Walka o miejsce w przedszkolu dla wielu była długa i trudna

Czytaj dalej
Fot. Filip Kowalkowski
Anna Jarmuż

Walka o miejsce w przedszkolu dla wielu była długa i trudna

Anna Jarmuż

Ogrom nerwów i niepewność do ostatniej chwili - tak niektórzy rodzice z Poznania wspominają tegoroczną rekrutację do miejskich przedszkoli

Miejscy urzędnicy podsumowali wyniki rekrutacji do poznańskich przedszkoli. Jak co roku duży problem z miejscami dla maluchów był na Piątkowie. Zawiodło się też wielu rodziców, którzy chcieli zapisać dziecko do przedszkola na Grunwaldzie.

Po pierwszym etapie do wybranej placówki nie dostało się 1452 dzieci - w tym 1143 trzylatków. Kiedy zakończyła się rekrutacja uzupełniająca, bez miejsca było 629 maluchów. Nadal największą grupę z nich stanowiły trzylatki.

Od tego roku miasto ma obowiązek zapewnić miejsce w przedszkolu wszystkim chętnym dzieciom w wieku 3-6 lat. Jeśli maluch nie dostał się do żadnej placówki wybranej przez jego rodziców, miasto musi wskazać mu miejsce w innym przedszkolu.

- Po procedurze odwoławczej zapewnionej opieki nie miało około 400 dzieci. Wszystkie otrzymały skierowania do innych przedszkoli, w których były jeszcze wolne miejsca

- tłumaczy Hanna Janowicz z Wydziału Oświaty Urzędu Miasta.

Są jednak rodzice, którzy bardzo źle wspominają walkę o miejsce dla dziecka.

- Staraliśmy się o przyjęcie do przedszkoli: nr 163 Bajkowy Zamek, nr 24 Bajkonutki i nr 35 im. Króla Maciusia. Wszystkie te placówki są bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania. Rekrutacja zarówno zasadnicza, jak uzupełniająca zakończyła się dla nas negatywnie. Składaliśmy odwołania, ale one też były rozpatrywane negatywnie - tłumaczy Mikołaj Nowak, tata trzylatka z Piątkowa.

Podobny problem mieli jego sąsiedzi. Ich dzieci też nie dostały się do żadnego przedszkola.

- W odmowach było napisane, że 90 punktów to za mało, by zostać przyjętym. Oznacza to, że normalna rodzina, w której rodzice dziecka pracują i płacą podatki w Poznaniu, nie ma żadnych szans - zauważa Mikołaj Nowak. Jak wyjaśnia sam ze względu na pracę nie może odbierać dziecka z przedszkola. Musiałaby robić to jego żona, która byłaby skazana na podróż z niemowlęciem autobusem. Dlatego rodzinie zależało na miejscu blisko domu.

Początkowo rodzice trzylatka otrzymali skierowanie do przedszkola Małpi Gaj, przy ul. Madziarskiej. To placówka prywatna, ale dzięki umowie z Urzędem Miasta miała działać na zasadach publicznej

- Gdy tam pojechaliśmy, okazało się, że mimo iż jednostka dostaje na nas dofinansowanie - mielibyśmy płacić co miesiąc 616 zł - wyjaśnia Mikołaj Nowak. Do opłaty za wyżywanie i pobyt dziecka (po 5 godzinach nieodpłatnych), dochodził koszt zajęć dodatkowych i materiałów pomocniczych. Po rozmowie z urzędnikami Wydziału Oświaty, którzy poinformowali dyrektorkę, że nie może pobierać dodatkowych opłat, ta wycofała się z umowy. - Wydział Oświaty poinformował nas w środę, że na syna czeka miejsce przy ul. Sarmackiej. Przedszkole spełnia nasze oczekiwania. Cała sprawa kosztowała nas jednak wiele nerwów. Niepewność towarzyszyła nam do ostatniej chwili - przyznaje Mikołaj Nowak.

Jak tłumaczą urzędnicy, trudno jest zadowolić wszystkich. Podczas rekrutacji do przedszkoli nie obowiązuje rejonizacja. Czasem trudno jest przewidzieć wybory rodziców, którzy dostosowują je np. do miejsca pracy. Są też dzielnice, jak Grunwald czy Piątkowo, gdzie zapotrzebowanie jest większe niż liczba dostępnych miejsc.

W tym roku sprawę skomplikowały dodatkowo sześciolatki, które w większości zostały w przedszkolu i oddziałach przedszkolnych w szkołach podstawowych.

- To 70 proc. całego rocznika, czyli ponad 3 tys. dzieci. W zeszłym roku w zerówkach zostało 28 proc. sześciolatków

- wyjaśnia Hanna Janowicz.

Listę przedszkoli, w których są jeszcze wolne miejsca, można znaleźć na stronie Urzędu Miasta. O przyjęciu dziecka decyduje dyrektor przedszkola.

KOMENTUJE MONIKA KACZYŃSKA

Od tego roku gmina musi zapewnić miejsce w przedszkolu wszystkim chętnym dzieciom w wieku 3-6 lat

Cuda nad przedszkolami
Wydawałoby się, że przedszkolaki nie pojawiają się jak letnia burza. Przeciwnie - zanim rodzice małoletniego zapukają do drzwi przedszkola - dziecię od przynajmniej trzech lat figuruje w rejestrze PESEL. Wiadomo, kim są jego rodzice, wiadomo, gdzie mieszkają. Co więcej - zarządzający miastem wiedzą (lub łatwo mogą się dowiedzieć), jak są ulokowane większe zakłady pracy, a także w których dzielnicach jest więcej chętnych do przedszkoli niż mieszkających tam dzieci.

Można więc sądzić, że dla posiadacza takiej wiedzy ulokowanie przedszkoli tak, by choć mniej więcej odpowiadało to potrzebom rodziców, nie jest aż taką sztuką. A jednak... Albo naszych włodarzy to przerasta lub (co jest bardziej prawdopodobne) nie uznają za stosowne, aż tak się przejmować. Musi taki oddać dziecko pod opiekę przedszkola, to odda, choćby i na drugim końcu miasta. Że to męczące dla dziecka i rodziców? Jakoś wytrzymają. Grunt, że urzędnik ma spokój przez większość roku.

Anna Jarmuż

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.