Whisky. Wielka pasja i świetny sposób na lokatę kapitału
Whisky to nie tylko smaczny trunek. Kolekcjonowanie tego szczególnego alkoholu może być prawdziwym hobby, a zarazem - jak pokazuje analiza rynku - bardzo dobrą lokatą naszych oszczędności.
Najpierw jest eksplozja zapachów. Gdy zbliżymy szklankę do nozdrzy, możemy wyczuć zapach słodyczy cukierków, a także nuty imbiru i przypraw. Wkrótce powinniśmy też poczuć owoce: pomarańcze, jabłka i wiele innych. To dopiero początek, bo za chwilę przystawimy naczynie do ust i weźmiemy pierwszy łyk. Wtedy naszą uwagę przykuje konsystencja - oleista i jakby pokrywająca usta. Smak? Rodzynki, drewno, przyprawy a nawet... słodycz gumy balonowej.
Drugi łyk jest już nieco inny, bo trunek zdążył nieco „pooddychać”. Pojawia się więcej drewna, przypraw, a nawet drobna nutka dymu. Gdy szklanka zostanie już opróżniona, pojawi się kolejne odczucie, niezwiązane ze smakiem. Odczucie, jakie można mieć tuż po tym, gdy piło się najdroższą whisky świata.
Takich bowiem właśnie doznań sensorycznych, według relacji dziennikarza portalu Star2.com, doświadczymy, pijąc Macallan M. Ta whisky, stworzona w szkockiej destylarni o tej samej nazwie, według tradycji sięgających pierwszej połowy XIX w., powstała w bardzo niewielkiej ilości. Wyprodukowane zostały tylko cztery karafki, każda o pojemności 6 litrów i nosząca imię jednego z rzymskich cesarzy. Tylko jedną z nich można było wylicytować na aukcji. Jedna została sprzedana prywatnemu nabywcy, dwie pozostałe trafiły do skarbca właścicieli destylarni. Ta, która stała się przedmiotem aukcji, wylicytowana została w 2014 roku za 631 850 dolarów przez kolekcjonera z Azji. Całkiem niezła cena, jak za sześć litrów alkoholu. Wkrótce rekord ten został pobity. Obecnie najwyższa cena wylicytowana za butelkę - zresztą również pochodzącą z tej samej destylarni - przekracza już milion dolarów. Nikogo, kto choć przez chwilę interesował się fascynującym światem whisky, tak wysoka cena nie powinna dziwić.
Dla rzeszy ludzi na całym świecie, whisky to bowiem coś znacznie więcej niż zwykły alkohol. To cała kultura, która dla wielu staje się prawdziwą pasją. Pasją, w której wcale nie musi chodzić tylko i wyłącznie o picie. Oczywiście - walory smakowe są bardzo ważne, co wykazaliśmy powyżej. Jednak nie są jedyną wartością, jaką przedstawia sobą ten szlachetny trunek. Czym jednak tak naprawdę w ogóle jest whisky?
W najbardziej ogólnym ujęciu, jest to alkohol wydestylowany ze sfermentowanego zacieru zbożowego i dojrzewający w drewnianych beczkach. Jej korzenie sięgają najprawdopodobniej VII wieku, gdy produkowana była przez irlandzkich - bądź jak wówczas określało się ich, iryjskich - mnichów. Nazywano ją z łaciny „aqua vitae”, czyli „woda życia”. Pita była - w ograniczonych rzecz jasna ilościach - w celach leczniczych.
Jej głównym zastosowaniem było wydłużenie życia. Stosowana również była jako lekarstwo na ospę, paraliż i inne przypadłości. Trudno powiedzieć, jak sprawdzała się whisky w charakterze lekarstwa, z pewnością doceniano jednak jej walory smakowe. Już kilka wieków później pito ją na całych wyspach brytyjskich, bynajmniej nie zawsze „dla zdrowotności”. Gdy anglosasi rozpoczęli kolonizację Ameryki, swój ulubiony trunek wzięli oczywiście ze sobą. W tyglu, jakim był Nowy Świat, whisky zdobyła uznanie i rozprzestrzeniła się na wszystkie części globu.
Dziś, trunek ten produkowany jest w wielu miejscach. Spotkać się można również z różnymi jego rodzajami, a także... z różną pisownią.
Choć wywodzi się z Irandii, najpopularniejszą chyba whisky na świecie jest ta pochodząca ze Szkocji. Popularnego „scotcha” spotkać można w dwóch głównych odmianach - malt, czyli whisky wyprodukowanej z jęczmienia (najpopularniejsza jej odmiana to single malt - trunek pochodzący z jednego rodzaju słodu i z jednej destylarni) oraz grain - czyli wyprodukowanej z różnych rodzajów zbóż.
Najpowszechniejszym produktem szkockich gorzelników jest tzw. blended, czyli zmieszana whisky. By stworzyć tańszy i dostępniejszy dla pospolitego konsumenta produkt, miesza się droższą whisky malt z tańszym trunkiem, wykonanym z innych rodzajów zbóż.
Brzmi skomplikowanie? To dopiero niewielka część złożonego świata whisky. W Irlandii, do nazwy tego trunku dodaje się literkę „e”. W efekcie otrzymujemy irlandzką whiskey, wytwarzaną tylko ze słodu jęczmiennego, trzykrotnie destylowaną i dojrzewającą co najmniej trzy lata. W Stanach Zjednoczonych również pije się whisky z „e”. Tam, trunek ten produkowany jest z kukurydzy, pszenicy, żyta i słodu jęczmiennego. Jego nazewnictwo też może przyprawić o zawrót głowy.
Mamy więc Tennessee whiskey - produkowaną w rzeczonym stanie, bourbon - który wytwarzany jest wyłącznie w hrabstwie Bourbon w stanie Kentucky, rye whiskey - wyprodukowaną z żyta, wheat whiskey - pszeniczną itp. itd.
Nie są to oczywiście jedyne miejsca na świecie, gdzie powstaje ten trunek. Produkcją whisky zajmują się też Kanadyjczycy, Japończycy, Anglicy, a nawet... Polacy. W 2005 roku, w Jabłonce koło Nidzicy powstała destylarnia Z. Kozuba i Synowie, wytwarzająca m.in. własne whisky single malt.
Być może to szlachetność, być może niezwykłe walory smakowe, a być może coś zupełnie innego sprawia, że whisky staje się przedmiotem pożądania, zaś gromadzenie jej może zamienić się w treść życia. - Z whisky, nigdy nie jestem sam - mówi 85-letni Valentino Zagatti, który zgromadził jedną z największych kolekcji tego trunku na świecie. - Zawsze są ludzie, z którymi można ją dzielić i z którymi można dzielić się swoimi doświadczeniami.
Włoski kolekcjoner wie, co mówi - z samotnością bowiem miał okazję zapoznać się naprawdę dobrze. Jej przyczyną była tragedia, którą przeżył jako dziecko. W wieku 11 lat stracił wzrok. Choć nieszczęście odizolowało go od rówieśników, nie poddał się. Ukojenie znalazł w muzyce. Został wziętym akordeonistą. Odnosił sukcesy: w 1956 roku uznany został za najlepszego muzyka we Włoszech, grającego na tym instrumencie. Jednak ścieżka, którą wybrał, również skazywała go na samotność.
- Gdy grasz na akordeonie, zawsze jesteś sam - wspomina. - By osiągnąć prawdziwy kunszt, musisz ćwiczyć 8 godzin dziennie. Grając, ćwicząc - cały czas byłem sam.
Zmiana w jego życiu zaszła z chwilą, gdy postanowił... rzucić palenie. Właśnie wtedy, by wypełnić lukę po porzuconym nałogu, zainteresował się kolekcjonowaniem whisky. Wkrótce, okazało się, że jest to rzecz, która daje mu największe poczucie celu w życiu. -Ta kolekcja jest tym, co daje mi odczuć prawdziwą radość życia - przyznaje.
Przez niemal 60 lat Valentino Zagatti zgromadził w swoim domu w Ravennie imponujący zbiór, składający się z ok. 3 tys. butelek. Wśród nich znalazły się najrzadsze egzemplarze tego trunku. Najstarsza butelka w jego kolekcji pochodzi z 1843 roku. Wśród innych eksponatów znaleźć można Macallana z 1910 roku czy kultową Port Ellen - produkt niedziałającej już destylarni ze szkockiej wyspy Islay.
Co najlepsze, każdy może dziś podziwiać kolekcję Zagattiego. Wiek, a może też chęć podzielenia się swoimi zbiorami z innymi miłośnikami whisky sprawiły, że Włoch sprzedał ją firmie Scotch Whisky International. Sprzedał z zastrzeżeniem, że przez 10 lat, kolekcja pozostanie całością. Kupcy umieścili ją w swojej siedzibie w holenderskiej miejscowości Sassenheim. Od października 2018 roku jest dostępna dla zwiedzających. Oglądać ją można w każdą trzecią niedzielę miesiąca - wyłącznie po wcześniejszym uzgodnieniu wizyty.
Być może również chęć zwalczenia poczucia samotności przyświecała tajemniczemu amatorowi whisky, każącemu nazywać się dziennikarzom „najlepszym kolekcjonerem whisky”. Enigmatyczny Amerykanin zgromadził 467 butelek i 9 beczek tego trunku, które w materiałach marketingowych domu aukcyjnego Sotheby’s, określane są jako - a jakże - „najlepsza kolekcja whisky”.
Składają się na nią nie tylko wyroby znanych nam już destylarni Macallan i Port Ellen - same w sobie warte bardzo dużo - ale są też perełki takie jak 70-letnia whisky Gordon, 64-letnia Glenfiddich czy 50-letnia Highland Park. Już same nazwy destylarni, wraz z wiekiem tych trunków, wywołują wśród koneserów whisky dziwne sensacje w kubkach smakowych.
- Założyłem tę kolekcję i zdałem sobie sprawę, że jeśli naprawdę spędzę dużo czasu na jej budowaniu i będę starannie wybierać kolejne egzemplarze, być może uda mi się stworzyć coś znaczącego i wyjątkowego - mówi tajemniczy kolekcjoner. - Dwie dekady później myślę, że ta kolekcja jest naprawdę wyjątkowa. Teraz jestem gotowy podzielić się nią z kolekcjonerami z całego świata.
Cena wywoławcza całej kolekcji to 4,9 mln dolarów. Licytacja online rozpoczęła się 27 września, zaś zakończy ją aukcja „na żywo”, 24 października w Londynie.
Kwoty osiągane przez pojedyncze butelki czy całe ich kolekcje robią wrażenie. Tym bardziej, że większość z nich, tuż po pojawieniu się w sprzedaży kosztowała znacznie taniej. Przebicie jest ogromne, co potwierdzają tylko jednostkowe przypadki. Jedną z najbardziej poszukiwanych whisky jest Macallan Private Eye, wypuszczona na rynek w 1996 roku z okazji 35-lecia magazynu „Private Eye”. Butelka tego limitowanego single malta kosztowała wówczas 40 euro. Dziś, by mieć przyjemność jej posiadania, wydać należy 9086 euro.
Innym przykładem jest 15-letni Springbank, zabutelkowany w 1980 roku. Zaraz po jego pojawieniu się na rynku, za butelkę trzeba było zapłacić jedyne 10 funtów. Dziś osiąga cenę 700 funtów.
Wymienić można wiele podobnych przypadków. Najlepszym jednak dowodem na rosnącą wartość rynku kolekcjonerskiej whisky jest indeks Icon 100. Śledzi on ceny 100 kultowych i najbardziej poszukiwanych przez kolekcjonerów butelek. Liczby mówią same za siebie - od 2008 roku, od kiedy prowadzony jest indeks, do 2019 roku, ich wartość wzrosła o 507 procent.
Inwestowanie w whisky nie jest jednak sprawą łatwą. Nie wystarczy kupić butelki jakiegokolwiek single malta, schować go w barku i zacierając ręce czekać na kilkusetprocentowe zyski. Na rosnącą wartość butelek wpływa wiele czynników. Wśród nich jest m.in. rocznik, renoma destylarni, z której pochodzi trunek, fakt czy nadal funkcjonuje i prowadzi produkcję. Istotna jest także liczba egzemplarzy, w jakiej wypuszczona została na rynek dana partia, a także jej dostępność...
Zasób wiedzy, jaką należy posiąść, by dobrze ulokować swoje pieniądze w bursztynowym trunku jest więc bardzo duży. Nie zniechęca to jednak ludzi z pieniędzmi, szukających sposobów na dywersyfikację swojego portfela inwestycyjnego. Stopy wzrostu w tym przypadku są zbyt kuszące. Dlatego powstają takie inicjatywy jak choćby założony w ubiegłym roku Single Malt Fund - fundusz inwestycyjny skupiający się wyłącznie na inwestowaniu w whisky.
By stać się jednym z inwestorów, należało wyłożyć na początek 1000 euro. Jego założyciele, za cel postawili sobie zgromadzenie kapitału wielkości 25 milionów euro. Pieniądze te inwestowane są w rzadkie butelki whisky - jak można wywnioskować z nazwy tego tworu - głównie single malt. W podejmowaniu decyzji dotyczących tego, co należy kupić, duży udział ma zgromadzona przy funduszu grupa specjalistów z tej dziedziny. Aktywa funduszu składowane mają być w dwóch magazynach, znajdujących się w Szkocji i w Niemczech.
Single Malt Fund istnieć ma do 2024 r., zaś jego poczynania śledzone będą zapewne nie tylko przez samych członków. Wielu inwestorów zainteresowanych tym rozwijający się rynkiem, potraktuje go z pewnością jako papierek lakmusowy. Jego sukces bądź porażka zadecydują o formie, jaką przyjmie inwestowanie w whisky w kolejnych latach.
Przyglądać im będziemy się też my, oczywiście obowiązkowo ze szklaneczką ulubionej whisky w dłoni.