Ważne zwycięstwo
Ekstraklasa. Mistrz Polski znów nie zachwycił, ale wygrał w Gryfii
Zdecydowanym faworytem sobotniego meczu byli zielonogórzanie. Jednak chyba wszyscy mieliśmy w pamięci ubiegłoroczne spotkanie, które dość nieoczekiwanie Stelmet BC_wyraźnie przegrał 51:68.
Pierwsze minuty, chyba już tradycyjnie ostatnio nie należały do podopiecznych trenera Artura Gronka. Czarni szybko objęli prowadzenie 7:0. Kilkuminutową serię bez zdobyczy punktowej przełamał Vladimir Dragicević. Czarnogórzec w pierwszej kwarcie punktował niemalże sam. Pomylił się tylko na początku. Później rywale nie mieli pomysłu, żeby go zatrzymać. Zielonogórzanie dość szybko wyszli na prowadzenie. Wydawało się, że utrzymają je do końca kwarty. Tak się nie stało. Trzy punkty zdobył były nasz zawodnik Mantas Cesnauskis i to gospodarze prowadzili 15:14.
Gra Stelmetu się nie kleiła. Zespół grał nieskutecznie i popełniał mnóstwo strat. Niefrasobliwość naszych wykorzystywali miejscowi, którzy cały czas byli blisko. Kiedy wydawało się, że po celnym rzucie Dragicevicia i przy wyniku 25:30 zielonogórzanie będą mieli mecz pod kontrolą, to Czarni znów szybko odrobili straty. Wyszli na prowadzenie 31:30. Końcówka kwarty także do nich należała. Stelmet zasłużenie przegrywał i w przerwie trener Gronek musiał coś zmienić w grze mistrza Polski. W ogóle nie funkcjonowały rzuty z dystansu. Po dwóch kwartach mieliśmy 0/13...
Na drugą połowę nasi wyszli jakby z większą energią. Chcieli się zrehabilitować za słaby początek i szybko odrobić straty. Z przewagi słupszczan szybko nic nie zostało. Stelmet przełamał niemoc rzutów za trzy punkty. Thomas Kelati rozpoczął pogoń za rywalem i wyprowadził naszych na prowadzenie. Świetny mecz grał Jarosław Mokros. Koszykarz, który przez trzy i pół roku grał w Czarnych, świetnie czuł się w „Gryfii”. Trafiał, zbierał i walczył za dwóch. Już od jakiegoś czasu widać, że „Mokry” jest w coraz lepszej dyspozycji. W Lidze Mistrzów grał nieco mniej, ale w Słupsku dostał zdecydowanie więcej minut na pokazanie swoich umiejętności. Kolejne fragmenty spotkania wyglądały bardzo podobnie. Stelmet odskakiwał na kilka punktów, Czarni starali się gonić. Robili to, ale po chwili nasi znów odskakiwali. Wydawało się, że miejscowi będą w stanie zbliżyć się do zielonogórzan, ale potrafili dojść tylko na cztery „oczka”. Potem swoje robił James Florence, który brał piłkę w trudnych momentach i zdobywał cenne punkty. Gospodarze walczyli bardzo dzielnie, ale nie byli w stanie zagrozić mistrzom Polski. Po końcowym gwizdku dostali zasłużone brawa od swoich kibiców, którzy podziękowali im za walkę. Tej zabrakło w spotkaniu z Treflem.
Nasi znów nie zagrali jakiegoś wybitnego meczu. Za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał o zwycięstwie w Słupsku. Zostało ono odhaczone... i nic więcej. Stelmet wrzucał wyższy bieg wtedy, kiedy musiał. W ekstraklasie to wystarcza na zwycięstwa. Niestety w Europie już nie. Teraz koszykarzy czeka przerwa związana z meczami reprezentacji. Trener Gronek nie będzie miał łatwego zadania, ponieważ aż czterech koszykarzy Stelmetu BC zostało powołanych do kadry Mike’a Taylora. Pozostali otrzymają kilka dni wolnego i potem wrócą do treningów. Oby te zostały odpowiednio przepracowane. Drużynę czekają bardzo ważne mecze w Lidze Mistrzów, które będą bardzo ważne w kontekście awansu z grupy. Do meczu z Nymburkiem pozostały prawie trzy tygodnie. Być może zobaczymy już w nim Borisa Savovicia, na którego czekają zawodnicy i kibice zielonogórskiej ekipy.