Wielkanoc 2020: To będzie podróż do świata prawdziwych potrzeb i uczuć
Skype lub telefon zamiast dzielenia się jajkiem? Osobno, ale razem? W wielu przypadkach to i nierealne, i całkiem niepotrzebne. - To będzie zmiana jakościowa - mówi Magdalena Cieślik. - Ale inaczej, nie znaczy gorzej.
Tegoroczna Wielkanoc będzie inna dla wszystkich. Nie tylko ci, którzy zasiadali do śniadania w kilkunastoosobowym gronie spędzą święta inaczej. Domowa, choć raczej nie chciana, wersja Wielkanocy stanie się także udziałem osób, które weekend po pierwszej wiosennej pełni spędzały na wakacjach - czy to w kraju czy za granicą.
Wiele osób spędzi święta wyłącznie w swoim własnym towarzystwie.
- Obecna sytuacja jest doskonałą metaforą Wielkanocy - mówi Magdalena Cieślik, psychoterapeutka.
- Stało się. To co jeszcze kilka tygodni temu planowaliśmy umarło i zostało pogrzebane. Teraz czekamy na zmartwychwstanie. Ono na pewno nastąpi. Ale to jest jedyne, co wiemy. Jak będzie wyglądało - przekonamy się w niedzielny poranek. Jednego jestem pewna - ten czas, choć zupełnie inny niż zazwyczaj, może być dobry, owocny i przyjemny. Nawet, jeśli dla kogoś brzmi to jak herezja
- podkreśla psychoterapeutka.
Święta na posterunku
Lekarze, pielęgniarki, salowe, ratownicy medyczni - wielu z nich spędzi święta w pracy. I choć nie zaprzeczają, że obawa o zdrowie swoje i najbliższych im towarzyszy, podkreślają, że to sytuacja wpisana w ich zawód.
- Pracuję w szpitalach już ponad ćwierć wieku - mówi Iwona Zientkiewicz, pielęgniarka. - Każdego roku w pracy spędzam jeśli nie Wielkanoc, to Boże Narodzenie lub sylwestra. Długich weekendów i innych świąt nie zliczę. I trzeba było epidemii, żeby nagle ludzie dostrzegli, że tak jest. Oby nie zapomnieli, gdy sytuacja się uspokoi - dodaje.
Dla Agnieszki Nowak wyrazy społecznego uznania dla pracowników służby zdrowia są bardzo budujące. - Faktycznie społeczeństwo dostrzegło, że jesteśmy na pierwszej linii frontu - przyznaje. - Nie tylko lekarze, ale też ratownicy, pielęgniarki, salowe. Niezależnie od tego jaki pacjent do nas trafi, musimy mu pomóc. Oczywiście w najtrudniejszej sytuacji jest personel szpitali jednoimiennych - dodaje.
Medycy lepiej niż inni zdają sobie sprawę z ryzyka, jakie jest związane z zakażeniami koronawirusem. Dla nich przestrzeganie wszystkich zasad bioasekuracji to oczywistość.
- W pierwszy dzień świąt pracuję. Na szczęście wśród domowników nie mam osób z grupy ryzyka, więc po prostu pozostały czas spędzę z nimi - mówi Iwona Zientkiewicz.
Agnieszka Nowak przyznaje, że najtrudniejsza w nadchodzących świętach jest niemożność kontaktu z najstarszymi członkami rodziny.
- Mam dziewięćdziesięcioletnich dziadków. Niezależnie od epidemii, w przypadku osób w najstarszym wieku gdzieś w głowie kołacze myśl, że nie wiadomo, ile wspólnych świąt nam jeszcze zostało. Ale trzeba to przeżyć - ich bezpieczeństwo jest najważniejsze
- mówi.
To ja, twój domownik
Bywa, że ci, dla których rodzinne spotkania w szerokim gronie to sens Wielkanocy, po prostu święta... odwołują. Rezygnują z ozdabiania domu, tradycyjnych potraw, często umawiają się z nieobecnymi bliskimi, że nie będą tego dnia składać sobie życzeń. Obchodzenie świąt planują na czas, kiedy "już będzie wolno".
Zaprzeczanie faktom może jednak odbić się ciężką czkawką. Byle drobiazg: reklama w telewizji, zapach żurku płynący od sąsiadów czy cokolwiek innego może wywołać falę bolesnych uczuć, z którymi trudno będzie sobie poradzić.
- Maksimum szczerości wobec siebie to najlepsze wyjście - mówi Magdalena Cieślik. - Mamy zupełnie wyjątkową okazję przyjrzeć się sobie i odkryć swoje prawdziwe potrzeby. Nie zrobimy tego ani w ciągłym biegu, ani w tłumie ludzi. Korzystajmy więc póki można.
Agnieszka Nowak w kameralnych świętach dostrzega także dobre strony. - Myślę, że będzie to okazja bardziej docenić swoich domowników - mówi. - Często, mieszkając pod jednym dachem, mijamy się, nie poświęcając sobie wzajemnie zbyt wiele uwagi. W tym roku mamy okazję na nowo do siebie się zbliżyć.
Podobne doświadczenia, chcąc nie chcąc, są udziałem tych, którym epidemia zburzyła plany świątecznych wyjazdów. Choć niektórym trudno przełknąć rozczarowanie faktem, że najbliższe dni zamiast pod palmami czy w spa, spędzą we własnych czterech ścianach, z braku lepszych możliwości, sięgają do tradycji.
- Od wielu lat na Wielkanoc wyjeżdżaliśmy z żoną za granicę. Zamiast siedzieć przy stole, zwiedzaliśmy egzotyczne miejsca. Tak miało być i teraz. Pandemia zburzyła wszystkie nasze plany. Wyjazdu nie będzie, dzieci i wnuki nas nie odwiedzą. Skoro tak - zamówiliśmy świąteczny catering i będziemy nadrabiać zaległości w lekturze
- mówi Piotr.
Dorota trochę obawia się nadchodzących dni. - Mieliśmy opłacony wyjazd w góry - mówi. - Teraz, po tygodniach spędzonych razem przez 24 godziny na dobę - bo oboje z mężem pracujemy zdalnie - bardzo taka odmiana by się przydała. Jesteśmy swoją ciągłą obecnością trochę zmęczeni, brakuje nam przestrzeni, czasem sprzeczki wybuchają o drobiazgi. Ale wszyscy postaramy się, żeby było miło. Przygotujemy uroczyste śniadanie z żurkiem, białą kiełbasą i mazurkiem. Potem każdy zajmie się tym na co będzie miał ochotę. Na krótkie wakacje wyjedziemy, gdy tylko będzie można - mówi.
W zupełnie innej sytuacji są osoby mieszkające pojedynczo. Tych, dla których śniadanie wielkanocne poza domem było wyczekiwanym wydarzeniem, mogą czekać trudne chwile. Im ukojenie może przynieść jakakolwiek forma zainteresowania: choćby rozmowa telefoniczna, drobiazg pod drzwiami Ale dla innych święta we własnym towarzystwie to całkiem atrakcyjna opcja.
Posnuć się z kawą
Teresa przyznaje: gdy stało się jasne, że rygory dotyczące kontaktów społecznych nie zostaną złagodzone, odetchnęła z ulgą.
- Mój plan na święta? Siedzieć w domu, zatopić się w łóżku, snuć się z kawą po domu, głaskać psa i mówić: jak mi dobrze. Nareszcie doczekałam, że nie muszę się kłócić, nie muszę udawać, że się dobrze bawię, jak marzę tylko o drzemce i jeść na gwizdek - mówi. - Stanowczo zakazałam trójce moich dorosłych dzieci mnie odwiedzać i sama też donikąd się nie wybieram -twierdzi.
- Teraz bezpieczeństwo jest ważniejsze od wszelkich innych powinności. Może to jeden jedyny raz kiedy w święta jestem całkowicie panią swojego czasu. I mam błogosławieństwo nie dość, że Watykanu, to jeszcze ministra zdrowia. Wykorzystam do ostatniej sekundy.
Teresa, podobnie jak Ewa, zamierza całkowicie zignorować kwestię świątecznych dekoracji. Tradycyjne menu obie zamierzają ograniczyć do jajek, szynki i kawałka ciasta. Zjedzą je, gdy przyjdzie im ochota.
- Śniadanie przez Skype’a? Tak, synowa miała nawet taki pomysł - Ewa nie ukrywa rozbawienia. - Na szczęście dała sobie łatwo wytłumaczyć, że kilka tygodni od ostatniego spotkania, gdy mieszkamy kilkanaście kilometrów od siebie, a nie na innych kontynentach, to będzie sztuczne. Kocham moją rodzinę, ale sytuacja, gdy w Niedzielę Wielkanocną nie trzeba się zrywać o świcie, by w pełnym rynsztunku zasiąść do stołu, ma swoje dobre strony. Synowa nigdy się nie przyzna, ale na pewno to, że przygotuje śniadanie dla czterech osób, a nie kilkunastu nie jest dla niej powodem do zmartwienia. Może ma znaczenie to, że nie jesteśmy religijni? - zastanawia się.
Zdarza się, że własna reakcja na inne niż zazwyczaj plany na święta bywa zaskakująca. Dla Natalii przełknięcie faktu, że Wielkanoc spędzi tylko z partnerem okazało się trudne, choć pozornie w stu procentach spełniło jej oczekiwania.
- Wielkanoc i Boże Narodzenie spędzamy całą rodziną. To sumie kilkanaście osób - relacjonuje. - Od ładnych paru lat tak się składa, że na mnie spadają wszystkie przygotowania. Już od paru lat bezskutecznie próbowałam przekonać rodziców i rodzeństwo, żeby wielkanocne wspólne śniadanie sobie darować. Jeszcze tydzień, półtora temu, byłam przekonana, że może w mniejszym gronie, ale wspólne śniadanie się odbędzie. Później zastanawiałam się, jak rodzicom wytłumaczyć, że z racji ich wieku to zły pomysł. Gdy w końcu sami na to wpadli i oświadczyli, że zostają w domu i nie przyjmują gości, najpierw poczułam ulgę. A zaraz potem zrobiło mi się smutno. A przecież jest tak, jak chciałam - relacjonuje kobieta.
Magdalena Cieślik nie jest zdziwiona. Zwraca uwagę także na to, że czas, który pozostał do świąt i one same będą podróżą przez własne emocje, a krajobraz może się raz po raz radykalnie zmieniać.
- Sami ze sobą, bez zewnętrznych powinności mamy wyjątkową okazję poznać swoje prawdziwe potrzeby - mówi.
- Otwórzmy się na nie. Ja sama czekam na te święta bez tradycyjnego śniadania z całą rodziną z ciekawością. Zrobiłam wiosenne porządki, udekorowałam dom, bo jednak chcę je celebrować. Zakładam, że choć inne - będą przyjemne. Jak się poczuję? Co mi sprawi przyjemność, czego mi będzie brakowało, co okaże się uciążliwe lub zbędne? Myślę, że się tego dowiem. I to będzie dobre. Taka jest ludzka natura. To, że w najgorszej sytuacji znajdujemy coś pozytywnego, czego możemy się uchwycić, by iść dalej, to gwarancja przetrwania nas jako jednostek i jako ludzkości. Po tych świętach, innych niż wszystkie poprzednie, życie potoczy się dalej. A my możemy wyjść z nich bogatsi.