Wielkie kariery zaczynają się podczas wielkich imprez. Polska musi potwierdzić swoją klasę na Euro
Bartosz Kapustka już uważany jest za jedno z odkryć piłkarskich mistrzostw Europy. W historii wielkich turniejów było wielu zawodników uznanych za ich objawienia. Oto niektórzy z nich.
Jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii Włodzimierz Lubański opowiada o swojej dramatycznej i pełnej sukcesów karierze oraz turnieju we Francji.
Pele jest infantylny. Brakuje mu ducha walki - przekonywał psycholog brazylijskiej drużyny przed jej meczem z ZSRR w rozgrywanych w Szwecji w 1958 roku mistrzostwach świata. Gdyby trener Canarinhos Vicente Feola posłuchał dr Joao Carvalhaesa, być może futbolowy światek nie doczekałby się jednego z najbardziej pamiętnych debiutów w historii mundiali.
Król i Cesarz
Niespełna 18-letni Pele nie zagrał z Austrią (3:0) i Anglią (0:0), gdyż odczuwał jeszcze skutki urazu kolana, doznanego w towarzyskim meczu kadry z Corinthians. Ale w końcu mały, czarny dzieciak pojawił się na boisku w Goeteborgu. - Podejrzewam, że niektórzy uznali mnie za rodzaj maskotki, zwłaszcza kiedy porównali mnie z ogromnymi Rosjanami - wspominał w swej biografii. Brazylia pokonała Rosję 2:0, gole zdobył Vava. Pele postraszył słynnego Lwa Jaszyna strzałem w poprzeczkę. Swego pierwszego gola w MŚ uzyskał w kolejnym meczu, z Walią (1:0). Stojąc tyłem do bramki, przyjął piłkę na klatkę piersiową, zrzucił ją sobie na prawą nogę, minął obrońcę i trafił do siatki. Po latach przyznał, że był to jego najważniejszy gol w karierze: „Bardzo podbudował moją wiarę w siebie”. W półfinale strzelił trzy bramki Francuzom (5:2), a w finale dwie Szwedom (5:2).
„Paris Match” obwieścił światu, że jest nowym królem boiska
Tak zaczęła się jedna z najwspanialszych karier w historii futbolu, okraszona aż trzema tytułami mistrza globu. Osiem lat później bohaterami MŚ w Anglii piłkarskiemu światu objawił się reprezentant RFN, 21-letni Franz Beckenbauer. Grał wtedy jako pomocnik, strzelił cztery gole, w tym czołowym bramkarzom globu, Urugwajczykowi Ladislao Mazurkiewiczowi (jego ojcem był Polak, a mama Hiszpanką) i wspomnianemu Jaszynowi. RFN pokonała w ćwierćfinale Urugwaj 4:0, a w półfinale ZSRR 2:1. Beckenbauer i jego koledzy w finale ulegli po dogrywce gospodarzom 2:4, ale ten pierwszy potem mógł się cieszyć tytułem mistrza świata i jako zawodnik (1974), i jako trener (1990). Do historii futbolu przeszedł jako „Kaiser” czyli „Cesarz”, ale przydomek ten nie miał nic wspólnego z piłką nożną. Autor książki „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej” Ulrich Hesee napisał, że pseudonim wymyślił mu jeden z magazynów, sugerując, że Beckenbauer wygląda jak ekscentryczny władca Bawarii Ludwig II. W 1968 roku po meczu Bayernu w Wiedniu zrobiono mu zdjęcie, gdy stał obok popiersia cesarza Austrii Franciszka Józefa. I „musiał” zostać „Kaiserem”...
Lubański: Za wygraną z Manchesterem United mieliśmy obiecane po... 100 dolarów. Czy można być odkryciem imprezyw wieku 29 lat? Horst Hrubesch udowadnił, że tak.
Co ten Górski robi?
W 1974 roku w pamiętnych dla nas MŚ w RFN, podczas których „biało-czerwoni” zajęli trzecie miejsce, jednym z odkryć imprezy okazał się 20-letni Władysław Żmuda. Zaledwie dwa lata wcześniej grał w Motorze Lublin, który spadł do II ligi. W reprezentacji zadebiutował cztery dni po słynnym meczu na Wembley (1:1 z Anglią). Na środku obrony grali wtedy Jerzy Gorgoń i Mirosław Bulzacki, ale trener Kazimierz Górski dał szansę debiutu w MŚ Żmudzie. „Co ten Górski robi? Czy zdaje sobie sprawę, że na to widowisko patrzy cały świat? Władek na pewno nie da sobie rady, skompromituje się na oczach milionów ludzi!
Dlaczego mu to zrobili?” - tak swą reakcję na występ 20-latka w pierwszym meczu, z Argentyną (3:2) opisała w książce „Bo mój chłopak piłkę kopie (ze wspomnień)” Maria Żmuda, pierwsza żona piłkarza. To właśnie ona (wtedy referentka w Gwardii Warszawa) poinformowała go, że pojedzie na MŚ. „Żartujesz? Nie śmiej się ze mnie” - odparł. Żmuda jako jedyny polski piłkarz wystąpił na czterech mundialach, rozgrywając aż 21 meczów (4.-6. miejsce w klasyfikacji wszech czasów wraz z Argentyńczykiem Diego Maradoną i Niemcem Uwe Seelerem) oraz zdobywając dwa razy trzecie miejsce (1974, 1982). Z reprezentacją sięgnął też po srebrny medal olimpijski (1976).
Atakowali ,,Czołgiem”
Czy można być odkryciem imprezy w wieku... 29 lat? Niemiecki napastnik Horst Hrubesch udowodnił, że tak. Ba, w tym wieku... zadebiutował w reprezentacji. Niespełna trzy miesiąca później wystąpił w mistrzostwach Europy we Włoszech w 1990 roku. Zagrał w trzech meczach, w tym w finale z Belgią (2:1), w którym zdobył dwa gole; drugi głową. Wyróżniał się wielką posturą (nazywano go „Tank”, czyli „Czołg”), niezbyt - łagodnie mówiąc - wielką urodą, potarganymi, cienkimi włosami i... znakomitą skutecznością. Po Euro odnosił sukcesy z Hamburgerem SV, zagrał także w MŚ 1982. Angielski napastnik Michael Owen miał z kolei zaledwie 18 i pół roku, gdy na mundialu 1998 we Francji zachwycił fantastycznym golem - po solowej akcji - w meczu z Argentyną. Był jednym z odkryć turnieju, choć Anglia odpadła w 1/8 finału MŚ. Z kadrą niczego wielkiego nie osiągnął, z Liverpoolem sięgnął po sześć trofeów, z Manchesterem United po trzy. To więcej niż... obejrzał filmów w życiu (w 2014 roku wyznał, że widział tylko osiem).
Johan Vonlanthen, syn Kolumbijczyka i Szwajcarki, liczył 18 lat i 137 dni, gdy strzelił bramkę Francji podczas turnieju Euro 2004. Szwajcaria przegrała jednak 1:3 i zajęła ostatnie miejsce w swojej grupie. Vonlanthen okazał się najmłodszym strzelcem w historii ME, ale i zarazem pechowcem, bo potem prześladowały go kontuzje. W 2011 roku zainteresowała się nim... Polonia Warszawa (a ponoć także Lech Poznań i Wisła Kraków), jednak piłkarz pojechał grać do Kolumbii. W maju 2012 roku, w wieku 26 lat, ogłosił zakończenie kariery, ale w 2013 roku podpisał kontrakt z Grasshoppers Zurych.
W Arsenalu nie w Wiśle
Czy W 2008 roku odkryciem turnieju Euro w Austrii i Szwajcarii okazał się piłkarz, który miał już 27 lat, a od 6 lat występował w reprezentacji Rosji, był jej nawet kapitanem. Andriej Arszawin nie mógł z powodu zawieszenia wystąpić w dwóch pierwszych meczach, ale holenderski trener „Sbornej” Guus Hiddink zdecydował się powołać go do kadry grającego na skrzydle lub w ataku piłkarza, którego w 2004 roku mogła pozyskać... Wisła. Menedżer FIFA Grzegorz Bednarz wspominał, że był do wzięcia za 300 tys. dolarów i prowizję dla niego. Do rozmów transferowych jednak nie doszło. Arszawin w meczu ze Szwecją (2:0) zdobył gola, a w spotkaniu z Holandią (3:1) oprócz bramki zaliczył dwie asysty. W obu występach został uznany za najlepszego gracza na boisku. Rosja zdobyła wtedy brąz, a Arszawin pół roku później trafił za 15 mln funtów do Arsenalu Londyn. Rosjanin początkowo grał rewelacyjnie, ale potem coraz gorzej. A gdy po porażce Rosji z Grecji 0:1 na Euro 2012 w wypalił: „Za co mamy przepraszać? Jeśli nie spełniliśmy waszych oczekiwań, to wasz problem, nie nasz”, stracił sympatię rosyjskich kibiców. Ostatnio grał w... kazachskim klubie Kajrat Ałmaty.
Jak widać, różnie układają się losy odkryć mundiali i turniejów Euro. We francuskiej imprezie grają m.in. objawienia MŚ 2010 w RPA Niemiec Thomas Mueller i ME 2012 Hiszpan Jordi Alba. Ich kariery rozwijają się modelowo. Może i Bartosz Kapustka podąży ich śladem. Bo wcześniejsze wzorce w tym względzie - Pele, Beckenbauer i inni - to już dla niego futbolowa prehistoria.
Wiele osób twierdzi, że piłka nożna jest obecnie zepsuta przez pieniądze. Jak to wyglądało w Pana czasach?
Wtedy pieniądze były na dalszym planie. Jako młody chłopak miałem propozycje z kilku śląskich klubów. Działacze Zagłębia Sosnowiec przyszli do nas do domu i rzucili na stół walizkę pełną pieniędzy. Moja mama się przestraszyła i powiedziała, żeby zabrali te pieniądze, bo ona nie chce mieć z nimi nic wspólnego (śmiech). O tym, że trafiłem do Górnika Zabrze, zadecydowała praca mojego ojca, który był sztygarem w kopalni. Minister górnictwa spytał się go, jak mu się pracuje i zasugerował, że na pewno będzie pracowało się lepiej, gdy syn pójdzie do Górnika (śmiech). Miałem wtedy 16 lat, więc pieniądze, które zarobiłem, oddawałem rodzicom i nawet o nich nie myślałem. W czasach, gdy zaczynałem grać w piłkę, o wynagrodzeniach rozmawialiśmy po meczach. Dzisiaj mówi się o nich przed meczami, a sumy transferów i zarobków są astronomiczne.
- Pele jest infantylny, Brakuje mu ducha walki - przekonywał psycholog kadry. Za wygraną z Manchesterem United mieliśmy obiecane po... 100 dolarów
W meczu z Anglią w 1973 roku doznał Pan poważnej kontuzji. Roy McFarland, który wtedy Pana faulował, do dziś ma w Polsce opinię brutala. Jak Pan podchodził do tej sytuacji?
To był wypadek przy pracy. Oczywiście on mnie trącił, ale nie był to brutalny faul. Zresztą już następnego dnia mówiłem dziennikarzom, że nie mam do niego żalu, bo była to sytuacja, która mogła zdarzyć się w każdym meczu. Poza tym do tego spotkania przystępowałem po urazie, który odniosłem na treningu. Grałem jeden na jednego z Jurkiem Gorgoniem i on przez przypadek rozwalił mi kolano. Trzeba było zszywać sześciocentymetrowy odcinek w okolicach kolana. Nie byłem więc w pełni sił, ale chciałem wystąpić, bo bardzo mi na tym meczu z Anglikami zależało.
Jednym z najlepszych piłkarzy, z którymi występował Pan w kadrze, był Kazimierz Deyna, pochodzący ze Starogardu Gdańskiego. Jak Pan go wspomina?
Kazimierz był wyjątkowym piłkarzem, absolutnie jednym z najlepszych w dziejach polskiej piłki. Wiele razy dzieliliśmy pokój na zgrupowaniu i przez lata byliśmy dwoma liderami kadry, gwarantem, że zespół będzie grał dobrze. Ja potem niestety doznałem kontuzji i zabrakło mnie na mundialu w 1974, przez co nie brałem udziału w wywalczeniu trzeciego miejsca na świecie. Dwa lata wcześniej wywalczyłem jednak złoto olimpijskie i myślę, że to wtedy zaczęła się passa sukcesów polskiego piłkarstwa.
Ten medal olimpijski z Monachium to Pana największe osiągnięcie w piłkarskiej karierze?
Na pewno było to najbardziej wartościowe osiągnięcie w reprezentacji. Były też natomiast występy na arenie międzynarodowej z Górnikiem Zabrze, dojście do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. To był ogromny sukces, różnica między futbolem zachodnioeuropejskim a wschodnioeuropejskim była gigantyczna. Nie tylko w aspekcie sportowym, ale też finansowym. Kiedy graliśmy z Manchesterem United w latach 60, to mieliśmy obiecane 100 dolarów za zwycięstwo w dwumeczu. A piłkarze Manchesteru 10 tysięcy dolarów.
Jaki moment był najbardziej szczególnym w Pana karierze i zapadł Panu najbardziej w pamięć?
Najważniejszym momentem mojej kariery był ten, kiedy jako młody człowiek dostałem się do reprezentacji kraju. To było spełnienie marzenia młodego piłkarza. W samej karierze sportowej były momenty, które dawały wielką radość i zadowolenie: złoto olimpijskie w Monachium, finał Pucharu Zdobywców Pucharów osiągnięty po pokonaniu AS Roma z wielkim Helenio Herrerą na ławce trenerskiej. To były chwile, które się wyróżniły w mojej karierze. Dla mnie pod względem indywidualnym zaszczytem jest też fakt, że strzeliłem najwięcej bramek w historii reprezentacji Polski.
Powoli dogania już Pana Robert Lewandowski. Kibicuje mu Pan w pobiciu tego rekordu?
Robert Lewandowski jest tym zawodnikiem, który jest w stanie strzelić więcej bramek niż ja. Ma przed sobą kilka lat gry, już rozegrał więcej meczów ode mnie, a przed nim następne spotkania. Uważam, że czeka go jeszcze 4-5 lat dobrej kariery, powinien więc pobić mój rekord.
Rodzą się powoli dyskusje, czy Lewandowskiego można określać najlepszym polskim piłkarzem w historii. Przeciwnicy mówią, że nie osiągnął sukcesu z kadrą. Podobne argumenty wysuwa się choćby przy porównaniach Messiego z Maradoną. Czy Pana zdaniem piłkarz potrzebuje sukcesu z reprezentacją, żebyśmy mogli umieszczać go na szczycie?
Porównywanie różnych generacji jest niepotrzebne. Każdy ma swoje indywidualne spojrzenie na to, który zawodnik podobał mu się bardziej. Oczywiście osiągnięcia to są rzeczy wymierne, które trzeba brać pod uwagę. Jeżeli chodzi o Roberta, ma przed sobą jeszcze parę lat gry, jeśli nie będzie miał nieszczęścia takiego jak ja, czyli groźnej kontuzji. Dla niego teraz zaczyna się najlepszy okres. Na pewno przyda mu się wielki sukces z reprezentacją i kolejne sukcesy z Bayernem Monachium, ale i tak pewne jest, że jest to piłkarz światowej klasy.
Panuje opinia, że obecna reprezentacja Polski jest najsilniejszą od lat. Zbigniew Boniek porównywał ją nawet do tej z 1982 roku. Czy Pana zdaniem rzeczywiście dawno nie mieliśmy tak dobrego zespołu?
Po tym, co dotychczas pokazała nasza aktualna reprezentacja, można powiedzieć, że jest to silny zespół na bardzo dobrym poziomie europejskim, więc nadzieje związane z jej występem na Euro są uzasadnione. Ale jeszcze nigdy nie było tak, żeby przed mistrzostwami coś się wygrało. Swoją klasę trzeba potwierdzić. Mam nadzieję, że ten zespół potwierdzi ją ju z teraz we Francji.