Widzę w Gorzowie wielki potencjał
- Dążymy do tego, by miasto i to, co się w nim dzieje, było oderwaniem od codzienności - mówi Anna Bonus - Mackiewicz.
Spaceruje pani czasem po Gorzowie?
Chciałabym, żeby tych spacerów było więcej, ale nie pozwalają na to obowiązki zawodowe i rodzinne. Jednak wraz z dziećmi eksplorujemy teren miasta tak często, jak to możliwe.
I co pani wtedy widzi?
Pewne rzeczy wszyscy widzimy: stan chodników, ulic, zdegradowana zabudowa, ale nie chciałabym się na tych rze
- czach skupiać. Z tymi problemami szybko sobie poradzimy. Mamy przeznaczone pieniądze, mamy plan inwestycyjny. To, co jeszcze widzę, to ogromny potencjał miasta. Burzy się we mnie energia do tego, żeby go wykorzystać.
Jaki jest ten potencjał Gorzowa?
To przepiękne tereny zielone, jakie nie są czymś powszechnym w polskich miastach. To obecność rzeki, świetnie funkcjonujący bulwar. Niestety nie mamy zbyt wielu zabytków. Mamy katedrę w sercu miasta, stąd między innymi pomysł aby tu lokalizować deptak.
Rewitalizacja ma wykorzystać ten potencjał. A z jakimi problemami ma sobie poradzić?
Rewitalizacja to wychodzenie obszaru zdegradowanego z kryzysu. W pierwszej kolejności ten proces skupiony jest na człowieku, ale też na inwestycjach. Elementem rewitalizacji jest na przykład realizowany już program Kawka (przejście z pieców na centralne ogrzewanie - red.), będzie nim też rewolucja w komunikacji miejskiej.
Wyznaczono konkretne obszary, które będą rewitalizowane: osiedle Słoneczne, Zawarcie, Stare Miasto i Nowe Miasto.
Z naszych badań wynikało, że najwięcej problemów społecznych, środowiskowych, infrastrukturalnych jest właśnie na tych trzech obszarach. Spotkaliśmy się z mieszkańcami. Ci zasugerowali, by rozszerzyć obszar osiedla Słonecznego o fragment miasta ciągnący się w stronę centrum oraz obszar Zawarcia o fragment Zakanala w okolicy Zbąszyńskiej i Krótkiej. Będziemy to rozważać. Na sesji rady miasta pod koniec czerwca powinna zostać podjęta uchwała dotycząca obszaru objętego rewitalizacją.
Eksperci podkreślają, że w rewitalizacji niezwykle ważna jest współpraca z mieszkańcami, aktywizowanie ich, by chcieli zmieniać swoje otoczenie. Jak chcecie zachęcać ludzi do współpracy?
Można to robić na przykład poprzez spotkania konsultacyjne, gdzie można spotkać się z urzędnikiem twarzą w twarz. Choć trochę mnie denerwuje określenie: urzędnik spotyka się z mieszkańcami. Ja też jestem mieszkanką miasta i na spotkaniach jestem w roli mieszkańca, który jest wysłannikiem mieszkańców w urzędzie, a nie odwrotnie. Ważne jest wychodzenie zza biurka do mieszkańców. To się dzieje, ale potrzebujemy jeszcze czasu, by wypracować ten dialog z mieszkańcami. Pomysłów na aktywizację mieszkańców jest mnóstwo. To spotkania integracyjne na podwórkach, festyny sąsiedzkie, święta ulic, kwartałów, wydarzenia kulturalne czy sportowe, wspólne planowanie wspólnej przestrzeni, to akurat planujemy zrobić jeśli chodzi o Kwadrat i ścieżkę wzdłuż Kłodawki. Chcemy pokazać, że można wykorzystywać różne miejsca w sposób nieoczywisty, na przykład sportowe akcje na schodach czy w podwórkach. Pokazać, że wspólna przestrzeń miasta to nie tylko miejsce do przemieszczania się z domu do pracy, że można używać jej w różnych celach, może być salonem miejskim w którym możemy się relaksować, spotykać przyjaciół. Tej aktywności jest teraz mało. Chcemy to przełamywać poprzez np. animatorów, którzy wejdą w konkretne środowiska.
Jak zachęcić do współpracy osoby z tych trudnych, ubogich środowisk, które nie angażują się w życie społeczne, spędzają dni na siedzeniu na ławkach, w bramach?
Często korzystam w pracy z Centrum Wiedzy o Rewitalizacji, w tym również z doświadczeń łódzkich nowej szefowej wydziału spraw społecznych Hanny Gil - Piątek. Z jej relacji wynika, że pierwsza wizyta urzędników w podwórku wygląda tak: wszyscy się sobie bacznie przyglądają, nic się nie dzieje. Mieszkańcy obserwują urzędników, nie wiedząc, po co tu są. Urzędnicy próbują nawiązać kontakt. Nie ma reakcji zwrotnej. Druga wizyta to już próby kontaktu. Mieszkańcy interesują się urzędnikami, bo skoro pojawili się tu kolejny raz, to może jednak mają coś sensownego do zaproponowania. Przy trzeciej, czwartej wizycie zaczynają się konstruktywne rozmowy, próby wspólnego organizowania jakiegoś wydarzenia.
Z badań wynika, że Gorzów zamieszkuje sporo osób ubogich, niekoniecznie bezrobotnych. Czy będzie im się chciało zajmować podwórkami, skoro mają na głowie własne zmartwienia?
Kłopoty finansowe mogą powodować marazm, niechęć do uczestniczenia w życiu społecznym. Ale naszym zadaniem jest to, by miasto i to co się w nim dzieje, było alternatywą dla kłopotów, oderwaniem od codzienności.
A równolegle miasto próbuje rozprawić się z problemem ubogich pracujących.
Szybciej będą widoczne inne efekty rewitalizacji. Już w 2017 r. bardzo zmieni się Kwadrat. W najbliższych latach będziemy mieć totalnie rozkopane centrum, ul. Sikorskiego będzie zamieniać się w deptak, ul. Chrobrego też. Rok 2017 będzie rokiem bez tramwajów, zmieniać będą się parki. Wszystkie zmiany będą na pewno zauważalne.
Powiedzmy że wszystko się uda. W jakim mieście będziemy żyć?
Mam wizję miasta, które nie jest na tyle duże, aby powodować uciążliwości życia w dużym mieście, ale na tyle duże, że ma zalety dużego miasta: dobrą komunikację, instytucje kultury, szkolnictwo wyższe. To miasto przyjazne do życia, o przyjaznym tempie życia, z deptakiem w centrum, gdzie koncentruje się życie kulturalne, towarzyskie. Z ulicą Chrobrego, która funkcjonuje jako galeria pod chmurką. Galerie handlowe są dużym wyzwaniem dla nas w procesie rewitalizacji. Imitują przyjazną przestrzeń publiczną, z ogród -kami, zielenią. Na Chrobrego chcemy stworzyć atrakcyjną alternatywę dla tych przestrzeni. Jest światełko w tunelu, po raz pierwszy w galeriach odnotowywane są spadki obrotów. To pokazuje, że model zachowań konsumenckich się zmienia. To korzystny moment, by działać na Chrobrego, rozwijać i wspierać tam przedsiębiorczość.