Wielki skok na miasta
PiS-owi trudno wygrać wybory w dużych miastach. Sięga więc po stolicę. Czy sięgnie dalej?
Projekt stworzenia metropolii warszawskiej to odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego na problem Prawa i Sprawiedliwości, który od lat nie ma szans na przejęcie władzy w dużych miastach. Samorządowcy i opozycja są przeciwni pomysłowi firmowanemu nazwiskiem Jacka Sasina, nazywanego już złośliwie „metropolitą”.
PiS szykuje już podobną ustawę dla Katowic i Poznania. Co by było, gdyby objął nią także miasta w Kujawsko-Pomorskiem? Jak dalece zmieniłoby to wyborczy wynik partii rządzącej w przyszłych wyborach?
Siła w mniejszych
W Toruniu i Bydgoszczy w ostatnich wyborach zwyciężyła PO, ale PiS znalazł się na drugim miejscu z zaledwie dwoma punktami procentowymi mniej. Jednak inaczej wygląda sytuacja w gminach. Gdyby wykluczyć podtoruńskie: Wielką Nieszawkę (PO 30,81, PiS 25,71 proc. głosów) i Czernikowo (PO 35,33, PiS 34,20 proc. głosów) pozostałe gminy zdecydowanie głosowały już za PiS. Zrobienie więc z Torunia megapowiatu mogłoby się przyczynić do tego, że PiS wiodłoby w nim wyborczy prym.
Podobnie w Bydgoszczy i powiecie. W Osielsku wygrała PO (35,98, PiS 22,81 proc.), w Sicienku (PO - 29,79, PiS 27,36 proc.), w Białych Błotach (PO - 29,60, PiS 25,33) i w Solcu Kujawskim (PO - 30,02, PiS 29,59 proc.). Jednak już w Koronowie, Nowej Wsi, Dobrczu, Dąbrowie Chełmińskiej - dominowało PiS.
W powiecie włocławskim wygrało PiS - 40,51, PO - 17,10 proc., tylko w Kikole prześcignął je PSL - 41,94, PiS 31,82 proc., a w Bobrownikach PSL szedł z PiS prawie łeb w łeb (PSL - 29,81, PiS - 29,10 proc.) I w powiecie inowrocławskim wygrał PiS, ale już sam Inowrocław zdecydowanie opowiedział się za PO (34,39, PiS - 28,97). W powiecie żnińskim wygrał PiS, ale Barcin twardo stał przy PO (31,39, PiS - 25,36 proc.). Czy opłaca się więc PiS tak dalece majstrować przy okręgach wyborczych?
Korzyści dla rządzących
Politolog dr Renata Mieńkowska-Norkiene z Uniwersytetu Warszawskiego PiS-owskie grzebanie przy okręgach wyborczych nazywa manipulacją.
- To takie naginanie geografii wyborczej, żeby była korzystna dla rządzących, którzy chcą zmieniać ordynację wyborczą - mówi. - Jeśli chodzi o zmianę granic Warszawy, łączenie ościennych gmin, poza Podkową Leśną (gdzie PiS przegrał), to PiS nie ma nawet na tyle skromności i umiaru w sięganiu po władzę, aby tę Podkowę potraktować z szacunkiem. Do tego plany metropolitalne zbiegają się z pomysłem dwukadencyjności włodarzy miast i gmin, co zwiastuje zmiany, które ewidentnie wskazują na próby poszerzania wpływów.
Zdaniem dr Mieńkowskiej-Norkiene metropolitalne zakusy PiS na pewno wpłyną na zwiększenie kosztów życia i utrzymania mieszkańców. - Ale jest też wiele korzyści, np. objęcie komunikacją najmniejszych miejscowości czy w ogóle tańsza komunikacja - dodaje. - To może wpłynąć na korzyść utrzymania wysokiego poparcia dla PiS.
W ostatnich wyborach PO wygrała tylko w dwóch województwach: pomorskim 33,7 proc. i opolskim 29 proc. W pomorskim PiS uzyskał 31,2 proc., a w opolskim 27,7 proc.
Wynik PiS jednak nie był aż tak spektakularny, jak głoszą sami politycy tej partii. Platforma miała wyższy rezultat w latach 2007 (41,5 proc.) i 2011 (39,2 proc.), ale prawdą jest, że nie zdobyła wtedy samodzielnej większości. Jednak, czy PiS też by ją miało, gdyby nie katastrofa Zjednoczonej Lewicy? Na pewno nie. Choć nie zmienia to faktu, że wygrało w 14 z 16 województw i teraz ponosi je fantazja, aby tworzyć metropolie nawet tam, gdzie wydaje się to absurdalne. Łączyć miasta, które nie mają ze sobą nic wspólnego po to tylko, aby zrealizować ambicje posła Jacka Sasina o rozbiciu dzielnicowym?
Wyborca musi mieć czas
Doktor Mariusz Popławski, politolog z UMK, przypomina, że pomysł ten to żadna nowość. Na świecie już wiele razy mieliśmy do czynienia z próbami zmian ordynacji wyborczej powiatów przez partię rządzącą.
- To zawsze zły pomysł, bo wyborcy potrzebują czasu, aby przyzwyczaić się do podziału administracyjnego - mówi. - Wszelkie manipulacje tylko będą odstraszały od udziału w wyborach, a przecież wiemy, jak słabe mamy wyniki, jeśli chodzi o frekwencję w wyborach samorządowych.
Doktor Popławski obawiałby się też o związki mieszkańców ze społecznością lokalną, które są odzwierciedlane w wynikach wyborów.
- Można by się spodziewać niezrozumiałych przyłączeń, np. małych społeczności do większych - zapowiada. - To nie miałoby sensu, bo małe społeczności to enklawy, które żyją swoim rytmem, swoimi sprawami. Z perspektywy dużych miast małe mają słuszne powody, aby obawiać się, że ich miasteczka zostaną pominięte, np. przy podziale pieniędzy. Nie podoba mi się też pomysł, aby Warszawa była czymś na kształt molocha. W przerośniętym „organizmie” metropolitalnym, który byłby o tysiąc kilometrów większy od Londynu, zawsze byłby problem z koordynacją. A weźmy pod uwagę, że w Wielkiej Brytanii historia samorządności ma kilkaset lat, u nas dwadzieścia kilka. Trudno uczyć się samorządności, jeśli co chwila jakaś partia przy tym grzebie.
Nic na siłę
Politolodzy przekonują, że najlepsze rozwiązania to konsultacje, budżet partycypacyjny i współpraca w formie stowarzyszeń samorządów. Jednak warunkiem jest uczestnictwo mieszkańców z własnej woli, a nie zmuszanie do jedności.
- Gdyby rząd na siłę stworzył organizm metropolitalny z Bydgoszczy i Torunia, gdzie nie ma woli współpracy, to zrobiłby obu miastom krzywdę - przekonuje dr Mariusz Popławski. - Esencją metropolii nie są tylko pieniądze, które trzeba wydać, ale też wymiana, przepływy między mieszkańcami oparte na dobrowolności, a nie na przymusie.
- Nagłe przyśpieszenie w kwestiach pojedynczych metropolii to kolejne zaskoczenie, jakie zaserwował nam PiS. Zapewne, w rachubach liderów partii rządzącej, ma to być działanie wspomagające „odbicie” samorządów w najbliższych wyborach lokalnych - ocenia dr Hubert Stys z WSB.
Jednak jego zdaniem w dużych miastach, w dotychczasowych warunkach, PiS nie ma co liczyć na zwycięstwo. - Stąd próba szukania rozwiązań, w których konserwatywny elektorat peryferii można by wykorzystać przeciwko dominującemu, liberalnemu elektoratowi miast - mówi. - Opiera się to oczywiście na kalkulacjach, że preferencje wyborcze Polaków nie zmienią się w najbliższym czasie, co wcale nie jest takie pewne. Kolejna niezrozumiała i niepotrzebna reforma może przynieść odwrotne skutki. To niejedyna stawka zmian. Chodzi przecież i o neutralizację władzy samorządowców niechętnych PiS-owi i o możliwe nowe stanowiska do obsadzenia przez „swoich”.
Wreszcie można przy okazji wykorzystać jeden z głównych motywów kampanijnych polityków Kukiz’15. Jeśli utrzymany zostanie pomysł posłużenia się ordynacją większościową w metropoliach, kukizowcom nie pozostanie nic innego, jak poprzeć takie zmiany. Pułapka doskonała - skoro PiS realizuje postulaty Kukiza, to po co Kukiz w polityce?