Ważne, by mądrze i skutecznie kontrolować podział unijnych pieniędzy [rozmowa]
Rozmowa z Romanem Jasiakiewiczem, radnym wojewódzkim i wieloletnim samorządowcem, o pomyśle PiS dotyczącym podziału unijnych miliardów.
- PiS rządzi tylko w jednym województwie i za wszelką cenę chce odebrać samorządom władzę nad podziałem 31 unijnych miliardów do 2020 roku. Czy to dobry pomysł, by wojewodowie dysponowali przynajmniej połową tych pieniędzy?
- Obowiązujące przepisy w sprawie podziału unijnych miliardów są niefortunne. Ustawa stworzyła, nie wiem, czy na potrzeby Platformy, 16 udzielnych książąt - marszałków województw. Po jej uchwaleniu zapytałem ówczesną minister rozwoju Elżbietę Bieńkowską, jak to może być, że ci książęta mają większą władzę finansową od premiera, Sejmu i sejmików? Kontrola państwa nad wydawaniem tych miliardów jest kompletną fikcją, a tylko marszałkowie i kilkuosobowe zarządy województw dzielą pieniądze. Czy to jest normalne, że 800 milionów złotych rocznego budżetu województwa uchwalane jest przez sejmik, natomiast nad podziałem 9,5 miliarda złotych środków unijnych takiej kontroli radnych nie ma! Ba, dobrą wolą marszałka jest, że nas zechce łaskawie poinformować, na co wydać pieniądze.
- Przecież kontrola tych wydatków nie należy do wojewodów?
- Należy, ale - jeśli takie są - to i tak niczego nie zmieniają. U nas zarządza tymi miliardami pięcioosobowy zarząd województwa. Radni sejmiku nie mają prawa nie zgodzić się ze sposobem wydawania pieniędzy lub zaproponować inny. Taka formuła podziału sprawia, że zarówno w Bydgoszczy, Włocławku i - jak teraz słyszę - Inowrocławiu znów podnoszą się głosy niezadowolenia. Ta ustawa jakby zmusza wielu samorządowców, by byli bardzo „życzliwi” wobec marszałka, a nawet w niektórych przypadkach chodzili za nim na kolanach. Przecież jak ktoś ma inne zdanie od członków zarządu, to może nie dostać pieniędzy i koniec.
- Zgoda, ale jeśli marszałkowie będą się musieli podzielić z wojewodami, to znów rząd będzie decydował o wydatkach bez udziału sejmików?
- To byłoby przewrócenie wszystkiego do góry nogami, z dokładnie takim efektem jak teraz. Jeśli w regionie mamy wypasione, oświetlone ścieżki rowerowe, którymi przejeżdżają trzy rowery dziennie, to coś tu jest nie tak. Jestem zdecydowanie za społeczną kontrolą wydatków unijnych.
- Ale przecież wiadomo, o co chodzi rządowi - by to PiS dzieliło pieniądze, ponieważ mają władzę tylko w jednym z 16 regionów. Tymczasem plan Morawieckiego zakłada, że na połowę jego sfinansowania pójdą unijne dotacje.
- Nie chciałbym, żeby jeden dyktat zastępować drugim. Wojewoda wcale nie musi dostawać pieniędzy. Rzecz w tym, by mądrze i skutecznie kontrolował ich podział. Pamiętam, że na początku rozdziału przy wojewodzie powoływane były zespoły do oceny wniosków zarządu województwa. Rozpatrywaliśmy je, a ich podstawową zaletą było to, że widzieliśmy całe województwo, a nie tylko uprzywilejowane jego części. Dopiero stanowisko tych zespołów było podstawą do dalszych planów. Teraz się mówi o konsultacjach, ale nawet nie warto się wygłupiać, że one mają jakiekolwiek znaczenie.
- Czyli wojewodowie jako przeciwwaga dla marszałków?
- Nie, nie widzę powodu, aby rząd i jego przedstawiciele w terenie zajmowali się dzieleniem pieniędzy. Niech to nadal robi samorząd, ale - podkreślam! - podlegający kontroli radnych, weryfikacji społecznej i wojewody, który przecież odpowiada przed rządem za to, jak te pieniądze zostały wykorzystane. Proszę zauważyć, jak mało się u nas mówi o efektach miliardowych dotacji. Tak jak byliśmy w ogonie rankingów województwa, tak nadal jesteśmy. I to jest główny problem.
- Ale PiS na to nie pójdzie. Rządu nie interesuje kontrolowanie wydatków unijnych, tylko dzielenie.
- Rzeczywistość pokaże, która formuła jest lepsza.
- Jakie są szanse, że Komisja Europejska zgodzi się na ewentualny wniosek rządu, by połową dotacji dysponował rząd?
- Myślę, że to skomplikowana sprawa, ponieważ środki unijne zostały już podzielone i zaakceptowane po długich bataliach. Byłoby to przewrócenie wszystkiego do góry nogami. Tak więc jakie stanowisko zajmie Bruksela, nie potrafię przewidzieć.