Wielkie serce
Szlachetna Paczka, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy inna akcja charytatywna, a w niej zawsze żużlowcy.
To już tradycja, że znakiem rozpoznawczym twardych facetów są wielkie serca. Taki znak rozpoznawczy całego środowiska. Tak było, jest i zapewne będzie. To coś trzeba w sobie mieć. To coś czyli po prostu wielkie serce, ma w sobie Piotr Małachowski. Nie pierwszy raz mistrz zaskakuje charytatywnymi pomysłami. Trochę niespodziewanie dla organizatorów Gali Mistrzów Sportu dyskobol „wykorzystał” telewizyjny prime time, by pomóc Darcy’emu Wardowi. Moment wymarzony. Od tragicznego wypadku minęło już trochę czasu, a zapomnieć nie można. Taki pomysł Małachowskiego to pomysł kapitalny. Przypomnienie warte tysięcy złotych. Apel natychmiast zyskał zwolenników i kilkadziesiąt minut później - już podczas Balu Mistrzów Sportu - pojawiły się kaski, do których zbierano datki. Nikt nie odmawiał, goście solidnie sypnęli groszem. Klasa mistrza o złotym sercu!
Mamy dwie ligi. Ligi niestety dwóch prędkości. Ta najwyższa – ciągle mieniąca się najlepszą na świecie – wygląda jak wyspa szczęśliwości.
Małachowski angażując się w pomoc Darcy’emu, przypomniał wszystkim przy okazji zbiórki o bezpieczeństwie na żużlowych torach. Od kilku tygodni obowiązują zalecenia FIM, są też pierwsze decyzje GKSŻ. To wszystko się dzieje, ale wciąż chyba zbyt wolno. Problemem są jak zwykle pieniądze, a właściwie ich brak. Pomysły i projekty są, ale ich wprowadzenie sporo będzie kosztować. Zdrowie zawodników jest bezcenne, na bezpieczeństwie oszczędzać nie można. Być może kolejne akcje i pomysły – a jest ich sporo – pozwolą utworzyć specjalny fundusz pomagający wyposażyć wszystkie obiekty w najnowocześniejsze systemy band. Trudno bowiem wymagać, by niewielkie ośrodki ze skromnych budżetów wysupłały środki na bezpieczeństwo. To jest równie ważne podczas turnieju Grand Prix jak i zawodów juniorów. W obu przypadkach mówimy o człowieku. Zdrowia i życia kupić się nie da, ale bezpieczeństwo już tak.
Mamy dwie ligi. Ligi niestety dwóch prędkości. Ta najwyższa – ciągle mieniąca się najlepszą na świecie – wygląda jak wyspa szczęśliwości. Wysysa to co najlepsze chyba trochę zapominając o słabszych. Przed rokiem zabrała Grudziądz, a teraz wessała Rybnik i pewnie liczy na to, że za kilka miesięcy – oby nie było takiej potrzeby – na coraz mniej licznym zapleczu znajdzie kolejny solidny klub, który uratuje elitę. Pobyt na wyspie szczęśliwości kosztuje i wyniszcza. Przekonali się o tym w Gdańsku i Częstochowie. Z tych doświadczeń nie skorzystali w Rzeszowie i też mają problem. Speedway Ekstraliga niszczy. Niszczy, a powinna pomagać. Ciągłe liczenie, że na dole czyli w pierwszej lidze zawsze znajdzie się ktoś chętny na występy w elicie, niewiele ma wspólnego z solidnym fundamentem. Tym mógłby być gość z ekstraligi, za… ekstraligowe pieniądze. W Opolu, w Rawiczu, tak po prostu charytatywnie. Dla dobra całej dyscypliny.