Walczak zasługuje na porządny grób. Daję pierwsze 50 zł. Dołożysz się?
Jest mi wstyd. W Skwierzynie upamiętniają sapera, który zginął, bo źle rzucił ładunek wybuchowy, w Witnicy lotników amerykańskich, co spadli z samolotem. A nasz gorzowski Walczak leży w grobie z fałszywą datą na pomniku.
Zaraz będziemy świętować 760-lecie miasta. W styczniu już celebrowaliśmy - kolejny dzień pamięci i pojednania. Może to więc dobra pora, by upomnieć się o Franciszka Walczaka? Tak, tego „od ulicy”. Patrona pierwszej oficjalnie nazwanej ulicy w powojennym Gorzowie.
Był 22-letnim chłopakiem, gdy przyjechał do miasta i wstąpił do milicji. Dziś można to zohydzać (bo przecież milicja, a jak milicja to na bank komuna itp.). A przecież on po prostu pilnował porządku w mieście. Z komuną miał pewnie tyle wspólnego, co moje nazwisko - Rusek - z Putinem. Niczego nie krzewił, nie propagował. Nikogo nie gnębił. Pilnował porządku w parszywych czasach, gdy Gorzów niby już był polski, ale nie do końca.
Życie za buty
Walczak miał pecha. Gdy 28 maja 1945 r. patrolował miasto, nadjechał rosyjski patrol. Żołnierze chcieli, by milicjant oddał im swoje buty - towar wtedy pożądany. Jednak 22-latek odmówił. Dostał kilka - ponoć 11 - ciosów bagnetem. Być może został dodatkowo pobity (takie wnioski można wysnuć z policyjnej notatki sprzed lat). Zmarł w wyniku odniesionych obrażeń niedługo potem: 2 czerwca.
Jego pogrzeb, zorganizowany 6 czerwca 1945 r., przyciągnął nie tylko nawet około setki zwykłych mieszkańców. Zjawił się też sam starosta Kroenke i wiceprezydent Kruszona. Była to bardziej manifestacja, niż kondukt żałobny. Bo za śmierć Walczaka nikt w sumie nie odpowiedział (uhonorowanie go potem ulicą wygląda więc na wyjątkowo symboliczną decyzję).
Choć Walczak wcale nie był jedynym milicjantem, który w tamtych czasach zginął na służbie. Jednak nikt nie pamięta o innych pierwszych mundurowych - a wszystko właśnie dlatego, że po latach zrobiono z nich utrwalaczy władzy ludowej. Czyli skutecznie obrzydzono ich pamięć.
Jednak powiedzmy to jeszcze raz, wyraźnie: Walczak to żaden komunista. A dowodzi tego choćby fakt, że jego ulica nie będzie zmieniała patrona. Urzędnicy, którzy niedawno obradowali w sprawie dekomunizacji nazw, nawet nie wspomnieli o Walczaku.
Jest zielone światło
F. Walczak leży na cmentarzu przy ul. Warszawskiej. Od samego początku jest pochowany pod fałszywą datą śmierci: 28 marca 1945 r. Choć chwila jego czerwcowej śmierci jest świetnie udokumentowana. Chyba już czas to zmienić. Od lat zabiega o to dyr. Archiwum Państwowego Dariusz Rymar. Skontaktował się nawet z żyjąca wciąż rodziną Walczaka - dała mu ona zielone światło i nie ma nic przeciwko, by upamiętnić 22-latka godniej, niż nagrobkiem z fałszywą datą zgonu.
I tak sobie myślę, że skoro mała Witnica obeliskiem upamiętniła właśnie dwóch amerykańskich pilotów, którzy gdzieś niedaleko spadli z samolotem w czasie działań wojennych, że skoro mała Skwierzyna upamiętniła właśnie żołnierza, który zginął podczas akcji rozbijania kry na rzece (nie umniejszając tragedii - po prostu źle rzucił ładunkiem wybuchowym), to może czas, by Gorzów godnie upamiętnił młodego mieszkańca, który oddał życie podczas służby? Nowy nagrobek, albo choćby właściwa data śmierci, to takie minimum przyzwoitości wobec człowieka, który ma w mieście ulice swojego imienia.
Może udałoby się to zrobić właśnie na 2 czerwca?
Na miasto już nie liczę. Miało lata, by otoczyć grób opieką. Liczę na nas. Mieszkańców. Ufundujmy Walczakowi nową płytę nagrobną. Wiele nie trzeba. Na początek daję od siebie pięć dych. Kto się dokłada? Wystarczy kilkanaście osób i płyta będzie nowa. D. Rymar obiecuje pomoc w załatwieniu wszystkich formalności.
To jak? Witnica dała radę, Skwierzyna też. To Gorzów nie dźwignie takiego wyzwania? Głupio by było.