Wielkie auta, wielka pasja. Praca za kółkiem daje wolność
Aneta Czachor jest pierwszą kobietą, którą PGK zatrudnia na stanowisku kierowcy.
Fani telewizyjnego programu „Ice Road Trucker” z pewnością pamiętają, że w gronie jego bohaterów, doświadczonych kierowców ciężarówek, którzy przemierzają piekielnie trudne odcinki himalajskich tras, była Lisa Kelly. Ta filigranowa dama zachwycała nie tylko odpornością na stres, ale i umiejętnościami, które pozwoliły jej bezpiecznie pokonywać drogi zbudowane na skalnych półkach nad urwiskami. Aneta Czachor z Niedalina po Indiach wprawdzie nie jeździła, ale ekstremalne warunki zimowej aury poznała w austriackich górach. Również za kółkiem potężnej ciężarówki. Dziś nie jeździ już po Europie. Spotkać ją można za to na przykład w Koszalinie, Sianowie czy Bobolicach. Prowadzi ciężarowego MAN-a, albo śmieciarkę. Jest pierwszą kobietą, którą na stanowisku kierowcy-ładowacza zatrudniło Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Koszalinie. I choć do widoku pań za kierownicami autobusów MZK wielu pasażerów już się przyzwyczaiło, to wciąż pani Aneta w pomarańczowym uniformie przykuwa uwagę mieszkańców. - Ludzie są trochę zdziwieni, ale uśmiechają się, czasem do mnie machają. Zdarza się też, że zagadują, o coś zapytają. Jest mi wtedy bardzo miło - uśmiecha się pani Aneta. - Panowie, którzy przyjeżdżają po śmieci to codzienny widok. A kiedy za kółkiem wielkiej śmieciarki jest kobieta, a czasem jeszcze chwyci za kontener, to widok... może być zaskakujący.
Pokora i uśmiech
Koledzy z pracy na początku testowali umiejętności pani Anety. - Może trochę w nie powątpiewali. Mam na to prosty sposób - wystarczy, że ktoś usiądzie na fotelu pasażera i zobaczy, jak jeżdżę. Nie przeszkadza mi, że czasem muszę przekonać kogoś do siebie. Ważna jest bowiem pokora - podkreśla. Aneta Czachor pokorę łączy z promiennym uśmiechem i humorem. I nie boi się zapytać, jeśli czegoś nie wie. - Bo tylko tak mogę się nauczyć, jak na przykład obsłużyć pompę w śmieciarce... - kwituje. Efekt? Koledzy dziś nie hamują się z komplementami. Pani Aneta już usłyszała, że śmieciarką cofa i manewruje lepiej, niż niejeden z panów.
Za kółkiem potężnej maszyny - skąd taki pomysł na życie? Wprawdzie kierowca ciężarówki to nie jest już zawód, w którym kobiety się nie realizują, ale jest ich zdecydowanie mniej, niż panów... - Prowadzenie auta od zawsze było moją pasją. Kiedy zdałam egzamin na prawo jazdy kategorii B, wsiadłam za kółko i... wiecznie już nie było mnie w domu. Mama śmiała się, że ciągle gdzieś kursowałam. A ja odnalazłam w tym swoją wolność - wspomina.
Aneta Czachor znalazła pracę za granicą, by zarobić na kolejne kursy i egzaminy. To wcale nie jest tania przyjemność. Udało się i osiem lat temu lista kategorii prawa jazdy pani Anety wydłużyła się o B+E, C, C+E. - Chciałam robić to, co jest moją pasją. Zaczęłam pracować, jako kierowca „Tira”. Zjeździłam praktycznie całą Europę. Portugalia, Hiszpania, Włochy, Austria, Szwajcaria - lista krajów jest długa - wylicza.
Kiedy powiedziała w domu, że będzie pracować jako kierowca, wszyscy pomyśleli, że mówi o taksówce. A kiedy zdradziła, że wcale nie o taksówkę chodzi... - Mama pokiwała głową i powiedziała: gdzie kobieto takim wielkim autem będziesz jeździć? - wspomina pani Aneta. - A ja miałam cel i do niego dążyłam. Cóż, później w moje ślady poszedł też brat i mój chrześniak - uśmiecha się.
Czy w kilkutygodniowej trasie pani Anecie dokuczała samotność? - W życiu! Kierowcy to zgrana ekipa. Zawsze podczas postoju poznaje się ludzi. Czasem te przyjaźnie zostają na dłużej. Wymienialiśmy się filmami, a kiedy trasy się pokrywały, wybieraliśmy częstotliwość na CB radio i rozmawialiśmy podczas podróży - opisuje. Bywało też zabawnie, bo na parkingach inni kierowcy często pytali panią Anetę, gdzie jest jej mąż. - Myśleli, że jestem tylko pasażerką - śmieje się. - Teraz kobieta za kółkiem to częstszy widok.
Dzięki temu, że kierowcy są zgraną ekipą, awarie samochodów nigdy nie były wielkim problemem. - Jechałam z Hiszpanii do Portugalii i rozeszły się dwie „nalewki”. To opony, które mają nalaną gumę i wysoka temperatura je zabiła. Reakcja innych kierowców była natychmiastowa. Zatrzymali się, pomogli. I to nie tylko dlatego, że kobieta była za kółkiem. W tym zawodzie ludzie sobie bardzo pomagają - słyszymy.
W kwestiach technicznych pani Aneta musiała być od początku biegła. Szkołą życia był dla niej pierwszy pojazd - miał milion kilometrów przebiegu. - Kiedy coś się popsuło, inni służyli radą i pomocą. Było to dla mnie szkolenie, a kiedy jednocześnie pracuje kilka osób, usterka naprawia się niemal sama... - mówi.
Pomoc innych bywa nieoceniona również w kwestii bezpieczeństwa, bo w trasie nie zawsze bywa przyjemnie. - Czasem nocą ktoś puka do drzwi kabiny. Plagą są złodzieje. Kierowcy ostrzegają się, na którym parkingu lepiej się nie zatrzymywać. W Portugalii złodziej wyciął mi oczko w plandece, ale na szczęście towar był już rozładowany, więc skończyło się tylko na jej sklejeniu. Trzeba być ostrożnym. Jeśli jednak człowiek jest komunikatywny, otwarty na drugiego człowieka, to w zamian dostaje ciepło, serdeczność i wsparcie. Stąd właśnie ostrzeżenia, jeśli gdzieś jest niebezpiecznie.
Po stronie plusów zapisać z kolei można widok przepięknych miejsc. W trasie wiele można zobaczyć, ale trzeba to zaplanować. - Zawsze musi być jedna osoba, która przypilnuje aut. Wtedy można wybrać się na plażę, na zakupy, pozwiedzać. Wszystko też zależy od terminów - jak jest przestój w wysyłce towaru, można spokojnie zwiedzać. Zdarzają się naprawdę miłe niespodzianki. W Hiszpanii czekałam dwa dni na załadunek ziemniaków. Poznałam świetnych ludzi, którzy zaprosili mnie na festyn w maleńkiej hiszpańskiej wiosce. Wytańczyłam się za wszystkie czasy! - wspomina.
Stabilnie, na miejscu
Po latach wojaży pani Aneta wyszła za mąż i urodziła córeczkę. Zdecydowała, że pracować będzie w pobliżu domu. Ale, oczywiście, za kółkiem. Zatrudniła się w firmie transportującej palety. To była praca wymagająca również pod względem fizycznym. - Palety ważyły tonę. Czasem do dyspozycji były wózki elektryczne, a czasem nie... - uśmiecha się. Dziś jest ogromnie szczęśliwa, że pracuje w PGK. - Choć przyznam, że jest to najbardziej odpowiedzialna praca. Trzeba bardzo uważać, mieć oczy dookoła głowy. Wyprawa w trasę ciężarówką to prosta sprawa. Załadunek, droga, rozładunek. A teraz mam w zespole jeszcze dwóch ludzi, dwóch ładowaczy. Trzeba uważać na zaparkowane w wąskich uliczkach auta. Ale cieszę się, bo koledzy są bardzo życzliwi. Pokazują trasę, podpowiadają, że za rogiem jest jeszcze jeden dom, a w innym śmietnik jest zabudowany. Są moim GPS-em - podkreśla Aneta Czachor.
Pracę zaczyna po szóstej rano. O 6.30 rusza w trasę, a wcześniej musi sprawdzić, czy auto jest sprawne. Śmieciarka, ciężarówka, do której ładowane są worki z segregowanymi odpadami - nie ma znaczenia, jaki wóz dostanie danego dnia, bo za kółkiem każdego czuje się świetnie. - Nie widzę się w innym zawodzie. Czuję wolność za kółkiem. Dostaję dyspozycję, jadę i to właśnie lubię. Lubię być w ruchu, być między ludźmi - podkreśla.
Czy jej zdaniem teza, że kobiety są gorszymi kierowcami to mit? - Zdecydowanie. Trzeba mieć zapał, czuć w sobie pasję do czegoś i nie bać się. Jeśli ktoś się boi, daleko nie zajdzie. A nawet nie zajedzie! I tu płeć nie ma najmniejszego znaczenia. Jeśli coś kochasz, starasz się rozwijać, uczysz się, to będziesz coraz lepszy - kwituje.