Górskie miejscowości powiatu wadowickiego mogą stać się wkrótce polem walki między miejscowymi, a kierowcami quadów oraz motocykli crossowych. I to dosłownej walki. Obie strony sporu zapowiadają, że „wezmą sprawy w swoje ręce”. To w efekcie może grozić nawet samosądami.
Mieszkańcy Jaroszowic pod Wadowicami skarżą się na to, że po górach w ich okolicy notorycznie jeżdżą motocykliści i posiadacze quadów.
- Rozjeżdżają lasy, stwarzając zagrożenie, a hałas niesie się kilometrami - mówi Adam Powroźny, jeden z miejscowych.
Takie rajdy są nielegalne, bo zgodnie z obowiązującymi przepisami kodeksu wykroczeń i prawa leśnego osoby poruszające się pojazdami silnikowymi po terenach leśnych bez specjalnego zezwolenia popełniają wykroczenie. W dodatku duża część Beskidu Małego to park krajobrazowy.
Podobnie sytuacja wygląda w Jaszczurowej, w gminie Mucharz, na trasie prowadzącej na szczyt góry Leskowiec. Jest to też droga dojazdowa do kilku leśnych przysiółków w tej wsi, co jeszcze potęguje, zdaniem mieszkańców, niebezpieczne sytuacje. - Do lasów wjeżdżają grupami, zazwyczaj bardzo młodzi fani jednośladów i quadów, robiąc sobie z zielonych terenów tor wyścigowy. Mamy małe dzieci i strach je wypuszczać przed dom - opowiada Karolina Człupek, matka dwójki dzieci. - Niby mieszkamy na odludziu, praktycznie w samym środku lasu, z nieutwardzonej drogi z założenia mamy korzystać tylko my i sąsiedzi, a tu w każdej chwili, zza drzew może na nas wpaść rozpędzony motocykl.
Leśne rajdy jednośladów irytują też turystów. Szczególnie tych starszych, którzy szukają w leśnej głuszy przede wszystkim ciszy i spokoju.
- Problem nasila się. Hałas ciągnie się kilometrami, myśli nie można zebrać, nie mówiąc już o odpoczynku. Widzę często jak tacy szaleńcy jeżdżą szlakiem na Leskowiec od strony Śleszowic - dodaje Wiktor Gęślicki, emerytowany górnik, dziś zapalony turysta.
Inna turystka opowiada, jak wiosną szła szlakiem w okolicy Łamanej Skały. Mijali ją trzej panowie na rowerach. Wtedy zza zakrętu wyskoczyły cztery motocykle crossowe. - Gdyby jeden z tych rowerzystów nie przewrócił się, to by na niego najechali.
Jak wyjaśnia Agnieszka Petek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Wadowicach, funkcjonariusze na bieżąco sprawdzają miejsca zgłoszeń podobnych wykroczeń.
Okazuje się jednak, że skuteczne zwalczanie tego procederu jest bardzo utrudnione ze względu na specyfikę terenu. W leśnych traktach trudno jest przecież wytropić szybko przemieszczającego się po dużym obszarze motocyklistę.
- Często, zanim policja w końcu na miejsce dotrze, to po motorach i quadach zazwyczaj dawno nie ma już śladu - opowiadają miejscowi.
Nie zawsze skuteczne są też policyjne, cykliczne akcje pod wymownym kryptonimem „quady”, prowadzone wspólnie ze strażą leśną w Andrychowie.
- Są często prowadzone w tygodniu i dlatego nie mają żadnego sensu, gdyż największy problem jest w soboty, niedziele oraz święta. Ja wiem, że straż leśna pracuje do piątku, do godziny 15, więc skoro ja to wiem, to motocykliści też to wiedzą - mówi Jan Tomczyk z Jaroszowic.
Zdesperowani mieszkańcy tłumaczą, że, nie mogąc liczyć na skuteczną reakcję służb porządkowych, sami zajmą się tą sprawą. - Nikt ich nie będzie bić. Mówimy o ujęciu obywatelskim - zaznaczają. Sposoby na to mają już niezbyt legalne. - Zatrzymać ich można rozwieszonym drutem w poprzek drogi albo gwoździami przysypanymi ściółką. Jak przebije taki koło, to się zastanowi, czy warto ryzykować - mówi, prosząc o anonimowość, gospodarz z gminy Mucharz.
W odpowiedzi miłośnicy quadów, którzy szaleją na leśnych terenach pod Leskowem, na forach internetowych informują, że będą się bronić. „Jak jeden idiota z drugim się mi położy na drodze, albo wyskoczy z widłami, bo też miałem takie przypadki, to nagra go moja kamerka na hełmie, a sprawa trafi na policję i do tego namawiam innych. Można się też wtedy bronić w ramach obrony koniecznej - pisze jeden z motocyklistów.