Widzę Łódź: Nasze kamienice na ulice [FELIETON]
Hasła „Łódź w ruinie”, „Łódź się wali” obiegły kraj. Żyjemy w rzeczywistości, która w dużym stopniu opiera się na działaniach promocyjnych, by nie powiedzieć propagandzie, nic więc dziwnego, że czarny PR dużo szybciej rozprzestrzenia się w sieci i świadomości odbiorców powierzchownych informacji, niż obrazy szczęśliwości.
Tym bardziej, że - co niejednokrotnie udowodniliśmy - w naszym kraju uwielbiamy, gdy komuś przydarza się nie najlepiej, a gdy jest okazja, by dokuczyć lub zaszkodzić niewątpliwie z niej skorzystamy. Łódź ma „szczęście” do niekorzystnych łat, którymi jest obdarzana i których przez lata zerwać nie może. Oczywiście, w dużej mierze to szaty, które sama zakłada, bo jeżeli jest kobietą, to taką, która o siebie zadbać nie potrafi. Wieloletnie zaniedbanie, na które sobie pozwoliła, próbuje w ostatnim czasie naprawiać zmianami fryzur i kupowaniem nowych bluzek, zamiast dogłębnym- acz mniej efektownym w kategoriach wyborczych - autentycznym remontem stanu zdrowia. Współczesny stan łódzkich kamienic, który w wielu przypadkach jest konsekwencją tego, jak je budowano, następnie bezpardonowego traktowania przez powojenny bezduszny komunizm, wynika również - niestety - z radosnej beztroski skoncentrowanego na fajności doraźności dzisiejszego magistratu. Hanna Zdanowska proponuje teraz specustawę (w kilku punktach budzącą wątpliwości) - szkoda, że o blisko dziesięć lat za późno i nie podejmowaną w okresie, kiedy naszym państwem rządziło ugrupowanie ponoć bardziej sprzyjające naszej prezydent.
Dramatyczne wydarzenia ostatnich miesięcy - nadużyciem jest twierdzenie, iż są łódzką specyfiką, ale tak zostaną rozkolportowane, szczególnie w kontrze do tak częstych zapewnień urzędników o bajecznym rozwoju miasta - być może spowodują nareszcie, iż staniemy w prawdzie. I łódzka kobieta poszuka lekarza, nie makijażystów. Bo już nie tylko tak hołubieni w Łodzi stand-uperzy mają używanie. A rechot na tych występach to nie dystans do samych siebie, tylko wyraz bezsilności.