Wykład Waldemara Parusa poruszał dwa główne tematy.
Pierwszy z nich dotyczył załogi prywatnego kutra rybackiego „DAR - 19”, która 27 października 1981 r., wypływając z Ustki do portu w Nexø nie wróciła w komplecie do Polski.
- Były pewne naciski na załogę ze względu na różne uwarunkowania. Kapitan portu w Ustce wystosował dla nich nakaz przeniesienia do portu w Darłowie. Ci rybacy uważali się za szykanowanych i prześladowanych. Nakładano na nich różne kary, m.in. za zanieczyszczanie środowiska - mówi Waldemar Parus, wykładowca Akademii Pomorskiej w Słupsku.
Kary były różnego rodzaju. Najczęściej pieniężne, co bardzo godziło w rybaków. Choć sami rybacy twierdzili, że do niczego złego nie doprowadzali.
Niedocenieni i przede wszystkim niechciani
27 października 1981 roku wypłynęli w morze i zgodnie z nakazem mieli dopłynąć do portu w Darłowie. Okazało się również, że w trakcie rejsu nie złowili praktycznie żadnej ryby i mając świadomość, że nie będzie to dobrze widziane, podjęli niebezpieczną decyzję o ucieczce.
- Bali się kolejnych prześladowań i tego, że nic nie złapali. Wiedzieli doskonale, że nie będą mieli zysku. Popłynęli w stronę Bornholmu - opowiada Waldemar Parus.
Mężczyźni nawiązali kontakt z jednym z duńskich kutrów, który wprowadził ich do portu w Nexø. Szyper Wiktor Morawski i motorzysta Stanisław Kiełkowski podjęli decyzję o pozostaniu na Bornholmie. Pozostali trzej rybacy po dwóch dniach powrócili do ojczyzny promem. Tuż przed świętami prasa na wyspie Bornholm pisała na okładkach gazet o dwóch polskich uciekinierach, którzy obchodzili Święta Bożego Narodzenia w duńskim porcie.
- Przez pierwsze dwa miesiące mieszkali na kutrze. Potem dostali lokal mieszkalny. Co ważne, w tej całej historii w tak niebezpiecznych czasach polscy rybacy dostali się do duńskiego portu praktycznie bez żadnej kontroli. Jednak codziennie musieli się meldować i opowiadać, jak znaleźli się na wyspie - opowiada Waldemar Parus.
Losy dwóch rybaków potoczyły się bardzo różnie. Stanisław Kiełkowski pływał na wielu kutrach. Jego życie bardzo się odmieniło. Żyje na wyspie, gdzie kupił domek, w którym ma swoją bibliotekę z książkami. Niestety, inaczej potoczyły się losy szypra Wiktora Morawskiego, który prowadził niestabilne życie i popadł w alkoholizm. W Danii miał przydzieloną rentę chorobową.
Jednak najciekawszą informacją wydaje się być ta, że wdał się w niebezpieczne interesy z Rosjanami. W 2006 roku szykował się do wyjazdu na wschód, gdy nagle ślad po nim zaginął. Rok później podczas prac remontowych w porcie znaleziono ciało, jak się okazało Wiktora Morawskiego. Do nogi miał przyczepiony kamień. W efekcie policyjne śledztwo nie ustaliło sprawców tego morderstwa. Sam kuter rybacki ,,DAR-19” stał przez wiele lat w duńskim porcie, gdzie naliczano na niego olbrzymie opłaty postojowe. Obaj uciekinierzy musieli wziąć kredyty, żeby spłacić swoje długi związane z kutrem. W końcu dopiero w 2003 roku wszystko zostało spłacone.
Wielka akcja balonowa
Druga część wykładu słupskiego naukowca w Darłowie dotyczyła akcji balonowej z 1982 roku. To właśnie wtedy 5 marca 1982 r. na wyspie Bornholm grupa Francuzów i Duńczyków współpracujących z działającym w Paryżu Komitetem wypuściła 10 000 pomarańczowych balonów z nadrukowanym napisem „SOLIDARNOŚĆ”.
Do balonów były przymocowane pojemniki zawierające 5 kompletów 12-stronicowej ulotki m.in. z informacją o organizatorach projektu i wypowiedzią papieża Jana Pawła II (z 20 i 30 grudnia 1981 roku oraz z 1 i 10 stycznia 1982 roku) poświęconą ocenie stanu wojennego. W broszurach były również takie informacje jak: losy „Solidarności” na obczyźnie oraz sytuacja w Polsce, treść deklaracji krakowskich prawników o nielegalności wprowadzenia stanu wojennego, czy materiały instruktażowe do prowadzenia walki opozycyjnej.
To niezwykłe, a zarazem mało znane wydarzenie wywołało ogromne oburzenie ówczesnych polskich władz. 6 marca 1982 roku w porannym serwisie informacyjnym I Programu Polskiego Radia ze zdenerwowaniem informowano o 10 000 balonów, które 5 marca zostały wypuszczone z duńskiej wyspy Bornholm i następnego dnia były znajdowane na plażach polskiego wybrzeża.
Co ciekawe, w podobnym tonie 11 marca 1982 roku pisał o tym wydarzeniu publicysta „Żołnierza Wolności”, poszerzając psychozę strachu o informację, iż balony zawierały groźne wirusy. Tak naprawdę akcja ulotkowa dodawała Polakom otuchy i niosła ogromną nadzieję i dawała przekonanie, że się o nich pamięta i że na swojej drodze ku wolności nie są osamotnieni.
W zachowanych materiałach Komendy Wojewódzkiej MO znajdujących się w archiwach IPN w Koszalinie, można znaleźć dokumenty świadczące o tym, że w społeczeństwie panowało ogromne zaniepokojenie. a ówczesne służby bezpieczeństwa były poddenerwowane wpływem akcji balonowej na nastroje społeczne w regionie. Z historycznych źródeł wiadomo, że balony zaopatrzone w materiały propagandowe i informacyjne, zostały 5 marca 1982 roku o godzinie 10 rano wypuszczone z miejscowości Dueodde na wyspie Bornholm w kierunku polskiego wybrzeża.
Liczono się z tym, iż jedynie 10% z wypuszczonych balonów dotrze do celu przeznaczenia. Panujące tego dnia warunki meteorologiczne dawały nadzieję, iż balony polecą z prędkością ok. 13 km/h, osiągając zasięg między 100 a 400 kilometrów. Zaskakujące jest to, że istnieją źródła, które podają wiadomość, że najdalszym miejscem, do którego dotarły balony była Zielona Góra. Samo zorganizowanie akcji rodziło wiele problemów.
Negocjowano z dowództwem Sił Powietrznych Danii warunki pozwolenia na wypuszczenie balonów. Zgody takiej ostatecznie nie uzyskano . Na pogodę pozwalającą na wypuszczenie balonów organizatorzy musieli czekać dokładnie 14 dni. Projekt wedle jednych źródeł został zorganizowany przez Komitet „Solidarności” w Paryżu oraz organizację „Lekarze bez granic”.
W doniesieniach prasowych z samej wyspy mowa jest natomiast o wspomnianym już „Komitecie Wolnych Balonów dla Polski” z Paryża, w skład którego wchodziło lub było z nim związanych około dwudziestu aktywnych członków. Podkreśla się rolę przedstawicieli ,,Solidarności”, jednak w wielu publikacjach z oczywistych względów nie ma o tym mowy.