Wiceprezydent Tomasz Trela najpierw mówi, potem...
Bardzo głośno zrobiło się wczoraj o Tomaszu Treli, wiceprezydencie Łodzi z Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Choć zapewne nie o taki rozgłos politykowi chodziło, bo zastępca Hanny Zdanowskiej zaliczył spektakularną wpadkę. Obiecał przed kamerami, że wypłaci pieniężną nagrodę zawodniczce Dorocie Banaszczyk, która zdobyła mistrzostwo świata w karate, i tego nie zrobił. Później próbował wycofać się ze swojej obietnicy, ale już nie przed kamerami, tylko w zaciszu swego gabinetu.
W polityce często takie deklaracje bez pokrycia uchodzą płazem, ale nie tym razem. Zawiedziona zawodniczka opowiedziała o wszystkim dziennikarzowi portalu sport.pl i wybuchł skandal. „Przed kamerami mówił, że nie może się doczekać, kiedy wręczy mi czek o wartości nawet do 20 tys. zł. Po czym zaprosił do siebie i w cztery oczy powiedział, że przez problemy związkowe pomoc ze strony miasta będzie raczej niemożliwa. Poryczałam się i wyszłam z jego biura, bo nie miałam ochoty na niego patrzeć. Nie znoszę takiej gry pod publiczkę” - mówiła mistrzyni karate.
Oczywiście prezydent Trela nie ma obowiązku wypłacać pieniędzy każdemu sportowcowi, który wywalczy medal, nawet złoty. Musi jednak brać odpowiedzialność za swoje słowa. Jeśli publicznie złożył taką obietnicę, to powinien albo danego słowa dotrzymać, albo wcześniej sprawdzić, że nie jest to niemożliwe, i nie wychodzić przed szereg. Kto jak kto, ale wiceprezydent, który w mieście odpowiada za sport, status prawny Doroty Banaszczyk powinien znać.
Tomasz Trela słynie z tego, że po sukcesach łódzkich sportowców lubi organizować wspólne konferencje prasowe z zawodnikami, lubi ogrzać się w blasku ich chwały. Nie brakuje takich, którzy twierdzą złośliwie, że robi to chętnie dlatego, ponieważ swoich sukcesów wiceprezydent nie ma znów aż tak wiele...