Widzę Łódź: Opinia trwalsza niż promocja [FELIETON]
596 lat miasta Łodzi. Niezły wynik. Co prawda, dopiero od mniej więcej połowy XIX wieku (w przyszłym roku będziemy obchodzić 200-lecie podpisania dokumentu włączającego Łódź do grona osad przemysłowych, a jeszcze w roku 1827 Łódź miała ledwie 97 domów i 939 mieszkańców) możemy mówić o rzeczywistym, wielkomiejskim rozwoju, ale przecież zawsze lubiliśmy w Łodzi nie spieszyć się, poczekać, by potem gwałtownie gonić krajową czołówkę.
Przez te lata Łódź przechodziła różne koleje losu, zmieniała oblicze (które bywało i czerwone, z przejęcia), zamierzenia, ale i tak jej największymi wartościami pozostały cierpliwość, umiejętność przetrwania niedogodności oraz to, co wybudowali nam fabrykanccy kapitaliści na przełomie XIX i XX wieku. Łódź, która po włókienniczym boomie zyskała miano miasta kominów, długo się musiała i musi z przypiętymi do niej tą i innymi wizerunkowymi łatami zmagać (biedne miasto, trudne miasto, złe miasto, miasto „meneli”). Różnie jej to wychodzi, wiele w tym nieporadności i niezrozumienia, jak mocno pewne oceny są wdrukowane w świadomość rodaków i że nie da się ich zmienić działaniami prowincjonalnie niepoważnymi, w które Łódź dziś obfituje. Warto z naszej Łodzi być dumnym, kochać ją bezinteresownie i właśnie dlatego wchodzić w nią spory, mówić, z czym sobie nie radzi, zamiast infantylnie się z nią pieścić. Ważne, aby dostrzec, iż jedynie działania z klasą, zakrojone przy tym m.in. na konieczną w Łodzi rewitalizację społeczności, miast pielęgnujące jej kompleksy i przyziemny w masowości gust, mogą przynieść rzeczywistą odmianę postrzegania naszego miasta (a co za tym idzie, naprawdę falę turystów, inwestorów, nowej energii).
Jak nas cały czas widzą, można przeczytać w „Polityce”, gdzie Kuba Wojewódzki zauważając, iż Łódź w serialu gra przedwojenną Warszawę, dodaje: „Niestety, ostatnie miasto, które mogło zagrać dzisiejszą Łódź, spalili wikingowie”. Dowcipnie. Na podobne żarty jesienią Łódź nawet z radością wydała własne pieniądze. Ale Łódź ma przecież do siebie dystans. Zamiast jakości.