Wanda Wiłkomirska, słynna skrzypaczka odeszła rok temu [WSPOMNIENIE]
W środę mija rok od śmierci wybitnej polskiej skrzypaczki i pedagoga Wandy Wiłkomirskiej. Zmarła ona w wieku 89 lat w Skolimowie.
Urodziła się 11 stycznia 1929 roku w Warszawie, w znanej rodzinie muzycznej. Jej pierwszym nauczycielem był ojciec Alfred Wiłkomirski.
W roku 1947 ukończyła studia w ówczesnej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Łodzi, w klasie profesor Ireny Dubiskiej. Studiowała także u Ede’a Zathureczkyego w Akademii Muzycznej im. Ferenca Liszta w Budapeszcie.
Była laureatką czterech międzynarodowych konkursów: w Genewie w roku 1946, w Budapeszcie w roku 1949, Konkursu Bachowskiego w Lipsku w 1950 roku i Konkursu Wieniawskiego w Poznaniu, gdzie w 1952 zdobyła II nagrodę. Przez 22 lata była solistką Filharmonii Narodowej.
Jej wielka międzynarodowa kariera rozpoczęła się od debiutu w Carnegie Hall w Nowym Jorku z Orkiestrą Filharmonii Narodowej w roku 1961. Od tego czasu występowała na pięciu kontynentach.
W stanie wojennym wyjechała z Polski. W 1983 roku została profesorem Hochschule Fur Musik w Mannheim. Przez wiele lat mieszkała w Australii, gdzie prowadziła klasę skrzypiec w Sydney Conservatory Of Music.
Do Poznania przyjeżdżała wielokrotnie zarówno jako solistka koncertów Filharmonii Poznańskiej, a także jako jurorka Międzynarodowych Konkursów Skrzypcowych im. Henryka Wieniawskiego. Była niezwykłą osobowością, która na zawsze pozostanie w pamięci tych, którzy ją znali.
Długoletni dyrektor Międzynarodowych Konkursów im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, a dziś honorowy prezes Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego Andrzej Wituski tak wspomina Wandę Wiłkomirską:
- Po raz pierwszy poznałem ją w 1952 roku jeszcze jako student, więc można sobie wyobrazić ile to lat minęło. Miałem z nią kontakt naprawdę przyjacielski, zarówno zawodowy bo przecież była jurorem, kiedy byłem dyrektorem konkursów, ale jednocześnie mieliśmy też takie kontakty, że mogliśmy wymieniać poglądy na wszystkie tematy. Mam cały zbiór listów, w których określa swój stosunek do kultury. Gościłem ją w domu jak i w moim domku letnim. Rozmawiałem z nią styczniu, kiedy dzwoniłem do Skolimowa. Przesłałem jej kasety z konkursu i powiedziałem jej, że na ostatnim konkursie wymieniałem ją jako ikonę konkursów.
- Była osobą, o której można powiedzieć, że ona i Szymanowski stanowili jedną całość. Gdy obejrzała kasety z konkursu, powiedziała krótko: Grają jak szatany. Wiem, że cieszyła się ogromnie jadąc z Bremen do Skolimowa. Mówiła, że znalazła tam drugi dom. Dom, w którym śmieją się nie tylko ci, którzy pomagają we wszystkim, ale śmieją się również ci, których znała nieraz z opowieści. Była to według niej niezwykle przyjacielska rodzina artystów na najwyższym poziomie - wspomina Andrzej Wituski.