„Wieczór płytowy”: zapraszamy do tego, co jest kanonem i wartością [VIDEO]
To nie był mój pomysł, aby wskrzesić „Wieczór płytowy”. To była idea moich młodszych kolegów. Kiedy o tym usłyszałem, początkowo byłem sceptycznie nastawiony. Uważałem, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki - mówi dziennikarz Tomasz Szachowski, jeden z prowadzących „Wieczór płytowy” w radiowej Dwójce.
Kultowa audycja „Wieczór Płytowy” wraz z nowym rokiem wróciła na antenę Programu Drugiego Polskiego Radia. Nie czuje Pan, że wchodzi po raz drugi do tej samej rzeki?
Program wrócił do radia po ponad 20 latach przerwy. Na pani pytanie odpowiem: i tak, i nie. To nie był mój pomysł, aby wskrzesić „Wieczór płytowy”. To była idea moich młodszych kolegów. Kiedy o tym usłyszałem, początkowo byłem sceptycznie nastawiony. Uważałem, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Ale po pierwszym niedzielnym programie 1 stycznia, kiedy zalała nas potężna fala entuzjastycznych mejli, esemesów, postów na Facebooku, komentarzy i ta fala nadal napływa, spostrzegłem, że jest w tym potencjał, który warto wykorzystać, pójść za ciosem. Jest ogromna grupa melomanów, słuchaczy Polskiego Radia, a konkretnie Dwójki, która chce wrócić do tamtej konwencji; chcą znów „spotykać się” w takim gronie. I jest też, co wydaje się nawet ważniejsze, zupełnie nowa grupa słuchaczy, co ciekawe, spoza Drugiego Programu, którzy o tym pierwszym „Wieczorze płytowym” dowiedzieli się z reklamówek i anonsów, jakie ukazywały się na różnych antenach i w różnych mediach. Przyszli teraz do nas po raz pierwszy i są zachwyceni.
Źródło: polsktatimes.pl/x-news
Na co to wskazuje?
To pokazuje, że „Wieczór płytowy”, który znów wystartował, nadal będzie się ukazywał. Parafrazując pani pierwsze pytanie, można by zapytać, do jakiej rzeki wchodzimy. Myślę, że jest to już trochę inna rzeka. Jest w niej jeszcze trochę tej wody, która płynęła ćwierć wieku temu, ale jest w niej też inna woda. Wskrzeszamy pewną ideę, ale będziemy się starali iść w nowoczesność, musimy brać pod uwagę innego już słuchacza. Wynika to ze specyfiki programu, od momentu, gdy stał się on częścią radia publicznego. A być może nie wszyscy słuchacze zdają sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy termin „radio publiczne” pojawiło się w tym gmachu, w tej rozgłośni, dopiero po przełomie politycznym 1989 roku. Wcześniej był komitet do spraw radia i telewizji, wiadomo, przybudówka partii, tamtego systemu. W tej chwili jednocześnie kontynuujemy niejako dawny pomysł, ale w zupełnie innej rzeczywistości, kierując go do innego już pokolenia, który ma do muzyki dostęp nieograniczony. Wystarczy kliknąć, wystarczy zachcieć posłuchać jakiegokolwiek nagrania z jakiejkolwiek płyty - pozornie wszystko jest dostępne. Ktoś mógłby więc zapytać, po co ten program, skoro jest taki dostęp?
Właśnie o to pytam: jaki sens ma puszczanie na antenie radia całych płyt, kiedy dziś wszystko można znaleźć w internecie? Również tłumaczenia tekstów. A kiedyś w „Wieczorze płytowym” również tłumaczono teksty.
Tak jest, robił to nieżyjący już Tomek Beksiński, który bardzo zasłużył się tej audycji, a ona swoją rangę w dużej części zawdzięcza właśnie Tomkowi. My na pewno tego robić nie będziemy; to jest zamknięty rozdział również dlatego, że muzyka rockowa nie będzie podstawową osią tego programu, ponieważ - i tu znów wracam do Dwójki, która ma swój profil, a jest nią muzyka klasyczna, jazz i przyległości. Ale muzyka rockowa się pojawi, w mniejszym wymiarze i będzie to specjalny dobór płyt. I tu wracając do pani głównego pytania - osią programu będą właśnie płyty. Nie nowe płyty, ale takie, co do których zgadzamy się razem ze słuchaczami, że były kamieniami milowymi, że były ważne w naszym życiu, choć nie zawsze, w szerszym gronie zgadzamy się, czy to były te, czy inne płyty. Jednak dla części słuchaczy to z pewnością są znaczące krążki. Teraz próbujemy zbudować wspólną listę, udostępniliśmy już ją w internecie - 100 tytułów płyt klasycznych, a słuchacze pomogą nam zmodyfikować tę listę. Jeśli pyta pani o sens „Wieczoru płytowego”, to jest on bardzo prosty. Grupa przyjaciół spotyka się co tydzień w niedzielę, żeby posłuchać muzyki z płyt. Tylko tyle i aż tyle. Wracamy do płyt, które pamiętamy, niektórzy bardziej, niektórzy mniej, a niektórzy nie pamiętają bądź wręcz nie znają ich wcale. Dostajemy i takie mejle: „Ja ten krążek kupiłem 20 lat temu, zwariowałem wtedy, ta płyta chodzi za mną od 20 lat”. No, to posłuchajmy jej wspólnie, podzielmy się uwagami. Tak to sobie wyobrażamy. Pora wydaje mi się bardzo dobra - niedziela wieczór to czas, kiedy wyciszamy się po weekendzie, ale jeszcze nie idziemy spać, telewizja już nas męczy, więc jest to bardzo dobra chwila, żeby posłuchać radia. Muzyki klasycznej, jazzu i rocka, ale z wybranych płyt, takich, co do których jest absolutna zgoda, że bez nich ten gatunek muzyki nie byłby tym, czym jest.
Nie będziemy prezentować nowości, nie będziemy brać udziału w wyścigu. Pozostaniemy konserwatywni
Już Pan o tym wspomniał, ale uściślijmy - dla kogo jest „Wieczór płytowy”?
Dla wszystkich. Nie stawiamy żadnych ograniczeń. Myślę, że chodzi tu o kilka pokoleń. Program skierowany jest po pierwsze do tych, którzy nas pamiętają i chcą wskrzesić tamten klimat. Klimat dialogu, opowieści, w której głównym motorem i pretekstem jest muzyka. Na pewno zależy nam na pokoleniu, które nie zna tej audycji, ale słyszało o niej od swoich rodziców, którzy wychowali się na „Wieczorze płytowym”. No i chodzi nam o najmłodszych słuchaczy, którzy być może wniosą nowe spojrzenie, na przykład właśnie przy kształtowaniu listy płyt; zaproponują zupełnie inne krążki. Podkreślę, że my uciekamy od nowości. Od tego są inne audycje. Nie zamierzamy się z nikim ścigać.
Tylko dotknąć, czy odświeżyć sentymenty, jakie w nas tkwią?
Jak najbardziej. To jest podobne pytanie do tego, dlaczego nadal kocha pani pewne filmy i mimo że zna pani kolejne sceny, pamięta dialogi, nadal je ogląda? Dlaczego wciąż wraca pani do „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy”?
Albo do wciąż tych samych książek.
Racja. A w muzyce klasycznej - ludzie idą do filharmonii słuchać sonaty Schuberta, którą świetnie znają, dźwięk po dźwięku albo koncert Chopina, o którym wszystko wiedzą. To jest fenomen. Bardzo ważne jest wspólne przeżywanie i wciąż szukanie nowych wartości. To nas wzbogaca.
Kiedyś bywało tak, że fani „Wieczoru płytowego” zasiadali przed odbiornikami radiowymi, mając obok magnetofony i nagrywali całe płyty. Dziś nie ma już możliwości powtórzenia tego.
Dziś jest inny czas, obowiązują prawa autorskie, nie nagrywamy filmów, na płytach widnieją napisy, że nie wolno rozpowszechniać bezprawnie, więc jest to sprawa poza dyskusją. Ale kiedyś płyta nadana w wysokiej jakości była czymś wyjątkowym, a proszę pamiętać, że po raz pierwszy kompakt usłyszeliśmy w 1983 roku.
I po raz pierwszy na antenie Dwójki właśnie, w „Wieczorze płytowym”.
To był lipiec 1983 roku. Nawet już nie pamiętam, co to była za muzyka, prezentowaliśmy wtedy fragmenty kilku płyt kompaktowych. Trzeba też pamiętać, że na samym początku producentom zależało na popularyzacji nowej technologii. Czyli płyty wydawano nie według klucza repertuarowego, tylko według klucza demonstracyjnego, co oznaczało, że płyta powinna błyszczeć stereofonią, dynamiką, a wszystko po to, żeby pokazać wyższość tej nowej technologii nad starą. Tyle, że te płyty były bardzo drogie, albo ich u nas nie było, nie było też dostępnych odtwarzaczy, bo one również były potwornie drogie. Pierwsze odtwarzacze mieli ludzie, którzy jeździli wtedy na zachód. Przynosiliśmy do radia swoje, prywatne odtwarzacze, bo Polskie Radio nie miało wtedy ani jednego urządzenia tego typu. Dzięki temu, że zaczęliśmy wówczas trochę taką chałupniczą działalność na antenie, to nagle technicy, tworzący potężne dzieło Polskiego Radia zorientowali się, że przynosimy technologię, która o 20 lat wyprzedza to wszystko, czym wtedy radio dysponowało. Dzięki temu wszystko ruszyło do przodu.
Wróćmy jeszcze do tego pierwszego programu z 1983 roku.
To był może nawet rok 1982, kiedy zaczynaliśmy, puszczając muzykę z płyt analogowych. A dziś do analogów wracamy, prawda? Wtedy wszystko zaczęło się z prozaicznego powodu, czyli z problemów technicznych, które mieli słuchacze jedynego programu stereofonicznego, a trzeba pamiętać, że wtedy jedynym programem stereofonicznym była Dwójka, która gromadziła wszystkie gatunki muzyki. Audycja zrodziła się więc z potrzeby technicznej, aby był punkt odniesienia i to najlepszej jakości. A potem nastąpił dalszy ciąg, wybór repertuarowy, doszedł Tomasz Beksiński, tłumaczenia tekstów.
Jak Pan dziś wspomina tamte audycje?
Bardzo dobrze. Między nami, prowadzącymi, a było nas kilku, choć to głównie ja z Tomkiem Beksińskim prowadziłem te audycje, bywały jednak różnice. Ale byli wspaniali współautorzy, choć niezbyt liczna grupa, jak Jan Weber, który uczestniczył w dużych blokach, „Wieczorach z płytą kompaktową”. Był Antek Piekut, który dziś jest w „Trójce”, tworzył fantastyczne audycje rockowe. Program potrafił trwać po 6-7 godzin, od godziny 18 wieczorem do 1 w nocy. Wszystko to było częścią „Wieczory płytowego”, tylko bardziej rozbudowaną. Z kompaktu szły już opery. To był jedyny program w stereo - podkreślam - bo walor płyty kompaktowej, kolorystykę, brzmienie, przestrzeń tylko w stereo można było docenić.
Na czym wtedy polegały te różnice między wami?
To były różnice repertuarowe. Każdy z nas interesował się trochę inną muzyką.
Kłóciliście się, co dać na antenę?
Nie, nie. Obecność Tomka Beksińskiego traktowałem jak prezent, który spadł mi z nieba, dlatego że repertuar, jaki on proponował był mi obcy, mniej znany, to nie było coś, o czym mógłbym powiedzieć, że było mi najbliższe. I okazało się, że Tomek też trafił fantastycznie w dużą grupę odbiorców, którzy pamiętają go do dziś. Powstają o nim książki, powstał film, sporo się dziś mówi o rodzinie Beksińskich i o samym Tomku Beksińskim.
Jaka wyglądała Pana znajomość z nim i współpracę?
Tomek Beksiński był niezwykle rzetelnym człowiekiem. Bardzo uczciwym, prostolinijnym, ogromnie wrażliwym, może trochę niepasującym do współczesności, w której życie uczy ludzi i cynizmu, i dystansu, i cwaniactwa, żeby móc funkcjonować. Tomek tego nie potrafił, trochę się w tym gubił. Odpowiednika dla swojej osobowości szukał w tekstach piosenek. Uważam, że się do końca nie spełnił. Miał ogromną wiedzę, wspaniale znał całą tę literaturę „rockową”, że powinien na ten temat napisać książkę, przedstawić odbicie epoki w rockowych tekstach, nie tylko oczywiście polskich, ale i światowych. Bo to jest ważne pytanie, co jednoczyło tamto pokolenie, jakie było to pokolenie lat 80.? To był niezwykle ciekawy okres w światowej muzyce rockowej i Tomek był tego bardzo bliski. Wielka szkoda, że życie tak mu się pokręciło i taki napisało mu koniec. Wciąż uważam to za wielkie nieszczęście. On nadal powinien być z nami i robić to, co potrafił najlepiej.
Jeśli w latach 80. w Polskim Radiu, właśnie w „Wieczorze płytowym” zaistniała pierwsza płyta kompaktowa, to zastanówmy się nad tym, co dziś, w cyber czasach XXI wieku może wydarzyć się po raz pierwszy w tej audycji?
Ciekawe pytanie, ale musiałbym się nad nim głęboko zastanowić (śmiech). Choć myślę, że pozostaniemy w najlepszym tego słowa konserwatywni. Nie będziemy brać udziału w wyścigu, to nie jest nasza rola, od tego jest masa innych audycji, są didżeje stacji radiowych. Wystarczy kliknąć, zmienić stację, by zobaczyć, jaki to jest wyścig. My w nim nie uczestniczymy. Próbujemy trochę wyhamować i wśród tej masy dźwięków, kakofonii wręcz, jaką człowiek ma do strawienia, wyłowić coś, nad czym się warto zatrzymać, co zostanie w naszych głowach i o tym porozmawiać. Dlatego tak ważny dla nas jest odzew słuchaczy.
Potrzeba nam tego wyhamowania, zatrzymania i „Wieczór płytowy” to ma nam dać?
Właśnie tak. Myślę, że tu nie tylko chodzi o „Wieczór płytowy”. Chcę bardzo zareklamować Program Drugi Polskiego Radia, który jest jedynym programem bez polityki, w którym znajdziemy tylko kulturę, sztukę i przede wszystkim muzykę.
Myślę, że radiowa Dwójka nie potrzebuje specjalnej reklamy.
Dwójka to jest azyl, ucieczka, odpoczynek, inne przeżywanie czasu. I chcemy, aby to wszystko było też w „Wieczorze płytowym”, gdzie inaczej będziemy rozmawiać o muzyce klasycznej, ale w gruncie rzeczy jesteśmy częścią całego Programu Drugiego.
Po pierwszej audycji można powiedzieć, że jest to już o tyle inne wydarzenie, że jest silnie obecne w mediach społecznościowych, na Facebooku, już stał się interaktywny.
Dopiero wystartował. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.
Ogłosiliście panowie plebiscyt, czy to znaczy, że to słuchacze będą decydować o tym, czego będziemy słuchać?
W dużym stopniu. Nie mamy jeszcze gotowej recepty, jak to wszystko się potoczy. Mamy mamy kilkaset płyt, które znajdą się w tym plebiscycie, mamy doświadczenie, może ja największe, jako że jestem najstarszy i wiem, jak to bywa z gustami. Jednocześnie wyczuwam i to podpowiadają nam słuchacze, jakie są możliwości.
Jakie?
Przede wszystkim musimy wyważyć proporcje, jeśli chodzi o płyty. Musimy mieć na uwadze odbiorców różnych gatunków. Muzyka klasyczna, poważna - oczywiście, bo to jest przecież Program Drugi. Muzyka jazzowa - jak najbardziej, ale pytanie, w jakiej proporcji powinny się tu znaleźć owe kamienie milowe muzyki rockowej. Ponieważ muzyka rockowa w Programie Drugim, jeżeli już ma być, to nie ma być stałym elementem, który decyduje o brzmieniu. My jednak brzmimy inaczej. Będą więc pojawiać się płyty ważne, a wiem, że koledzy szykują to, by pojawił się Queen. Na pewno będzie Sting, Bring On The Night z jazzmanami, Peter Gabriel, tego rodzaju zespoły i soliści. Ale zastanawiamy się też nad tym, jak to ugryźć inaczej, aby to nie było powielenie komentarzy, jakie co chwilę słyszymy na różnych antenach.
Czy już z tego odzewu, jaki nastąpił po pierwszym „Wieczorze płytowym” mógł się Pan zorientować, czego ludzie chcą dziś słuchać?
Na razie poddaliśmy weryfikacji propozycję setki klasycznych płyt. Nie rzucamy wszystkiego od razu. Za chwile będą propozycje jazzowe i rockowe. Już po tych kilku dniach widać, czym jestem ogromnie zaskoczony, że słuchacze wybierają i to niezależnie od siebie wcale nie oczywiste płyty, tylko specjalne, jak III Symfonię Pieśni Żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego, która, po nagraniu w Anglii, stała się sensacją komercyjną, zajęła pierwsze miejsce w plebiscycie najlepiej sprzedawanych płyt, startując w konkurencji z muzyką pop. Stało się wtedy coś niebywałego. I nagle słuchacze chcieliby usłyszeć właśnie tamtego nagrania. Jest jeszcze jeden dylemat, który stoi przed nami - mam tu na myśli proporcje dźwięku z płyty kompaktowej i z płyty analogowej. Na razie przeważa analogowa - słuchacze chcą, aby odtwarzać muzykę bezpośrednio z płyt analogowych, nawet, jeśli dysponujemy również kompaktową.
Dziś już nie trzeba wyjeżdżać za granicę, aby zdobywać płyty.
Ale wciąż nie wszystkie są tak łatwo dostępne.
Obecność Tomka Beksińskiego traktowałem jak prezent z nieba, bo proponował repertuar, który był mi obcy
Stąd też, jak zauważyłam w komentarzach w internecie, ludzie oczekują, że posłuchają właśnie tych płyt nie do zdobycia, tych białych kruków, jakich się w sieci nie znajdzie.
Odpowiem na to, że mamy już w Polskim Radiu audycję, w sobotę, prowadzi ją Przemek Psikuta, która nazywa się „Duża Czarna”, gdzie gra się muzykę wyłącznie z płyt analogowych i tam są właśnie białe kruki, prezentuje się płyty, których już praktycznie nie ma, albo nie można dostać. Nie musimy więc tego dublować. My raczej będziemy szli twardym środkiem, dla jak największej grupy słuchaczy. Nie będziemy szli w zakamarki muzyczne, w swego rodzaju przyczynkarstwo, od tego jesteśmy jak najdalsi. Chodzi nam o przypomnienie czegoś wartościowego, co należy do kanonu i o zaproszenie również tych słuchaczy, którzy tego nie znają. Będziemy mówić o tych płytach, o ich wartości, o tym, dlaczego one są ważne, co nowego wniosły.
Jakie płyty w Pana życiu były tymi przełomowymi, które zmieniły sposób postrzegania rzeczywistości, zmieniły życie?
To nie jest łatwa odpowiedź. Będę na to pytanie odpowiadał na antenie. Proszę słuchać „Wieczoru płytowego”.
Tomasz Szachowski: Wskrzeszamy pewną ideę, ale będziemy starali się iść w nowoczesność