- Stres będzie ze mną do końca kariery, ale on musi mnie uskrzydlać - mówi Piotr Małachowski. Przyznaje, że Rio to jego ostatnia okazja na złoto olimpijskie w rzucie dyskiem
W Rio celem jest złoto?
Dla mnie to są ostatnie igrzyska olimpijskie, w których mogę realnie walczyć o złoty medal. Co będzie, to czas pokaże.
Śledzi Pan poczynania rywali? Co się dzieje z Robertem Hartingiem?
Z Hartingiem nic się specjalnego nie dzieje. Startował w mistrzostwach Niemiec, rzucił 68,04 m. Jest to świetny wynik, w dodatku osiągnięty w korzystnych warunkach. To sprawia, że w Brazylii będzie naprawdę ciekawie.
Dużo osób myślało, że przez liczne kontuzje ubędzie Panu konkurent.
Harting już zdążył wystartować dwa razy na zawodach z cyklu Diamentowej Ligi. Był na nich w pierwszej trójce. Widać, że wraca do formy i będzie groźny. Nie zapominajmy, że jest to mistrz olimpijski i trzykrotny mistrz świata.
Z Pana zdrowiem wszystko jest w porządku?
Zdrowie dopisuje, forma mniej. Technicznie chciałbym jeszcze coś zmienić, ale nie wiem, czy będę miał na to odpowiednio dużo czasu. Akurat moje problemy techniczne nie są dla mnie nowością. Mam je w zasadzie od początku swojej przygody ze sportem. Pracuję nad tym, by te mankamenty wyeliminować, ale to może być trudne. Kolega powiedział mi, że jak jestem zdrowy, to jest ze mną bardzo źle. Gdy choruję, oddaję najdalsze rzuty. W takim przypadku moje zdrowie zaczyna mnie niepokoić.
Jakie ma Pan plany na najbliższy czas? Wystąpi Pan w sobotnich zawodach w Londynie?
Zawody Diamentowej Ligi odpadają. Na pewno trochę potrenuję i wystąpię w Memoriale Janusza Sidły, to by było na tyle.
Do Rio de Janeiro doleci Pan w trakcie igrzysk?
Wylatuję 5 sierpnia, w dniu rozpoczęcia imprezy, więc na pewno odpada mi funkcja chorążego. Całe szczęście, bo jakbym miał przejść z flagą tyle kilometrów, to na końcu bym ledwo zipiał. Wyszłoby, że w kole na zawodach bym stał z dyskiem, zamiast się z nim kręcić.
Start w Rio i cała otoczka związana z igrzyskami będą Pana nakręcały czy raczej podchodzi Pan do startu jak do normalnych zawodów?
Na pewno jest lekka ekscytacja. Jeśli człowiek straci zapał do sportu i chęć rywalizacji, to powinien dać sobie spokój. Nie można być tylko wyrobnikiem w swojej konkurencji. Są chwile, że mam wszystkiego dość i chcę zrezygnować, ale na razie radość z uprawiania dyscypliny wygrywa. Gdy jest gorszy moment, łapię chwile refleksji i wracam do ciężkiej pracy. Gdy sport będzie dla mnie problemem i będę się psychicznie męczył – wtedy podziękuję. Na pewno wszyscy się o tym dowiedzą.
Ma Pan coś sobie do udowodnienia po igrzyskach w Londynie?
Mam do udowodnienia to, że kiedyś startowałem na igrzyskach wojskowych w Brazylii i byłem dopiero dwunasty. Rzuciłem marne 54 m. Teraz trzeba dorzucić przynajmniej z 15 m.
Zaznajamiał się Pan z warunkami, które panują teraz w Rio?
Brałem już udział na zawodach w Rio i wiem, jak może to wyglądać. Jedynym problemem może być za wysoka temperatura. Na to nic nie poradzę, wszyscy będziemy mieli takie same warunki. Trzeba wziąć się w garść i walczyć o medal dla Polski. Czy będą warunki zbliżone do Londynu, czy do tych w Pekinie, jest nieistotne.
Jedzie Pan z nastawieniem, by koniecznie przywieźć złoto?
Patrząc na ostatnie imprezy, w których brałem udział, to tylko raz byłem poza pierwszą trójką. Widzę realne szanse na ten złoty medal.
Rozmawiał: Michał Skiba