Weronika Książkiewicz: Nigdy nie pozwalam sobie na "gwiazdorzenie"
Weronika Książkiewicz gra obecnie jedną z głównych ról w komedii „Mayday”. Nam aktorka odpowiada na pytanie jak zachowałaby się, gdyby niczym w filmie, dowiedziała się, że jej mąż ma… drugą żonę.
- Wszyscy znamy „Mayday” jako komedię teatralną, opartą o angielski tekst. Jak pani zareagowała na pomysł zrealizowania na jego podstawie filmu przeniesionego w polskie realia?
- Początkowo bardzo się zdziwiłam. I zaczęłam się zastanawiać jak można to zrobić. Sama dużo gram w teatrze w komediach i farsach, wiem więc, że rządzą się one innymi prawami niż kino: tu ważne są rytmy, muzyka, jedne drzwi się otwierają, a drugie się zamykają. Jak można to przenieść na ekran? Szczególnie, że sposób gry w filmie jest bardziej powściągliwy niż w teatrze. Po przeczytaniu scenariusza i po rozmowach z reżyserem, zaakceptowałam jednak jego wizję. I myślę, że ten film będzie się podobał. Robiliśmy dużo ujęć – tyle ujęć chyba w żadnym filmie nie robiłam do każdej sceny. Bo ważny był ten specyficzny rytm, potrzebny do odpowiedniego montażu. Na pewno nie będzie to jednak teatr w kinie.
- Gra pani w „Maydayu” drugą żonę głównego bohatera – Marysię. Co znalazła pani ciekawego dla siebie w tej postaci?
- Najbardziej spodobało mi się w Marysi to, że jest to inna postać niż te, które do tej pory grywałam. Jest zimna i powściągliwa. Skrywa głęboko emocje i wybucha dopiero wtedy, kiedy naprawdę wszystko się wali. Jest totalnym przeciwieństwem emocjonalnej Oli z „Planety singli”, przy której pracowałam z tym samym reżyserem - Samem Akina.
Jeżeli mówimy o głównych bohaterach, to trzeba uczciwie przyznać, że „Mayday” to film chłopaków – Piotra Adamczyka i Adama Woronowicza. Kobiety są uwikłane w niewiarygodne historie przez ich głupie pomysły.
- „Mayday” był wystawiany na wielu polskich scenach. Miała pani okazję oglądać któreś z tych przedstawień?
- Nie byłam nigdy na „Maydayu”. Wystarczył mi scenariusz i osoba reżysera, z którym dobrze się znam. To, że mieliśmy okazję wcześniej pracować, pomogło mi w porozumieniu się z nim na planie. Jeżeli spotyka się przy filmie jakąś osobę po raz pierwszy – nie tylko reżysera, ale też innego aktora czy autora zdjęć – to trzeba się jej „nauczyć”. Jej języka artystycznego, jakim się posługuje. Sam jest dosyć powściągliwy. Czasem aktorzy oczekują, żeby ich pochwalić, powiedzieć, że jest dobrze. A on mówi tylko wtedy, kiedy jest źle. (śmiech) Po doświadczeniu „Planety singli”, pracując przy „Maydayu” już byłam na to przygotowana.
Czytaj dalej, a dowiesz się:
- Za co Weronika Książkiewicz kocha komedie?
- Co zdecydowało o tym, że dostała rolę w filmie "Furioza"?
- Jak aktorka radzi sobie z językiem rosyjskim?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień