Wielkopolska: Pracowitość mamy we krwi
W powszechnej opinii nasz region uchodzi od lat za jeden z najlepiej rozwijających się w kraju, w którym ludzie są bardzo pracowici i poważnie podchodzą do swoich obowiązków. To wszystko ma przełożenie na dane: niskie bezrobocie czy liczba firm, które otwierają się na terenie naszego województwa. Korzeni tej pracowitości trzeba doszukiwać się jeszcze w XIX wieku.
- To, czy jesteśmy pracowici, najlepiej widać w cyfrach i statystykach, np. dotyczących produktu krajowego brutto. Polska jest podzielona na 16 województw, a tymczasem w Wielkopolsce wypracowujemy nie jedną szesnastą PKB, tylko więcej, bo ok. 10 proc. PKB Polski. To oznacza, że w pewien sposób pracujemy na innych. To jest pierwszy wyznacznik tego, że Wielkopolanie są pracowici. Przecież hasło mówiące o pracy organicznej wywodzi się stąd. Tutaj to się zaczęło. Nasza przedsiębiorczość nie wzięła się sama z siebie - nie ma wątpliwości Jacek Kulik z Wielkopolskiego Związku Pracodawców Lewiatan.
Jednocześnie nie ma wątpliwości, że korzeni dzisiejszej pracowitości Wielkopolan trzeba doszukiwać się jeszcze w okresie XIX wieku. Wtedy to pojawiły się w naszym regionie zalążki tego, co obserwujemy obecnie.
- My, jako Wielkopolanie, byliśmy bardzo podobni do innych regionów dawnej Polski szlacheckiej. A ta nasza przedsiębiorczość nabrała mocy w okresie zaborów, kiedy Wielkopolska znajdowała się pod zaborem pruskim. Prekursorem naszej pracowitości, oprócz Cegielskiego, jest Karol Marcinkowski, który był współtwórcą Bazaru w Poznaniu
- opowiada Jacek Kulik.
I dodaje: - W tamtym okresie przedsiębiorcy polscy współpracowali ze sobą, bo wiedzieli, że nie mają możliwości współpracy z Niemcami. Po I wojnie światowej Wielkopolska również bardzo dobrze wyglądała na przedsiębiorczej mapie Polski. A to, jak działamy obecnie, pokazuje, że tę przedsiębiorczość mamy we krwi.
Z tej pracowitości region czerpie dzisiaj korzyść w postaci niskiego bezrobocia. Co więcej, w przypadku Poznania jest to wręcz problemem. Nie od dziś mówi się o braku rąk do pracy.
- Nie jestem rodowitym poznaniakiem ani Wielkopolaninem, bo przyjechałem tutaj 20 lat temu z Lubelszczyzny, gdyż ściągnęła mnie firma do pracy. Poznań od zawsze kojarzył się z synonimem gospodarności. To miasto wyróżniało się na tle innych porządkiem. Widać było rękę gospodarza. Dlatego dzisiaj firmy lokują się tutaj, bo wiedzą, że mają do czynienia z ludźmi, którzy poważnie podchodzą do pracy i swoich obowiązków. Stąd też tutaj pojawił się Volkswagen, który jest największym pracodawcą w Wielkopolsce i nadal się rozwija, czy Bridgestone - przekonuje J. Kulik i kontynuuje:
- To pokazuje, że nasza pracowitość, przedsiębiorczość czy innowacyjność są dostrzegane. Dzisiaj naszym największym problemem jest to, że jesteśmy zakładnikami własnego sukcesu i brakuje nam rąk do pracy. Wielkopolska mogłaby się zdecydowanie szybciej rozwijać, gdyby było więcej osób do pracy.