Widzę Łódź: Transatlantyku lot koszący
Lecieć można wysoko, gdy przebojowość i poczucie własnej wartości myli się z arogancją i brakiem kindersztuby. Zmienia to uwznioślenie w zwykły lot koszący. Tym bardziej nieprzyjemny, że ścinający bezrefleksyjnie wszystko, nawet ideę, w imię której się wzleciało.
Lotnikiem okazał się oscarowy kompozytor, twórca i dyrektor odbywającego się od tego roku w Łodzi festiwalu Transatlantyk, Jan A.P. Kaczmarek. Człowiek niepospolitego talentu i niekwestionowanego dorobku, podjęty przez Łódź, jak jeszcze nie był podjęty przez żadne miasto w kraju naszym.
Przypomnę, że w grę wchodzą poważne kwoty, jakimi miasto spontanicznością swoich władz dofinansowało imprezę. Wśród doznań duchowych nie pieniądze są tematem rozmów, ale 4,5 mln zł w tym roku i w sumie 9 mln w trzech kolejnych, jak mówią rodacy, piechotą nie chodzi. Nowy współpracownik naszego miasta podczas spotkania z radnymi wyznał łodzianom: "Jestem waszym Robertem Lewandowskim. Ja tu przyjechałem z Oscarem i ja siedzę w Amerykańskiej i Europejskiej Akademii Filmowej".
Trudno o bardziej zgrabne zdanie podkreślające postrzeganie Łodzi jako prowincji, a łodzian jako ludzi nieobeznanych, którym niczym ich włodarzom błysk złotej statuetki zaczadzi umysły. I jakież to szczere, po jednym roku, przekreślenie dorobku niezliczonych osób od lat pracujących na jakość i dorobek łódzkiej kultury.
Lata się tak wysoko, jak pozwalają warunki, a te - podkreślane przywoływaną przeze mnie uparcie zadziwiającą ciszą władz Łodzi nad klapą pierwszej edycji - artysta otrzymał doskonałe, jak na lotnisku Changi w Singapurze. Szkoda, bo część łodzian trudno już będzie przekonać, że Transatlantyk spełnia ich marzenia. Jan A.P. Kaczmarek to niewątpliwie Liga Mistrzów. Tyle że Robert Lewandowski za kilkanaście milionów euro, które zarabia, strzela gole rywalom. Jan A.P. Kaczmarek „ładuje” do naszej bramki. I to za nasze (pana, pana i pani, proszę pani) pieniądze.