Widzę Łódź: Dobre spotkanie w plenerze [FELIETON]
Sukces pokazu na Rynku Włókniarek Łódzkich w Manufakturze - muzycznie trudnej przecież - opery „Człowiek z Manufaktury” Rafała Janiaka, zrealizowanej przez Teatr Wielki, pokazał, jak bardzo mieszkańcy naszego miasta spragnieni są spektakularnych, plenerowych przedsięwzięć na wysokim poziomie artystycznym.
I jak licznie chcą w nich uczestniczyć - oczywiście pod warunkiem, że w biednej (poza dostępem do publicznych pieniędzy) Łodzi wstęp będzie bezpłatny. Manufaktura ze swoją architekturą i oświetleniem sprawdziła się znakomicie, nie przeszkadzało nawet szczególnie toczące się wokół sceny nocne życie. Gorzej wypadł Plac Dąbrowskiego podczas przedstawionego kilkanaście dni wcześniej, także przez Teatr Wielki, widowiska „Niestraszny Straszny Dwór”. Artyści dali z siebie wszystko, twórcy spektaklu „uruchomili” cały gmach łódzkiej opery, ale komfort przygotowywania, a następnie oglądania tego rodzaju wydarzeń skutecznie zdemolowała ustawiona w najgorszej z możliwych części placu fontanna, po kres obdarzona przez łodzian anatomicznym określeniem.
Łatwych miejsc na tłumne, plenerowe wydarzenia za wiele nie mamy, także nowo powstające nie zdają się życzliwymi takim funkcjom (zabetonowane i ograniczone nowe centrum Łodzi; dwa stadioniki zbyt małe nawet na święto grochówki). A ich siły dowodzą też miejskie „drobiazgi” pod gołym niebem, choćby letni festiwal filmowy Polówka. To bowiem ważna dla estetycznego i świadomościowego rozwoju miasta i jego mieszkańców okazja do współuczestnictwa w spotkaniu, tworzenia namiastki wspólnoty, odmiennie niż przy ociekających piwem ogródkach. A gdy wydarzenie ma popisowy wymiar, staje się fantastyczną promocją i mocnym akcentem wiążącym mieszkańców ze swoim miastem: „bo u nas takie rzeczy!” (przykład można znaleźć we Wrocławiu, który zasłynął plenerowymi megawidowiskami operowymi). I choć to drogie działania, Poznański i Moniuszko pokazali, że warto. Może Łódź i województwo stać na jeszcze więcej?