Prezydent waha się, czy podpisać ordynację wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Na trzylecie prezydentury szykuje się chyba dobra decyzja - by nie upartyjniać bardziej tych wyborów. Z Pałacu Prezydenckiego płyną sygnały, że podpisu nie będzie. Przy okazji będzie to mała demonstracja marginesu niezależności, jeśli chodzi o relacje z obozem rządzącym.
Próg wyborczy został wprowadzony w polskim prawie wyborczym do Sejmu po to, by po pierwszych nieudanych próbach w latach 90. umożliwić tworzenie trwałych koalicji rządowych.
Jego naturalnym skutkiem było stabilizowanie systemu politycznego: mniejsze partie nie wchodziły już do parlamentu, a ich politycy musieli albo szukać możliwości zaistnienia w którejś z dużych partii, albo działać poza parlamentem, albo też zrezygnować z zajmowania się polityką.
Z jednej strony więc plusem istnienia progów były stabilne większości rządowe, z drugiej następowało umacnianie się oligarchii partyjnej. Po wprowadzeniu ustawodawstwa gwarantującego partiom pieniądze z budżetu proces ten jeszcze przyspieszył. W sztucznie wzmocnionych dużych partiach koncentrowały się dodatkowe pieniądze, z roku na rok coraz większe.
Tak została zabita konkurencja na rynku idei. A nie jest tajemnicą, że w małych partiach niejednokrotnie łatwiej jest przebić się świeżej idei czy nowemu liderowi - przykładem 500+. Program ten powstał przecież w małym środowisku PJN, a dopiero potem został zaadoptowany przez PiS.
O ile w sejmowych wyborach wprowadzanie progu wyborczego da się jeszcze uzasadnić, o tyle w wyborach do Parlamentu Europejskiego działają już tylko minusy takiego rozwiązania. Tam przecież nie tworzy się rządu, nie trzeba stwarzać sztucznych mechanizmów stabilizacji rządu. W wyborach do PE też, jak pokazywały doświadczenia ostatnich elekcji, łatwiej jest przebić się mniejszym środowiskom z prawa i z lewa. Do PE wchodziły środowiska Janusza Korwin-Mikkego czy Unii Wolności, ale także innych partii, wtedy gdy nie miały możliwości znaleźć odpowiedniego poparcia, by otrzymać miejsca w parlamencie krajowym.
Swoją drogą nie prowadziło ich to do sukcesów w krajowej polityce, doświadczenie pokazuje, że wejście do PE nie toruje drogi do Sejmu. Podsumujmy zatem: w ordynacji do PE nie powinno być żadnego progu wyborczego, nie ma to najmniejszego uzasadnienia, służy tylko większym partiom do zdobycia dodatkowych posad.
Jednak taki czy inny system wyborczy do PE pozostaje tylko wentylem bezpieczeństwa, przez który można spuścić napięcie w polskiej polityce. Te wybory w sensie zmiany na krajowej scenie politycznej niczego nie poprawiają. Monopol wielkich trwa w najlepsze.