Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, choć zawodowy dyplomata, to z dyplomatycznych wypowiedzi nie słynie.
Bo tak po prawdzie, obserwując karierę Waszczykowskiego, stwierdzić można z pewnością tyle, że to polityk zbudowany na paradoksach. Na antenie radia czy w telewizyjnym studiu widać człowieka o absolutnym przekonaniu do własnych racji, któremu opozycja zarzuca arogancję i butę. Z drugiej strony ministra stać na dość małostkowe zagrywki. W marcu, gdy szef MSZ w mediach wymieniany był najczęściej jako pierwszy kandydat do dymisji, odmówił dziennikarzom komentarza po wyjściu z Rady Bezpieczeństwa Narodowego. - Musicie się zdecydować, czy mnie dymisjonujecie czy potrzebujecie - rzucił w stronę dziennikarzy. - Jak zdecydujecie to przyjdę. We wspomnieniach niektórych byłych współpracowników z Biura Bezpieczeństwa Narodowego czy MSZ sprzed dekady uchodzi za człowieka z dystansem i niesamowitym poczuciem humoru, pomocnego i życzliwego. W mediach raczej gardzi dyplomatycznym językiem w dosadny sposób mówiąc co myśli. Lubi strofować dziennikarzy. Tyle, że ostatnio z tej racji szef MSZ nadział się nie tylko na kontrę opozycji, ale i własnej premier która wezwała go na połajankę za komentarz w sprawie „czarnego protestu”, który określił m.in. mianem „kpiny”. Premier publicznie stwierdziła, że od ministra oczekuje raczej tonowania emocji, a nie podgrzewania atmosfery.
Waszczykowski uchodzi za „jastrzębia” PiS, ale paradoksalnie większą część swojego zawodowego życia był raczej urzędnikiem, niż politykiem. Po tym jak w sierpniu 2008 r. z posady wiceszefa MSZ zdymisjonował go premier Donald Tusk, Waszczykowski rządowi PO nie szczędził krytyki. Ale mocniej w buty polityka wszedł dopiero wtedy, gdy PiS zgłosił go jako swego kandydata na prezydenta Łodzi - dokładnie przed sześcioma laty.
Czas był dramatyczny, bo to wtedy w łódzkim biurze PiS zamordowano Marka Rosiaka, a polityczną zbrodnią wstrząśnięta była cała Polska. Waszczy-kowski wystąpił przed kamerami z dramatycznym apelem „Nie zabijajcie nas, chcemy pracować dla demokratycznej Polski”. W rozgrywce prezydenckiej był dopiero czwarty, ale nie rozdzierał szat. Od początku wiadomo było, że miał się tylko wylansować przed wyborami do Sejmu w 2011 r. i miał być łódzką „jedynką” PiS. Cel został osiągnięty.
Skąd się w ogóle warszawianin Waszczykowski wziął w roli kandydata na prezydenta Łodzi? Otóż nie był klasycznym spadochroniarzem, nie był tu anonimowy, a podczas kampanii często podkreślał swe łódzkie korzenie. Jest żonaty, ma dorosłego syna i wchodzące właśnie w dorosłość bliźniaki - córkę i syna. Urodził się w Piotrkowie Trybunalskim 59 lat temu, ale w Łodzi osiadła jego rodzina ze strony matki. Mieszkał tu podczas studiów. W 1980 r. skończył historię na Uniwersytecie Łódzkim. Potem przez siedem lat pracował na uczelni jako adiunkt. Łódź opuścił po tym, jak relegowano go z UŁ w drugiej połowie lat 80. Był na niego „zapis” za działalność opozycyjną. Rok szukał pracy, głównie w szkołach. Bez skutku. W końcu w ambasadzie USA złożył wniosek o azyl polityczny i wyjechał.
W 1991 r. ukończył Wydział Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w Oregonie w USA. Potem dwuletnie studia podyplomowe z bezpieczeństwa międzynarodowego i kontroli zbrojeń w Graduate Institute of International Studies w Genewie i dostał pracę w MSZ. Został starszym ekspertem w Departamencie Systemu Narodów Zjednoczonych i Departamencie Instytucji Europejskich oraz wicedyrektorem w Departamencie Instytucji Europejskich. Szybko awansował. Został zastępcą przedstawiciela RP przy NATO, a potem ambasadorem w Teheranie. Ten epizod w jego karierze uważano za zesłanie, ale wrócił trzy lata później odwołany przez ministra Włodzimierza Cimoszewicza z SLD. Tym irańskim kontekstem zaczęto tłumaczyć wiele wypowiedzi ministra, choćby tę dla niemieckiego „Bilda”, gdzie zdradzał daleko idącą niechęć do „nowej mieszaniny kultur i ras, świata złożonego z rowerzystów i wegetarian, którzy używają wyłącznie odnawialnych źródeł energii i walczą ze wszelkimi przejawami religii”, co - podkreślił - „niewiele ma wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami”.
Są też tacy, którzy ów irański rys widzą w ostatniej zmianie image’u ministra, który zapuścił brodę, tabloidy zaś kpią, że nowym wizerunkiem mierzy w hipsterski mainstream, który wyśmiewał w „Bildzie”.
. Jest tak głównie dlatego, że w zasadzie zszedł z celownika mediów i opozycji, bo teraz ulubionym chłopcem do bicia jest minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Oczywiście trudno wyrokować, czy Waszczykowski przetrwa w roli ministra te trzy lata które zostały do wyborów, ponieważ to jest PiS, w którym niemożliwe stać się możliwym może w kilka minut. Wtedy, gdy przed ośmioma laty Waszczykowskiego wyrzucano z MSZ, Sikorski i PO podnosili tę jego cechę, którą uważają w jego kariera za sztandarową, czyli nielojalność. Kolejny paradoks jest dziś jednak taki, że Waszczykowski jest jak najbardziej lojalny, ale tylko wobec prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego trudno dziś sądzić, że publiczna połajanka, której poddała go premier Szydło zrobiła na Waszczykowskim jakiekolwiek wrażenie i jest sygnałem dymisji.