Warsztat samochodowy Profesora Chrisa odwiedzają już nawet turyści. Dla selfie (zdjęcia)
Profesor Chris to pseudonim Krzysztofa Michałowskiego, mechanika, który oprócz tego, że prowadzi własny warsztat samochodowy, jest gwiazdą internetu. Jego kanał na YouTube ma prawie 300 tys. subskrybentów, a filmiki o Jego filmiki o naprawach aut i technicznych rozwiązaniach w nich stosowanych mają od 30 tys. do niemal 600 tys. wyświetleń. Z profesorem rozmawiamy o tym, jak odnosi się sukces w internecie przy równoczesnej pracy w warsztacie. I o tym, dlaczego czasem sobie żartuje...
Miał pan kiedyś taki pomysł, żeby zostać nauczycielem?
Miałem w domu dwoje nauczycieli, bo moja mama przez wiele lat uczyła języka polskiego, a mój tata też miał epizod pedagogiczny. Krótki, ale miał. A czy ja chciałem? Przemknęło mi to przez myśl kilka razy, ale zawsze miałem obawy, czy bym sobie poradził.
Spotkałem się nawet z zarzutami, że odbieram chleb mechanikom, bo jeśli pokażę komuś jak można coś przy aucie zrobić, mechanicy stracą klientów i zajęcie. Ale to niemożliwe, jak mówiłem bardziej chodzi o edukację. Ja patrzę trochę w stronę zachodu i tam edukacja i przekazywanie wiedzy to coś normalnego.
Ale teraz jest pan nauczycielem, gdy staje przy tablicy i rysuje tłoki czy cykle spalania?
To prawda. Wkręciłem się w to, choć może moje "wykłady" mają inną formę niż takie normalne bycie nauczycielem na żywo w szkole, gdzie ma się uczniów, itp. no i warunki są inne. Ja mam ten komfort, że jestem panem sytuacji, decyduję co pokaże i w jaki sposób. Ja to edytuję filmy, montuję je i mam czas, żeby się do wszystkiego przygotować. Nikt mi nie każe, co mam robić, więc robię to, co chcę. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Owszem, nikt panu nie każe. Ale filmy na YouTube ukazują się dość regularnie, zwykle trwają ponad 20 minut, więc trochę czasu trzeba poświecić na to by pokazać jak coś tam w samochodzie naprawić, usprawnić czy zmienić albo jak w niekonwencjonalny sposób powiedzmy naprawić jakiś element. To wszystko zajmuje czas.
Jak to w praktyce wygląda? Niezbyt fajnie, bo przez ostatnie trzy lata dużo pracuję, jeśli pracą nazwiemy nagrywanie filmów. Potrafię pracować w warsztacie godz. 17, od 17 do 20 zajmować się nagrywaniem filmów, a później, gdy wrócę do domu i jest północ albo pierwsza w nocy kończę przygotowywanie materiałów lub edycję filmów. Bo wszystko robię sam.
Prowadzi pan warsztat samochodowy. Przy tak intensywnej pracy związanej z tworzeniem youtubowych filmików ma pan czas na normalną pracę przy podnośniku, przy samochodach? Czy może tym zajmują się pracownicy, a pan skupia się na filmach.
Nie, absolutnie. Warsztat cały czas jest na pierwszym miejscu i jeśli mam do wyboru praca dla klienta czy YouTube to zawsze warsztat. YouTube to zawsze było hobby, to był zawsze dodatek, a nigdy cel sam w sobie. Klienci, warsztat i pracownicy to jest zawsze na pierwszym miejscu, to mój priorytet.
To dlaczego zaczął pan kręcić filmiki o tym jak np. działa automatyczna skrzynia czy wymienić lub uszczelnić jakiś jego element. Po części to mocno poradnikowe materiały, choć nie wszystkie.
Geneza tego jest złożona, bo na początku wrzucałem te swoje filmiki dość chaotycznie i bez żadnego palny. Były tam jakieś urywki z mojej pracy, jakieś wycinki i sporo przypadku. W ogóle nie miałem pojęcia, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że może to kogoś zainteresować. W tej chwili takie myślenie to abstrakcja, bo widzę, że moje filmy ogląda masa ludzi. No tak jakoś wyszło, że ludzi ciekawi to, co robię i co w tych filmach pokazuję. Poszedłem więc w tym kierunku i rzecz zaczęła się jakby sama napędzać. A tematyka powiedzmy edukacyjna wynika z problemów związanych z prowadzeniem warsztatu i obsługą klientów. Problemy polegają na tym, że przychodzi np. klient, który jest laikiem i nie rozumie pewnych prostych rzeczy. Uznałem więc, że trzeba w prosty i jasny sposób tłumaczyć niektóre sprawy tym, którzy na samochodach i mechanice nie znają się totalnie. Czyli tłumaczyć wszystko jak małemu dziecku i nie jest to żadna ujma czy obraza...
Tylko skuteczny sposób, by trafić ze swoim przekazem do każdego...
Tak, dokładnie. Moim zdaniem, żeby wytłumaczyć działanie czegoś i pokazać, że się rozumie jak coś działa trzeba umieć wyjaśnić to kompletnemu laikowi, czyli od absolutnych podstaw. I tak też staram się to robić tak, żeby każdy zrozumiał. Niektórzy mają obiekcję, że moje materiały są robione pobieżnie, ale gdyby się w tę tematykę solidnie zagłębić, to na dobrą sprawę, nawet jeden film mógłby nie mieć końca.
Jest pan z wykształcenia mechanikiem?
(śmiech) Temat edukacji jest wyjątkowo drażliwy, ale spoko, powiem. Jestem technikiem mechanikiem, ale mam duży żal do tych, którzy tworzyli system edukacji. Jestem z niego bardzo niezadowolony, bo ten system nie uczy tego, co powinien. Poszedłem do technikum mechanicznego, żeby nauczyć się zawodu, co trwało cztery lata. Uczyłem się i gdy wyszedłem ze szkoły okazało się, że nic nie umiem. Nie, że umiem trochę, ale że nic i w ogóle się w tym nie odnajduję. Pierwsze moje wejście do pracy w warsztacie samochodowym to był szok. Miałem trochę ponad dwadzieścia lat i byłem zdołowany. Myślałem: po co zmarnowałem kilka lat życia i zamiast pójść do szkoły mogłem w tym czasie pracować. Byłbym już w tym kierunku wykształcony i umiałbym coś robić. Tak że do systemu edukacji mam żal...
I postanowił pan przy pomocy YouTube’a naprawić błędy systemu. A teraz dzięki tym filmikom uczy pan i pokazuje ludziom, jak można naprawiać samochody. To trochę tak, jakby przygotowywał pan na siebie bat, czyli konkurencję. Tak?
To ciekawe stwierdzenie. Spotkałem się nawet z zarzutami, że odbieram chleb mechanikom, bo jeśli pokażę komuś jak można coś przy aucie zrobić, mechanicy stracą klientów i zajęcie. Ale to niemożliwe, jak mówiłem bardziej chodzi o edukację. Ja patrzę trochę w stronę zachodu i tam edukacja i przekazywanie wiedzy to coś normalnego. Tam nikt nie kryje się z takimi wiadomościami, a u nas ta wiedza jest skrywana dla siebie. Dominuje postawa, że to, co wiem, to moja tajemnica, a to bycie takim małym, zadufanym w sobie człowieczkiem. Ja jestem zwolennikiem dzielenia się wiedzą, wymiany informacji i pomagania sobie. Uważam, że osoby z tej samej branży powinny sobie pomagać, co niestety, w branży samochodziarzy jest rzadkie. Przykra sprawa, ale kopanie dołków to zjawisko dość częste. Ze względu na strach przed utratą klienta.
Dzisiaj dostęp do wiedzy jest dość łatwy, choćby ze względu na social media. A pan swoimi filmikami jeszcze ten dostęp ułatwia. Ale nie sposób nie mówić o tym, że niektóre pana pomysły są niezwykłe, zadziwiające a nawet niespodziewane, jak chociażby słynny instruktaż wymiany oleju... w tłumiku.
- Tak, to było kontrowersyjne. To miała być taka szczepionka dla umysłu, a chodziło o to, by ludzie nie wierzyli we wszystko, co widzą w internecie. Mój film to było coś w rodzaju walki z fake newsami, z fałszywą wiedzą, z fałszywymi wiadomościami. Chciałem zrobić coś tak głupiego i absurdalnego, ale jednocześnie w tak profesjonalny i poważny sposób, żeby ktoś miał szansę w to uwierzyć, ale żeby się jednocześnie zorientował, że to jednak głupota. Chodziło o to, aby wzbudzić u widza trochę myślenia.
No bo jeśli świeży olej trzeba było wlać przez dziurę w przeżartym rdzą tłumiku, to nie wiem kto mógłby się nie zorientować, że to jednak żart. Ale pomysł, a zwłaszcza wykonanie super. Gdyby jednak ktoś bardzo uważnie oglądał ów film, zobaczyłby, że korek do spustu oleju z tłumika jest zbyt nowy i że został dorobiony. Ale poza tym wszystko ekstra i nic tylko raz na cztery lata wymieniać ten olej.
Z tego, co wiem to niektórzy nawet w to uwierzyli.
I przyjechali do pana warsztatu, żeby wymienić olej w tłumiku?
Nie, nie. Nikt nie przyjechał. Na szczęście.
A napełnianie klimatyzacji gazem LPG?
Nie, to nie był mój pomysł, ja tylko nagrałem na ten temat materiał i sam pomysł mocno skrytykowałem. I spotkałem się z olbrzymią falą hejtu w internecie. Ja ten pomysł potraktowałem ostrą krytyką, bo chodziło mi o bezpieczeństwo ludzi. Chodziło o to, by nie propagować w sieci takich zabiegów. Ja rozumiem, że sto osób może to zrobić dobrze i bezpiecznie, ale sto pierwsza może sobie zrobić krzywdę. Chodziło o zdrowie i bezpieczeństwo, a na ten temat nie ma żadnej dyskusji.
Czy to, że publikuje pan w internecie filmy, które ogląda mnóstwo ludzi (prawie 300 tys. subskrypcji) sprawia, że od rana kłębi się przed warsztatem tłum ludzi i każdy mówi: Profesorze Chris, w ostatnio mówił pan o tym i o tym i w moim aucie dzieje się coś podobnego, naprawi pan?
Nie ma co ukrywać, ludzie przyjeżdżają. Moje youtubowe filmiki przekładają się na ilość klientów i przekłada się to na ilość odwiedzających mój warsztat w celach turystycznych. A to jest, niestety troszeczkę uciążliwe, jeśli się weźmie pod uwagę pracę serwisu.
Przyjeżdżają po selfie z Profesorem Chrisem?
Tak. Jeszcze, gdy chodzi o samo selfie, nie ma sprawy, pięć minut poświęcę, w końcu sam to zainteresowanie wywołałem. Ale są i tacy, którzy nie do końca wiedzą po, co przyszli albo uważali, że można tu fajnie spędzić czas. Tymczasem ja prowadzę warsztat, który jest absolutnym priorytetem i nie mogę sobie pozwolić na zbyt długie odejście od pracy. Nie każdy to rozumie, więc czasem (ze względu na moje obowiązki) takie wizyty są trochę uciążliwe.
Ma pan tu różne samochody, przeważnie takie normalne, ale widziałem też jeden solidny pojazd: dość toporny, kanciasty i zielony.
To wojskowy pojazd HMMV, czyli Humvee. To pojazd wojskowy dostarczony do nas niedawno w ramach usługi zewnętrznej. Wymagał pewnych napraw. Już jeździ, nawet całkiem nieźle, ale jeszcze go dopieszczamy.
W związku z tym pojazdem obiecał pan swoim widzom jedną rzecz.
No tak. Obiecałem, że gdy HMMV zostanie naprawiony pojadę nim do McDonald'sa. I nie się w tej kwestii nie zmieniło, gdy tylko przywrócimy Humvee-ego do pełnej sprawności, pojadę.
Poszedłem do technikum mechanicznego, żeby nauczyć się zawodu, co trwało cztery lata. Uczyłem się i gdy wyszedłem ze szkoły okazało się, że nic nie umiem. Nie, że umiem trochę, ale że nic i w ogóle się w tym nie odnajduję. Pierwsze moje wejście do pracy w warsztacie samochodowym to był szok.
Z czym albo z jakim najtrudniejszym problemem spotkał się Profesor Chris, jako mechanik?
Najtrudniej przełożyć technologię naprawy na taką normalną rzeczywistość, bowiem nie zawsze usterki są proste. Czasami mamy szereg czynników, które na siebie wpływają i problem jest tak skomplikowany, że nie da się tego jednoznacznie wytłumaczyć. Ludzie, klienci wymagają tego, żeby zaraz po przyjeździe do warsztatu otrzymać wszystkie odpowiedzi. A często jest tak, że pojawia się wiele znaków zapytania, lecz klient nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie przyjmują do wiadomości, że ja mogę powiedzieć: Nie wiem.
na początku wrzucałem te swoje filmiki dość chaotycznie i bez żadnego palny. Były tam jakieś urywki z mojej pracy, jakieś wycinki i sporo przypadku. W ogóle nie miałem pojęcia, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że może to kogoś zainteresować. W tej chwili takie myślenie to abstrakcja, bo widzę, że moje filmy ogląda masa ludzi. No tak jakoś wyszło, że ludzi ciekawi to, co robię i co w tych filmach pokazuję.
Wtedy klient na to: Jak to nie wiem? Kręcisz pan filmy o samochodach, radzisz, jak je naprawiać, a teraz mówisz nam, że nie wiesz. Pan sobie żartujesz, jak to tak?
Dokładnie, bywają takie sytuacje i wtedy zaczyna się tłumaczenie, że to, to i to trzeba sprawdzić, będzie to trwało tyle czasu i kosztowało tyle i tyle. Nikt nie pracuje za darmo, a czasami koszty naprawy przerażają klientów.
Samochody są coraz bardziej skomplikowane. Czasy, gdy każdy kierowca malucha miał w bagażniku uszczelkę, pompę paliwa, dwie świece i kij do rozrusznika plus taśmę izolacyjną, żeby naprawić każdą usterkę dawno się skończyły.
Tak było. Nawet ja pamiętam, jak dziesięć lat temu zajeżdżało się do hurtowni motoryzacyjnej i mówiło się, że np. potrzeba tego i tego do Passata, to pracownik nie szukał niczego w katalogu, bo on znał ich numery na pamięć. Dziś branża motoryzacyjna zmienia się tak dynamicznie, że człowiek nie nadąża za tymi wszystkimi zmianami gonić. Trzeba się szkolić, poznawać nowe technologie, szukać informacji, no po prosu jest ciężko.
A zdarzyło się panu naprawić własny samochód, który potem odmówił posłuszeństwa? Co pan pomyślał o takim mechaniku?
Że się zepsuł, ależ oczywiście. Wiedziałem, że popełniłem błąd, więc zastanawiałem się, gdzie go popełniłem i obiecywałem sobie więcej już tak nie robić.
W najbliższym czasie planuję (chociaż to już było) zbudować silnik z drewnianymi tłokami. Tylko sworzeń będzie metalowy. Drewniane tłoki wstawię do Skody Fabii. Ale z takich ciekawych projektów, które mnie szczególnie interesują to będzie doładowanie silnika benzynowego kompresorem, który jest zasilany z agregatu spalinowego.
Ma pan warsztat mechaniczny dla aut spalinowych, ale widziałem też pana filmiki o elektrykach. Jakie wrażenia ma pan po przejażdżce autem elektrycznym? Chyba niezłe, skoro, jeśli dobrze pamiętam, pan miał podczas jazdy robić kanapki, a kolega jechać?
Dobre, podobają mi się elektryki. To był akurat film, w którym Adrian chwalił się, że umiał uruchomić autopilota w Tesli i była rozmowa o kanapkach. Nie każdy rozumie ideę auta elektrycznego. Wielu ludzi bulwersuje to, że elektryki mają mały zasięg. Trzeba jednak pamiętać, że w większości gospodarstw domowych są teraz przynajmniej dwa samochody., w 90 proc. z nich jeździ tylko po mieście. Dlatego dzisiaj całkiem sensowne i uzasadnione jest pomyśleć o aucie elektrycznym. Ogólnodostępnych ładowarek do nich będzie coraz więcej tak że infrastruktura będzie coraz bardziej przyjazna.
Proszę mi powiedzieć, po co przerabiać Lanosa na samochód terenowy, w dodatku z elastyczną rurą wydechową umieszczoną na dachu? Coś takiego też pan zrobił.
(śmiech) Tak, przerobiłem Lanosa na auto terenowe i muszę przyznać, że jeździ się nim bardzo przyjemnie. Nawet nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Uzasadnienie jest bardzo proste, chciałem sprawdzić, czy uda mi się to zrobić. Obmyśliłem sam całą technologię, bo przerabianie zawieszenia jest dość skomplikowane. To poważna ingerencja w budowę kolumn Macphersona, w budowę tylnego zawieszenia i byłem ciekawy czy uda mi się to zrobić. I właśnie ciekawość byłą czynnikiem decydującym przy realizacji tego projektu. Natomiast wydech na dachu to już była czysta fantazja i w stu procentach cel rozrywkowy. Miałem z tego dużą zabawę. Teraz Lanos stoi i na razie nie wiem, co z nim zrobię, ale pewnie jeszcze do czegoś się przyda.
Jakie jeszcze niespodzianki czy niecodzienne projekty ma pan dla oglądających filmiki Profesora Chrisa?
Projektów niekonwencjonalnych mam długą listę. W najbliższym czasie planuję (chociaż to już było) zbudować silnik z drewnianymi tłokami. Tylko sworzeń będzie metalowy. Drewniane tłoki wstawię do Skody Fabii. Ale z takich ciekawych projektów, które mnie szczególnie interesują to będzie doładowanie silnika benzynowego kompresorem, który jest zasilany z agregatu spalinowego. Typowy kompresor to coś rodzaju pompy do powietrza, którą trzeba napędzić pasem czy silnikiem elektrycznym czy czymkolwiek. Zastosuję do tego silnik od agregatu o mocy jakichś 7 KM. Takie rzeczy są tanie. Chiński silnik spalinowy można kupić już za 500 zł. Ja mogę taki zespół umieścić, gdzie chcę, niekoniecznie pod maską, Wolę to wstawić do bagażnika, bo jest tam dużo miejsca. Nie interesuje mnie wielkość tego zespołu ani straty z powodu przepompowywania powietrza na pewną odległość. Nie interesuje mnie też ilość spalanego paliwa. Ja chcę mieć zysk w postaci darmowego doładowania, które w dodatku jest dużo lepsze od konwencjonalnego doładowania. To dlatego, że cała energia potrzebna do tego doładowania nie pochodzi od silnika samochodu, a z silnika dodatkowego. To jest mój projekt czysto badawczy, a podobnym rozwiązaniem jest kompresor elektryczny w nowym Audi S Q7 z silnikiem 4.0 TDI. Projektów i pomysłów do zrealizowania jest dużo więcej. Nie wiem, ile zostanie sfilmowanych, ale coś z tego na YouTube na pewno będzie można zobaczyć.