Walczą z pandemią na pierwszej linii, chociaż niewiele się o nich mówi. Oto diagności laboratoryjni [WYWIAD]
Zawód diagnosty laboratoryjnego do tej pory kojarzył się tylko z morfologią lub innymi rutynowymi badaniami. Gdy nastała pandemia, okazało się jak bardzo niezbędny i niedoceniany jest ten zawód. O tym, jak wygląda dzień pracy diagnosty badającego wymazy na COVID-19, jak reagują ich rodziny, czego boją się diagności oraz co daje im nadzieję - rozmawiamy z Emilią Morawiec, Zastępcą Kierownika Laboratorium Genetycznego Gyncentrum.
Mateusz Borda, Dziennik Zachodni: Koronawirus przyczyniał się do tego, że zawód diagnosty pojawił się w przestrzeni medialnej i okazał się niezbędny w walce z koronawirusem. Na czym polega praca diagnosty? Jak jest rola diagnosty w walce z pandemią? Co zmieniła w Waszej pracy?
Emilia Morawiec, Zastępca Kierownika Laboratorium Genetycznego Gyncentrum: - Tak, jako część zespołu medycznego walczymy nieustannie o to, by jak najszybciej i jak najdokładniej zdiagnozować każdą z przesłanych nam do badania próbek. W tym wysiłku wpiera nas zespół specjalistów z dziedziny biotechnologii, mikrobiologii, biologii, chemii, którzy są zaangażowani w realizację całego procesu diagnostycznego. Naszym zadaniem jest czuwanie nad prawidłowością jego przebiegu, monitorowanie procesu oraz analiza i wydanie wyniku. Specyfika naszej pracy polega na tym, że jesteśmy tą częścią personelu medycznego, z którym aktualnie pacjent albo nie kontaktuje się wcale, albo tylko telefonicznie. Uważam, że bez fachowej wiedzy, jaką dysponujemy niemożliwe byłoby zabezpieczenie aktualnej sytuacji w wyniki, na podstawie których podejmowane są kluczowe dla przebiegu całej pandemii decyzje. Pracujemy na najwyższych obrotach, ale pamiętamy o tym, że robimy to dla pacjentów i to dodaje nam siły.
Zawód diagnosty wydaje się być bardzo niebezpieczny – w końcu walczycie na pierwszej linii frontu z koronawirusem. Nie boicie się? Jak reagowali na początku znajomi, rodzina? Jak jest teraz? Jak reaguje środowisko?
- Pracujemy w warunkach wysokich standardów zabezpieczeń nie tylko w aspekcie przygotowania lokalu laboratoryjnego i jego struktury ale i środków ochrony osobistej. W pracy towarzyszą nam jasno określone procedury, które pozwalają zachować płynność, bezpieczeństwo i najwyższe standardy jakości. Bezpieczeństwo i komfort pracy sprawia, że możemy maksymalnie skupić się na analizie wyników i czuwaniu nad całym procesem diagnostycznym. Faktycznie, początek był trudny, ale nie dlatego, że rodzina czy znajomi obawiali się kontaktu z nami. Raczej my, „dmuchając na zimne” izolowaliśmy się, żeby ich nie narażać. Każdy z nas musiał „oswoić się” z nową sytuacją. Aktualnie, mimo zachowywania należytych zasad dystansu rodzina i znajomi dają nam duże wsparcie i dopingują nasze starania.
Z czym mierzycie się na co dzień? Słabość systemu, brak wytycznych, emocje, ludzkie słabości…. Co najbardziej utrudnia pracę, a co daje największą satysfakcję, jest motorem do pracy i powoduje, że nie odpuszczacie?
- Zacznę od ciemniejszej strony pracy, by móc iść ku dobremu. Zdecydowanie pracujemy dużo, być może za dużo. Cierpią na tym relacje rodzinne, chociaż wierzę, że partnerzy życiowi wspierają i rozumieją, że to jest teraz ważne. Wsparcie, które otrzymujemy w zaciszu domowym pozwala się skupić w pracy i radzić sobie stresujących warunkach. Nie jest łatwo w krótkim czasie skompletować zespół działający jak szwajcarski zegarek, w którym każdy wie co i jak ma robić. Finalnie to my, diagności odpowiadamy za wynik. Oprócz odpowiedzialności i stresujących sytuacji, trudnych klinicznie, z pacjentami na skraju życia lub śmierci, dla których liczy się każda godzina, stresujące były telefony, szczególnie od pacjentów bezobjawowych na początku pandemii, pełne agresji i zarzutów w związku z wydanym wynikiem. Wiemy jednak, że każdy wynik to krok do przodu w walce z pandemią, dlatego nie zatrzymujemy się. Mam świadomość, ilu stresów i nerwów nastręcza kwarantanna i jakie konsekwencje i obawy niesie za sobą wynik dodatni. Staramy się zawsze rozumieć pacjentów i wiemy, że nasze wysiłki pozwolą nam wyjść z tej trudnej sytuacji i rzeczywistości, w jakiej znaleźliśmy się wszyscy.
Czy koronawirus jakoś szczególnie wpłynął na Waszą pracę? Czy diagnostyka koronawirusa znacząco różni się od innych, dotąd badanych w laboratorium genetycznym patogenów? Stres, presja czasu, oczekiwania pacjentów, regulacje państwowe – raportowanie, współpraca z sanepidem, szpitalami, sanatoriami.
- Wirusologiczną diagnostyką molekularną zajmowałam się zawodowo, więc przestawienie się na rutynowe wykonywanie tej pracy nie było dla mnie problemem. Poza tym laboratorium dysponowało warunkami lokalowymi, które umożliwiły rozpoczęcie prac natychmiast, w bezpieczeństwie i z zachowaniem odpowiednich standardów zabezpieczeń. Problem stanowiła skala- ilości zleceń i próbek, których było tyle, że trudno sobie wyobrazić to w warunkach pracy laboratorium poza pandemią. Pilne dosprzętowienie, organizacja miejsc magazynowych tam, gdzie to możliwe, wykorzystywanie każdej wolnej przestrzeni na poszerzenie blatu roboczego, dodatkową półkę, krzesło, komorę do pracy… Tempo zmian, które zachodziły z dnia na dzień wymagały elastyczności i dużej odporności na stres - Emilia Morawiec, Laboratorium Genetyczne Gyncentrum.
- Początkowo wychodząc naprzeciw oczekiwaniom i zapotrzebowaniu na testy na terenie Śląska zaprzestaliśmy wykonywania innych badań, angażując cały zespół w diagnostykę SARS-CoV-2. Aktualnie „unormowaliśmy” swoją sytuację, co nie zmienia faktu, że dalej jesteśmy czujni, aktualizujemy wiedzę i staramy się dostosować do zmieniających się zaleceń.
Jak wygląda dzień pracy diagnosty? Pojawiające się zdjęcia z laboratorium pokazują diagnostów ubranych w kombinezony, w maskach, podwójnych rękawiczkach, siedzących przy komorze laminarnej z pipetą w dłoni… To, jak mniemam, tylko wycinek tej pracy…
- Tak, są to podstawowe elementy zapewniające bezpieczeństwo naszej pracy, przy czym rozdzielamy pracę na dwie strefy. Praca w strefie czerwonej (kombinezony, maski, gogle, przyłbica, podwójne rękawiczki), gdzie pracujemy w warunkach podciśnienia i zamkniętego obiegu powietrza mając na uwadze zakaźność materiału badanego. Druga to strefa czysta, gdzie pracujemy w zmiennej odzieży, rękawiczkach i maskach, gdzie przygotowujemy reakcje PCR z izolatów wirusa lub analizujemy wyniki. Pracujemy w systemie zmianowym. Po przyjściu do pracy ważne jest przekazanie sobie informacji i tego jak przebiegała wcześniejsza zmiana, czy aparatura działa prawidłowo i wszystkie procedury zostały dochowane. Weryfikujemy stany magazynowe, kontrolujemy urządzenia chłodnicze. Monitorujemy, czy na każdym etapie prawidłowo przebiega cały proces diagnostyczny, wydajemy wyniki, konsultujemy telefonicznie pacjentów, rozmawiamy z lekarzami i personelem na oddziałach, podejmujemy decyzję o trybie realizacji danego oznaczenia.
Jako jedno z nielicznych w Polsce laboratoriów możecie wydać nawet 6 tys. wyników dziennie. To poziom nieosiągalny dla innych. Z czego wynika ta różnica? Kiedy inne laboratoria mówią, że wydają 500 – 1000 wyników i deklarują że są na skraju wydolności Wasze laboratorium wykonuje dziennie 8 tys. badań…
- Pamiętam nasz „kamień milowy”, który na początku pandemii postawiliśmy przekraczając pierwsze dobowe 1000 badań. Aktualnie doszliśmy do 10 tysięcy oznaczeń w ciągu doby. To wszystko dzięki dobrze zorganizowanej pracy całego, licznego już zespołu. Każdy dział pracuje ile sił: od przyjęcia próbki i jej rejestracji w systemie, poprzez rozpakowanie próbki i jej izolację, przygotowanie reakcji PCR po analizę wyników. Nie baz znaczenia jest również obsługa techniczna, której zadania koncentrują się na transporcie materiału, poborze wymazów, organizację namiotów, zamówień oraz serwis. Mamy olbrzymie zaplecze techniczne i organizacyjne, co możliwa nam płynną pracę w laboratorium. Wypracowany schemat organizacyjny, automatyzacja kluczowych elementów procesu i odpowiedzialny, zgrany zespół pozwalają na prowadzenie analiz wysokoprzepustowych przez całą dobę.
Wokół koronawirusa narosło wiele mitów. Od całkowitej negacji pandemii, po niewiarygodność metody rt-PCR. Od czego zależy jakość badań laboratoryjnych i dlaczego koronawirus nie jest kolejnym „zwykłym” wirusem, jak np. grypa? Dlaczego często ludzie mają fałszywie pozytywne lub fałszywie negatywne wyniki?
-Tak, najtrudniej było na początku pandemii, kiedy wszyscy uczyliśmy się czym jest SARS-CoV-2, jakie są objawy choroby i jak ona przebiega. SARS-CoV-2 jest nowym wirusem, nie wiedzieliśmy jak będzie przebiegała infekcja, czy, kiedy i na jakim poziomie wykształci się naturalna odporność w naszym organizmie. Czy będziemy w stanie załagodzić przebieg i zredukować liczbę zgonów. W jaki sposób i jakimi drogami możemy się zakazić, czy możliwa jest reinfekcja, jeśli tak to w jakim czasie. No i najważniejsze pytanie, na które nie znamy odpowiedzi- czy są i ewentualnie jakie są powikłania po przebyciu infekcji.
- W przypadku analizy RT-PCR, jak i każdych innych badań kluczowa jest faza przedanalityczna, obarczona największym ryzykiem błędu. To etapy zanim próbka zostanie przyjęta i zarejestrowana w laboratorium. Mam tu na myśli przygotowanie pacjenta, właściwy pobór, opis, zabezpieczenie i transport materiału pobranego. Tutaj może się wiele zdarzyć. Od sytuacji, które trudno przewidzieć, a które mają kluczowy wpływ na wynik. Ważne są kompetencje i umiejętności pracowników wymazujących, których praca rzutuje na jakość materiału, którą oceniamy później w reakcji RT-PCR. Na przykład zbyt mała ilość pobranego materiału może rzutować na wydanie wyników fałszywie ujemnych. To powoduje, że kierujemy pacjenta na ponowny wymaz, a to z kolei wydłuża czas oczekiwania na wynik i podjęcie decyzji klinicznych przez lekarza. Podobnie jest w sytuacji wyników fałszywie dodatnich, które często są wynikiem kontaminacji, czyli zabrudzenia próbki.
- Może to nastąpić na przykład wtedy, gdy osoba pobierająca nie wymienia rękawiczek między pobieranymi pacjentami, a RT-PCR jest niezwykle czułym testem. Kolejny newralgiczny punkt to temperatura przewozu próbek, która też ma wpływ na jakość materiału. Takich „wrażliwych punktów” jest wiele i zdarzają się jeszcze zanim próbka trafi do laboratorium.
Dlaczego szczepionka jest tak ważna w walce z koronawirusem? Co ona oznacza dla zwykłego Kowalskiego? Kto powinien się zaszczepić? Czy obawy ludzi są zasadne?
- Szczepionka ochroni osoby, które jeszcze nie chorowały, w szczególności osoby z grup ryzyka, lub w sytuacji wysokiego narażenia na SARS-CoV-2. Podane szczepienie pozwala wykształcić w naszym organizmie przeciwciała, które będą w gotowości, w sytuacji ewentualnego kontaktu z patogenem, czyli gdybyśmy się jednak zakazili. W sytuacji, kiedy wirus atakuje niezaszczepiony organizm, układ immunologiczny potrzebuje czasu, by nauczyć się rozpoznawać wroga. W tym czasie wirus atakuje cały nasz organizm i w końcu, kiedy pojawiają się przeciwciała często ciało jest już bardzo osłabione infekcją. Po szczepieniu organizm jest postawiony w stan gotowości i w przypadku kontaktu z wirusem uruchamia odpowiedź obronną niezwłocznie, co może skutkować łagodniejszym przebiegiem choroby i szybszym wyleczeniem. Pozostaje pytanie, jak będzie wyglądała odporność poszczepienna na warianty wirusa, które mogą podlegać mutacjom oraz jak długo taka odporność będzie się utrzymywać.
Niebawem Święta i Nowy Rok. To szczególny czas w naszej kulturze. Czego powinniśmy życzyć diagnostom laboratoryjnym? Z jakimi obawami/nadziejami wkroczysz w 2021 rok?
- Życzyłabym sobie i całemu środowisku medycznemu zdrowia i wytrwałości. Nie możemy zwalniać tempa. Na ten moment przygotowujemy się na pojawienie się pacjentów grypowych i covidowych. Cieszmy się tymczasem w ścisłym grodzie rodzinnym i łapmy oddech i dystans, który nam wszystkim jest tak bardzo potrzebny. Myślę, że bardziej niż dotychczas będziemy cenić kontakt z bliskimi. Mam nadzieję, że nawet z pandemii każdy z nas wyciągnie dla siebie cenną naukę na przyszłość, która napawać będzie optymizmem i obietnicą lepszych czasów, które na pewno są przed nami - mówiła Emilia Morawiec, Zastępca Kierownika Laboratorium Genetycznego Gyncentrum