poczucie własnej wartości. Z drugiej strony na wczasach, zwłaszcza zagranicznych czujemy się anonimowi, a przez to bardziej spontaniczni w relacjach społecznych. Przez to stajemy się też bardziej atrakcyjni dla innych. A że pragniemy aprobaty, łatwiej angażujemy się w relacje.
Otwartość emocjonalna sprzyja aktywności erotycznej. Zdaniem seksuologów pod wpływem słońca hormony miłości buzują, a libido sięga zenitu. Dodajmy do tego romantyczny zachód słońca, taniec i trochę, a raczej więcej niż trochę alkoholu, by od niewinnego flirtu przeskoczyć w namiętny romans.
- W tym nie ma nic złego, ale trzeba najpierw dogadać się z samym sobą: czego oczekujemy i jakie granice są dla nas nieprzekraczalne. Trzeba też starać się przewidzieć konsekwencje. I najważniejsze: odróżniać flirt od miłości - mówi psycholog.
Singielka może pozwolić sobie na więcej i ewentualne straty wynikłe z wakacyjnego romansu będą mniejsze, niż w przypadku mężatki
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień