Walczą, by ocalić puszczańskie królestwo
Kiedy zobaczyłam film „Królestwo”, zrozumiałam, dlaczego Puszcza Białowieska jest taka cenna. To ostatni naturalny las w Europie - mówi Joanna Pawluśkiewicz. Wzięła więc wolne w pracy, opuściła Warszawę i przyjechała bronić puszczy przed wycinką drzew.
Jest tutaj już od tygodnia. Podobnie jak dziesiątki działaczy organizacji ekologicznych lub po prostu miłośników przyrody. Niektórzy przyjechali z bardzo daleka - z Czech, a nawet z Rumunii. Każdy coś zostawił - rodzinę, pracę, ważne sprawy. Zostawił, by walczyć o nasze dziedzictwo. Joanna Pawluśkiewicz przyjechała z Warszawy. Z zawodu jest scenarzystką, pisarką i performerką. Napisała scenariusz m.in. do filmu „Powstanie Warszawskie”. W ubiegłym roku prowadziła w białostockiej Galerii Arsenał warsztaty dla dzieci z improwizacji teatralnej. Także w ubiegłym roku, w sierpniu, po raz pierwszy odwiedziła Puszczę Białowieską.
- I wpadłam jak śliwka w kompot - śmieje się. - Choć dużo podróżowałam, nigdy nie widziałam takiego miejsca. Zaczęłam tu przyjeżdżać coraz częściej i kiedy się dowiedziałam, że są protesty, zadzwoniłam do Fundacji Dzika Polska i zapytałam jak mogę pomóc.
Dzięki pomocy przyjaciół mogła zostawić na jakiś czas obowiązki zawodowe i przyjechać do Puszczy Białowieskiej. Po spacerach na zręby była wstrząśnięta.
- Serce pęka, kiedy się patrzy na te powycinane, wielkie drzewa - mówi. - Tam są nie tylko świerki zaatakowane przez korniki, jak utrzymują Lasy Państwowe. Widziałam i sosny, i dęby. Zobaczyłam ogromne zniszczenia, jakich nie widziałam tu wcześniej. Jest tu prowadzona ewidentnie destrukcyjna polityka. To trzeba powstrzymać! Tu nie chodzi o kornika, tu chodzi wyłącznie o pozyskanie drzewa.
Jej zdaniem, park narodowy powinien być rozszerzony na cały teren puszczy. Człowiek nie powinien ingerować w zachodzące tam procesy.
- Jakiś czas temu byłam na wykładzie, gdzie usłyszałam bardzo trafną metaforę przedstawiającą sytuację w puszczy - opowiada Joanna. - Jako organizm można ją porównać do rafy koralowej, składającej się z wielu mniejszych organizmów. Obrona puszczy to umożliwienie przeżycia im wszystkim. Dzięki temu ludzie będą dalej mogli podziwiać jej piękno w najczystszej postaci.
Nie jest biologiem z wykształcenia, ale miłość do przyrody zaszczepił jej ojciec. Biblijne hasło „Czyńcie ziemię sobie poddaną”, przytaczane przez zwolenników wycinki puszczy, rozumie inaczej.
- Używanie go w tej sytuacji to ogromne nadużycie - uważa. - Mam opór przed traktowaniem przyrody w ten sposób. Zrozumiałam na czym polega wyjątkowość Puszczy Białowieskiej, kiedy obejrzałam film „Królestwo”. Kiedyś lasy naturalne porastały całą Europę. Teraz pozostał nam ostatni skrawek, jakim jest właśnie puszcza. To raj i dla naukowców, i dla turystów. To nasze dziedzictwo i musimy go bronić!
Postawy ministra środowiska, które zezwoliło na zwiększoną wycinkę drzew, nie rozumie. Nie rozumie też argumentu, że przecież park narodowy obejmuje część puszczy. To tak, jakby wydzielić z amerykańskiego Wielkiego Kanionu miejsce, skąd można wydobywać kamień. Dla Amerykanów byłoby to nie do pomyślenia. Oburza ją manipulacja liczbami.
- Podaje się, że 80 proc. drzew w puszczy jest zaatakowanych przez kornika - Joanna sypie przykładami. - Tylko, że dotyczy to jednego gatunku - świerku. A to czyni ogromną różnicę.
Będzie pismo do premier
Klaudia Wojciechowska przyjechała na protest z miejscowości Jeziorko na Warmii. To jej pierwsza taka akcja w życiu. Nie kryje, że przykuwając się do maszyny przeznaczonej do wyrębu drzewa trochę się bała. Do dłoni przymocowała specjalne rurki. To bezpieczne pod warunkiem, że nikt nie będzie próbował ich siłą zdjąć. Na szczęście nie próbował, choć policjanci na miejscu protestu pojawiali się codziennie. Wylegitymowali zebranych, zapytali o zdrowie i odjechali. Próbowali trochę negocjować odejście od maszyn. Nie powtórzyła się sytuacja z ubiegłego tygodnia, gdy interweniowała grupa antyterrorystów.
- Przyjechałam nie tylko w swoim imieniu, ale i wszystkich moich przyjaciół - mówi Klaudia. - Sprawa jest dla nas bardzo poważna. Postawa Lasów Państwowych charakteryzuje się dużą arogancją, to manifestacja poczucia władzy i bezkarności.
I tłumaczy, że puszczy nie można traktować jako zwykłego lasu gospodarczego. Tych na terenie województwa podlaskiego jest wiele. Na puszczę zaś nie można patrzeć z perspektywy ekonomicznej. Klaudia nie wierzy, że w wycince drzew chodzi o walkę z kornikiem. Chodzi o to, co zawsze - żeby zarobić.
- Przecież kornik to nic nowego, o czym mówi wielu naukowców - dowodzi. - On był tu zawsze i będzie. Ale puszcza sobie z nim poradzi sama, tak, jak było dotychczas. Tu żadna ingerencja człowieka nie jest potrzebna. Trzeba zostawić puszczę samą sobie.
Jej zdaniem patrzenie na Puszczę Białowieską z perspektywy ekonomicznej jest skandaliczne: - Takich pomysłów, które pokazują, że Lasy Państwowe nie wychodzą poza perspektywę pieniądza jest więcej - mówi Klaudia. - To choćby plan otwarcia sieci sklepów z produktami leśnymi, np. z wyrobami z dziczyzny...
W kwestii Puszczy Białowieskiej argumenty Lasów Państwowych jej nie przekonują.
- Gdyby zarządca rzeczywiście działał zgodnie z prawem, wpuściłby naukowców do lasu, żeby zbadali wywożone drzewo. Nie zrobił tego - wskazuje.
Chodzi jej o postulat protestujących, którzy domagają się, by wycinane i składowane drzewo zostało zbadane. Wyniki mogłyby stanowić materiały dowodowe dla różnych instytucji, do których zamierzają się zwrócić ekolodzy. Grupa naukowców odpowiedziała na apel protestujących i w miniony weekend pojawiła się w Puszczy Białowieskiej. Nie zostali jednak wpuszczeni. Dlaczego?
- Zaplanowana przez Greenpeace wizyta naukowców w Puszczy Białowieskiej powinna odbyć się w szerokim gremium naukowców, również tych mających odmienną koncepcję ochrony puszczy - wyjaśnia Jarosław Krawczyk z regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. - Data wizyty powinna być wspólnie ustalona. Na razie, jak widać z przesłanej przez Greenpeace informacji, wizyta naukowców jest planowana.
Na zlecenie WWF Polska powstała naukowa analiza stanu siedlisk w puszczy. Wnioski z badania nie są optymistyczne - gospodarka leśna, a więc wycinki i sztuczne nasadzenia drzew to obecnie największe zagrożenie dla tego obszaru.
Monitoring leśnych siedlisk został przeprowadzony na obszarze Natura 2000, a więc poza parkiem narodowym. Badanie wykazało, że występowanie kornika nie pogarsza stanu badanych siedlisk. Wycinka motywowana kornikiem jest więc bezzasadna. W tych częściach puszczy, gdzie ingerencja człowieka była minimalna, badacze odnotowali tylko pojedyncze drzewa zaatakowane przez kornika. Masowa gradacja kornika i obumieranie całych połaci lasu faktycznie ma miejsce w puszczy, ale zachodzi w miejscach, gdzie gospodarka leśna (wycinka i sztuczne nasadzanie) była najintensywniejsza. W związku z tym organizacje ekologiczne zapowiedziały wysłanie pisma do premier Beaty Szydło z prośbą o podjęcie działań ochronnych.
- Protestujący w Puszczy Białowieskiej uniemożliwiają pracę pilarzom, którzy usuwają suche świerki zagrażające bezpieczeństwu ludzi - wyjaśnia z kolei przedstawiciel białostockiej RDLP. - Suche drzewa stojące w Puszczy Białowieskiej stwarzają największe zagrożenie dla odwiedzających, ponieważ w każdej chwili, w sposób nieprzewidywalny, mogą się przewrócić. Naukowcy szacują, że suche drzewo przewraca się po 4-5 latach łamiąc się na wysokości 2-3 metrów od ziemi lub na wysokości kilku metrów. Przy tego typu nagłym zdarzeniu, to nadleśniczy, a nie aktywista pozarządowy będzie ponosił odpowiedzialność za narażenie życia i zdrowia odwiedzających lasy będące w jego zarządzie.
Dodaje też, że blokada sprzętu utrzymuje w puszczy stan zagrożenia.