Wciąż nie ma parku Witosa i basenu na Kapuściskach. A Trasa Uniwersytecka jest... chłopcem do bicia
Zajrzałem ostatnio na plac budowy w parku Witosa. Zajrzałem oczywiście przez płot, bo od wielu miesięcy inaczej się nie da. Plac, owszem, jest. Budowy nie widać tam prawie żadnej.
„Dobiegają końca prace przy I etapie rewitalizacji parku im. W. Witosa. Bydgoski ratusz wkrótce ogłosi konkurs na zagospodarowanie centralnej części parku” - tymi słowy rozpoczyna się artykuł, opublikowany w „Expressie” przed ośmioma dniami. Tak samo można było zacząć ten tekst w styczniu czy kwietniu. Jak sobie przypominam, wspomniany konkurs pierwotnie miał być ogłoszony zaraz po Nowym Roku… 2019.
Pal sześć konkurs! Gotów jestem przyjąć argumentację, że archeolodzy musieli dłużej pogrzebać w kościach na byłym protestanckim cmentarzu i to opóźnia II etap rewitalizacji, obejmujący środkową część parku. Nie tłumaczy to jednak ślimaczego postępu robót w pozostałej części. Jak dowodzi wyblakły napis na ogrodzeniu, miały być one ukończone na andrzejki ubiegłego roku. Teraz ratusz podaje nowy termin: „przełom października i listopada”. Będzie więc rok opóźnienia, a nie postawiłbym złamanego grosza na to, że ten termin zostanie dotrzymany. Zresztą jakie to ma znaczenie, czy park zostanie częściowo otwarty w listopadzie, czy też dopiero w lutym. Mijający właśnie parkowy sezon i tak został już zmarnowany.
Bardzo podobnie wygląda budowa Piątej Fali – basenu przy V LO na Kapuściskach. I w tym wypadku padło mnóstwo okoliczników czasu na określenie terminu jego oddania. W międzyczasie minęły wakacje, a ostateczna data uruchomienia pływalni wciąż stoi pod znakiem zapytania. Wiadomo tyle, że uczniowie i mieszkańcy osiedla nie popluskają się w nim po pierwszym szkolnym dzwonku. Ratusz tłumaczy, że powodem opóźnień są teraz wady konstrukcji, które wytknięto budowniczym basenu. Z jednej strony dobrze, że miasto czuwa, by – niczym w czasach gierkowskiej propagandy sukcesu - pływalnia nie musiała być zamknięta do remontu w kilka tygodni po hucznym otwarciu. Pewnie wolelibyśmy jednak, by urzędnicy bardziej stanowczo i skutecznie wywierali presję na opieszałych i niestarannych wykonawcach.
Z parku i basenu cieszyć się na razie nie możemy. Jest za to Trasa Uniwersytecka w pełnym rozwinięciu i… stała się od razu przedwyborczym chłopcem do bicia. Ja nie oceniam tej budowli jako bubla, choć dziwię się wielu przyjętym tam rozwiązaniom. Przede wszystkim brakowi płynnego, bezkolizyjnego połączenia trasy z al. Jana Pawła II, i to po obu stronach nowego wiaduktu. Efekt widzi każdy, kto pomyka papieską aleją: nawet gdy nie ma komunikacyjnego szczytu, to kolejka samochodów wije się na ślimaku prowadzącym na wiadukt, długo czekając na zielone światło u góry.
Bydgoski zarząd dróg oczywiście usprawiedliwia się oszczędnościami. Bezkolizyjne połączenia miałoby kosztować miasto o 10 mln więcej. Owszem, kwota ta przemawiałaby do rozumu, gdybyśmy rozmawiali o parku czy basenie, ale nie o inwestycji, w którą wpakowano około 300 milionów. Nie kupuję też innego tłumaczenia: że na trasie będzie cacy, gdy skończy się budowa linii tramwajowej na Wojska Polskiego. Nie po to w końcu budowaliśmy tę trasę, by była tylko peryferyjnym, osiedlowym udogodnieniem dla kierowców.