Wielki kryzys sprzed 90 lat. Kogo pożerał smok?
W Solcu Kujawskim bezrobotny Kasperski z rozpaczy zastrzelił trójkę dzieci, a potem otruł siebie, bo zabrakło mu naboju. Samobójstwo popełnił znany przemysłowiec Hans Behring, a wdowa poszła w jego ślady. Co kilka dni informowano o samobójczych skokach pod pociągi i z mostów, i o eksmisjach lokatorów, którym zabrakło pieniędzy na opłacenie czynszu.
Masowe zwolnienia z pracy, upadłości przedsiębiorstw - głównie małych firm, zahamowanie bądź wstrzymanie inwestycji, potężne kłopoty w służbie zdrowia, inflacja, drożyzna, emigracja młodych i wykształconych - to tylko niektóre z elementów rzeczywistości, która nas czeka w najbliższej przyszłości. Kryzys, który znamy sprzed dekady, to drobiazg w porównaniu z tym, jaki nam zgotował zjadliwy wirus z Chin.
By może rozpoczynający się czas recesji da się porównać z tym, którego nikt z żyjących już nie pamięta, a który spadł na Polskę niczym zły demon około 90 lat temu. Kryzys wówczas dotknął nie tylko nasz kraj, ale cały rozwinięty gospodarczo świat. Horror zaczął się w Nowym Jorku w tzw. czarny czwartek, a jego przyczyną był totalny krach na giełdzie.
Wódka... lekarstwem?
Jego skutkami były m.in. masowe bankructwa przedsiębiorców, wzrost liczby popełnianych samobójstw, strajki pracowników i urzędników, a nawet... bezrobotnych, głodówki weteranów, masowe akcje charytatywne i zbiórki pieniędzy na rzecz ludzi dotkniętych kryzysem. Z bardziej oryginalnych efektów wymienić można liczną imigrację do kraju pracowników zwolnionych na Zachodzie, złamanie zakazu wyszynku wódki w niedziele, a także... odwołanie karnawału.
W 2020 roku Polacy - w przeciwieństwie do swoich przodków - raczej nie będą tracić mieszkań i nie będą umierać z głodu. Ten kryzys dotknie bardziej strefy komfortu naszego życia, dóbr luksusowych, kultury i rozrywki, swobodnego podróżowania po świecie. Dostęp do takich usług wielu z nas utraci.
Obecnie rozpoczynający się kryzys wywołany został z innych przyczyn i z całą pewnością będzie miał inny przebieg i skutki. Minione 90 lat, choć nie wpłynęło zasadniczo na ekonomiczne mechanizmy gospodarki, bardzo zmieniło świat. Nieporównanie wyższa jest zasobność nie tylko państw, ale i obywateli. Nieporównanie bardziej rozbudowany jest system świadczeń społecznych i ubezpieczeń. Pomoc popłynie ze strony rządu RP, jak i Unii Europejskiej. Wiele prac i usług możemy wykonywać zdalnie. W 2020 roku Polacy - w przeciwieństwie do swoich przodków - raczej nie będą tracić mieszkań i nie będą umierać z głodu. Ten kryzys dotknie bardziej strefy komfortu naszego życia, dóbr luksusowych, kultury i rozrywki, swobodnego podróżowania po świecie. Dostęp do takich usług wielu z nas utraci. Na jak długo - to się okaże.
Wstrząsy, które szarpnęły...
A jaki może być przebieg kryzysu? Scenariusz dopiero napisze życie. Na razie możemy pospekulować na podstawie tego, co działo się w Polsce 90 lat temu. Spróbujmy przywołać zatem tamten czas…
Po raz pierwszy słowo kryzys w odniesieniu do Polski padło 7 grudnia 1929 roku na sali sejmowej podczas uchwalania budżetu na 1930 rok. Minister skarbu Ignacy Matuszewski był wówczas jeszcze optymistą: „Sądzę, że wstrząsy, które w różnym stopniu szarpnęły różnymi krajami, nie są zwiastunem powszechnego zubożenia, które musiałoby stać się i dla nas dotkliwem. W Polsce nie rośnie bezrobocie, zmniejszył się dług zagraniczny. Przypuszczam, że przyszły rok będzie rokiem pokryzysowym, nie zaś rokiem kryzysu”.
Jakże bardzo się mylił...
Pierwsze skutki kryzysu mieszkańcy kraju odczuli dopiero na przełomie roku. Święta minęły normalnie, a sylwester był tak huczny, jak nigdy - informowała prasa. Dramat rozpoczął się znienacka, niemal z dnia na dzień w styczniu 1930 roku.
Zżerający wszystko smok
Wystarczy zerknąć na ówczesne prasowe tytuły: „Tąpnięcie gospodarki we wszystkich jej dziedzinach”. „Zastój na giełdzie”. „Gwałtowny spadek cen ziemi i płodów”. „Trudności w uzyskiwaniu nowych kredytów”. Satyrycy przedstawiali nowe zjawisko w postaci smoka zżerającego wszystko na swojej drodze. Kryzys w Europie spowodował gwałtowny spadek eksportu ówczesnych polskich specjalności - wyrobów przemysłu włókienniczego i drzewnego, co pociągnęło za sobą znaczące ograniczenie produkcji w tych branżach. Do tego doszła jeszcze bardzo łagodna zima, skutkiem czego spadł popyt na węgiel.
Lawina kryzysowa została uruchomiona.
10 stycznia premier Kazimierz Bartel ogłosił plan pomocy dla sektora budowlanego na 1930 rok. Poinformował też, że liczba bezrobotnych 28 grudnia 1929 roku wynosiła w kraju 186 427. Nikt wówczas nie przypuszczał, że od tej pory będzie się z dnia na dzień zwiększać.
Radni uciekli z sali
Na Kujawach i Pomorzu masowe zwolnienia z dnia na dzień zaczęły się w połowie stycznia. 7 lutego 1930 roku podczas sesji Rady Miejskiej Bydgoszczy bezrobotni z galerii dla publiczności wołali o pomoc. Radni uciekli z sali. Pozbawieni pracy zebrali się więc przed ratuszem. Przychodzili tu odtąd codziennie w coraz większej liczbie. Prawo do zasiłku miało w Bydgoszczy tylko niecałe 3 tys. osób. Reszta znalazła się w skrajnej nędzy. Uruchomiona tzw. kuchnia ludowa wydawała dziennie 5 tys. obiadów i półfuntowych porcji chleba. Rozdzielano też żywność i opał.
W początkach marca 1930 roku skutki kryzysu odczuły koleje. W związku ze zmniejszeniem się ruchu towarowego i pasażerskiego okrojono składy większości pociągów, a na niektórych trasach kursy wręcz zawieszono.
W środy, piątki i soboty każdym pociągiem kursującym w te dni z Paryża do Polski docierało kilkuset Polaków wracających z Francji po utracie tam pracy.
W kolejnych tygodniach bezrobotnych przybywało nie tylko z racji ograniczania produkcji w zakładach. W środy, piątki i soboty każdym pociągiem kursującym w te dni z Paryża do Polski docierało kilkuset Polaków wracających z Francji po utracie tam pracy.
Miasta w całej Polsce po kolei stawały na progu katastrofy. W niektórych dopiero wiosną bezrobotni zaczynali gromadzić się przed gmachami urzędów wojewódzkich. Codzienne wiece trwały przez kilka tygodni.
Trzydniowy tydzień pracy
Pod koniec 1931 roku alarmowano, że nastała deflacja, bo spadł popyt na towary biedniejącego z dnia na dzień społeczeństwa. Pisano, że ceny zbóż i mięsa w porównaniu do 1928 roku spadły o 46 procent, produktów przemysłowych o 27 proc., a cała produkcja o jedną trzecią. W miastach redukowano setkami urzędników, a większości „obcięto” pensje. W niektórych wprowadzono...3-dniowy tydzień pracy.
Na wniosek restauratorów, przerażonych brakiem klientów, ale także dla ratowania budżetu, rząd zgodził się na dotąd zakazany wyszynk wódki w niedziele i święta, jednak nie przyniosło to spodziewanego wzrostu obrotów.
Pojawiły się nowe, nieznane dotąd zjawiska. Dzieci kradły z kościelnych skarbonek, żeby mieć na chleb.
Za zaległe podatki na licytację wystawiło swoje zakłady setki kupców i rzemieślników, upadło wiele przedsiębiorstw z tradycją, zachwiały się banki. Ściąganie składek na kasy chorych doprowadzało do upadku kolejne zakłady.
Pojawiły się nowe, nieznane dotąd zjawiska. Dzieci kradły z kościelnych skarbonek, żeby mieć na chleb. W Solcu Kujawskim bezrobotny Kasperski z rozpaczy zastrzelił trójkę dzieci, a potem otruł siebie, bo zabrakło mu naboju. Samobójstwo popełnił znany przemysłowiec Hans Behring, a wdowa poszła w jego ślady. Co kilka dni informowano o samobójczych skokach pod pociągi i z mostów, i o eksmisjach lokatorów, którym zabrakło pieniędzy na opłacenie czynszu..
Zaczęła się nędza...
Rok 1933 podsumowano jako „rok szalejącego kryzysu”. Bezrobotnych było w Polsce 324 398, dwa razy więcej niż cztery lata wcześniej. „Kryzys się skończył, ale zaczęła się nędza” - pisano - „zwana naukowo stabilizacją kryzysu”.
Rok później odnotowano kolejne szokujące zjawiska: w Grudziądzu zastrajkowało 1800 bezrobotnych, odmówili oni pracy na rzecz miasta w zamian za przyznanie zasiłku. W Bydgoszczy 71-godzinną głodówkę podjęło 36 weteranów powstania wielkopolskiego, domagających się pracy.
Żeby nie rozgoryczać zgłodniałych, którzy z zawiścią patrzą na tych, co w karnawale bawią się na balach, uchwalamy jednomyślnie nie urządzać w Ciechocinku bali...
20 grudnia 1935 przedstawiciele organizacji i stowarzyszeń działających w Ciechocinku złożyli deklarację: „Mając na względzie ogólnie ciężką sytuację materjalną społeczeństwa, wśród którego są całe rzesze bezrobotnych a, stąd i wiele rodzin w skrajnej nędzy, żeby nie rozgoryczać zgłodniałych, którzy z zawiścią patrzą na tych, co w karnawale bawią się na balach, uchwalamy jednomyślnie nie urządzać w Ciechocinku bali w karnawale 1936 roku”.