Widzę Łódź: Niech żyją wakacje! [FELIETON DARIUSZA PAWŁOWSKIEGO]
Paweł wbiegł do mieszkania, które zajmuje z rodziną w kamienicy w centrum Łodzi i wcisnął plecak do szafki w starym regale. Ma jedenaście lat i rozpoczął wakacje.
Jak zawsze, wyczekiwane. I jak każdy w jego wieku, wymyśla sobie fantastyczne przygody przeżywane w wielkim świecie. Jego najbliżsi żyją w tej samej kamienicy od trzech pokoleń. Jak słyszę (a i widzę) bez większych zmian. Paweł, gdy już wybiegnie z mieszkania, może skorzystać z oferty przygotowanej przez miasto na lato: od półkolonii poczynając, a na koncertach i wycieczkach przyrodniczych kończąc. Co prawda, rodzice specjalnie mu w zorganizowaniu udziału w którymś z przedsięwzięć nie pomogą, ale może chłopak gdzieś się wkręci.
Pawła zelektryzowała wiadomość, że od 1 lipca dwadzieścia sześć boisk przy szkołach podstawowych, gimnazjach oraz ponadpodstawowych jest do dyspozycji uczniów przez siedem dni w tygodniu. W ramach Letniej Akademii Sportu można przyjść dowolnego dnia, o dowolnej godzinie, grupą lub pojedynczo, na chętnych czekają animatorzy i sprzęt sportowy, a wszystko oczywiście bezpłatnie. Wystarczy ruszyć się z domu. Paweł obiecał, że pójdzie, choć, jak się okazało - nie poszedł, bo butów do grania nie ma, a i jakoś ci co grają, powiedzmy, nie chcą mu podawać... O finansowanych przez miasto koloniach letnich dla dzieci z najuboższych rodzin Paweł nawet nie usłyszał (jak podaje UMŁ, w tym roku z miejskiego budżetu na dofinansowanie letniego wypoczynku dla najmłodszych przeznaczono ok. 550 tys. zł). Gdyby usłyszał, to chciałby pojechać nad morze, bo wiele o nim słyszał.
Ale Paweł „pojedzie” na wakacje do kolegi w sąsiedniej kamienicy. I spędzi pewnie życie tak, jak rodzice. Urodził się bowiem w czasach, w których próbuje nam się wmówić, że każdy sam jest sobie winien. Może Paweł będzie miał szczęście i spotka paru ludzi rozumnych i empatycznych, którzy to, że im się udało, traktują jako zobowiązanie? Bo inaczej kiedyś może mieć wieczne wakacje w samotnej, zniedołężniałej i biednej samotności, jakiej wokół co niemiara...