Wielkopolskie Centrum Onkologii - Pielęgniarki w czasach pandemii: "Nie mamy czasu na kawę. Jest nas mniej, a pracy jeszcze więcej"
To już nie tylko praca na oddziale. Jak się okazuje, w czasie pandemii pielęgniarki pracujące w Wielkopolskim Centrum Onkologii mają więcej obowiązków. To one stoją przy wejściu do szpitala, sprawdzając, czy któraś z wchodzących osób nie ma objawów zakażenia koronawirusem. Jakie jeszcze zadania wykonują pielęgniarki na oddziałach onkologicznych w czasie koronawirusa?
O godz. 11 w okolicy Wielkopolskiego Centrum Onkologii zbierają się tłumy. Jeszcze nie tak dawno można tu było spotkać osoby nerwowo zerkające na zegarek lub głośno rozmawiające przez telefon. Wtedy były to osoby towarzyszące pacjentom szpitala.
Dzisiaj przed każdym z wejść, w kolejce z równymi odstępami, stoją sami pacjenci. Zanim dostaną się do szpitala, czeka ich jeszcze weryfikacja.
Przejście przez centrum dowodzenia stacją kosmiczną
Odkąd w Polsce wybuchła pandemia koronawirusa, również placówki medyczne musiały dostosować się do nowo obowiązujących reguł. W związku z nimi przed głównym wejściem do WCO stoi duży namiot. Obsługuje go głównie ochrona szpitala. Tam odbywa się pierwszy etap, w którym pacjent wypełnia specjalną ankietę.
– Wskazuje w niej kontakt z osobą zakażoną lub jego brak oraz ewentualne objawy. Następnie, tuż przed wejściem do szpitala, pacjent ma dezynfekowane ręce i otrzymuje maseczkę
– mówi Wioletta Kubiak, pielęgniarka Oddziału Ginekologii Operacyjnej, Onkologicznej i Endoskopowej.
Po przekroczeniu głównego wejścia od razu w oczy rzuca się specjalnie przygotowane stanowisko. Przypomina ono nieco scenografię z filmu science fiction. Przy stole siedzą trzy osoby ubrane w fartuchy lub kombinezony. Jedni na głowach mają kaptury, inni przyłbice. Ich twarze zakryte są maseczkami. Właściwie trudno rozpoznać kto dokładnie kryje się za takim uniformem.
Sprzęt znajdujący się na stole także przypomina wyposażenie niejednego centrum dowodzenia stacją kosmiczną. Pacjenci po wejściu do szpitala „pozują” przed kamerą. Ta rejestruje obraz, który w formie kolorowych plam wyświetla się na monitorze. To kamera termowizyjna, która w szybki sposób pozwala kontrolować parametry życiowe pacjentów.
– W szpitalu mamy pięć punktów triażowych, gdzie swoje funkcje pełnią panie pielęgniarki. To właśnie one, oprócz prac na oddziałach i w różnych poradniach, są obecne we wszystkich tych punktach. Dokonują w nich pomiaru temperatury, saturacji oraz oddechu
– wyjaśnia Wioletta Kubiak.
I dodaje: – Te parametry spisywane są w ankiecie, gdzie następnie pielęgniarka stawia swoją pieczątkę, „autoryzując” w ten sposób znajdujące się w niej informacje. Pacjent, po kolejnej dezynfekcji rąk, kierowany jest przez nas w miejsce, do którego przyszedł.
Pielęgniarki posiadają również coś na kształt „listy obecności”, w której znajdują się informacje na temat planowego leczenia danego pacjenta.
– Każda osoba, która zjawia się w szpitalu, musi się na takiej liście znajdować – opowiada pani Wioletta. I dodaje: – Ostatnie dwa miesiące to nie tylko praca z pacjentem ale też podwójne starania dotyczące logistyki. To ogromne wyzwanie, szczególnie rano, kiedy pacjentów jest dużo. Część z nich przychodzi na badania diagnostyczne, inni na leczenie lub do poradni. Potrzeba wielu ludzi i zaangażowania, by to wszystko skoordynować. Myślę, że to jest w dużej mierze źródłem sukcesu, w tak trudnych i stresujących sytuacjach.
Nie wolno dać się samotności
Choć przed wejściem do szpitala panuje gwar i formuje się kolejka pacjentów, to w środku placówki panuje wyjątkowa cisza i spokój.
Wynika to z tego, że do szpitala wchodzą wyłącznie sami pacjenci. Jak wspomina Wioletta Kubiak, przed pandemią zdarzało się tak, że z jednym pacjentem przychodziły nawet cztery osoby towarzyszące. Teraz atmosfera jest wyciszona. To jednak ma też swój wpływ na pacjentów.
– Pacjent już na wejściu do szpitala jest izolowany od rodziny. Jeśli wymaga tego stan zdrowia, to pielęgniarka lub położna otacza opieką pacjenta już od wejścia i go odbiera, jeśli nie, to pacjent według wyznaczonej drogi sam trafia na oddział. Taka sytuacja powoduje, że pacjent jest zdezorientowany. Nie dość, że jest chory onkologicznie, to jeszcze jest zagubiony i osamotniony
– tłumaczy pani Wioletta.
I dodaje: – Staramy się być w stałym kontakcie z naszymi pacjentami, służymy wsparciem od momentu przekroczenia progu szpitala. Dlatego już przy przyjęciu pacjenta na oddział przeprowadzamy z nim rozmowę, staramy się go uspokoić, informujemy, jak wygląda praca na oddziale i co będziemy robić. W razie potrzeby konsultacji z psychologiem zapewniamy również taką możliwość.
Pani Wioletta kieruje zespołem pielęgniarek i położnych na oddziale Ginekologii Operacyjnej, Onkologicznej i Endoskopowej. Tam również zostały wprowadzone specjalne zasady.
– Na naszym oddziale sale są dwuosobowe, ale pacjentki przebywają w nich pojedynczo, również po to, by zapewnić im bezpieczeństwo. Pacjentki, które są planowo przyjmowane do szpitala również podlegają testom. Dopiero po otrzymaniu wyników podejmujemy działania związane z operacją
– wyjaśnia Wioletta Kubiak.
Jednak mimo choroby i izolacji na twarzach pacjentów daje się zauważyć spokój.
– Czuję się bardzo bezpiecznie, ponieważ personel dezynfekuje codziennie wszystko tak, że naprawdę mam pewność, że nic nie zostało przeoczone. Personel sam nosi maseczki i również nas pacjentów cały czas w tej kwestii uświadamia. Za każdym razem, gdy wychodzę z sali, ktoś pilnuje, bym nie zapomniała o maseczce. Dlatego wiem, że nic mi nie grozi, bo wszyscy się tutaj troszczą – mówi pani Kornelia, pacjentka WCO.
I dodaje: – Wiem, że ludzie panikują i mówią, że np. woleliby umrzeć w domu na zawał, niż wylądować w obecnej sytuacji w szpitalu. Mogę zapewnić, że nie ma żadnych podstaw do takiego myślenia. Moim zdaniem tu jest bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.
Jak przyznaje pani Kornelia, izolacja od bliskich w czasie choroby onkologicznej nie jest łatwa.
– Pewnie, że jest to trudne. Ale, jeżeli miałabym narażać życie innych ludzi, tylko po to, że ktoś przyjdzie i potrzyma mnie za rękę, to już inaczej się na to patrzy. Wtedy nie odpowiadam już tylko za siebie, ale również za innych chorych onkologicznie, którzy się tutaj znajdują. Dlatego musimy się jakoś zmusić i wytrzymać ten niełatwy dla wszystkich czas
– mówi pacjentka.
Uniknąć koronawirusa
Jak dotąd Wielkopolskie Centrum Onkologii mierzyło się tylko z jednym przypadkiem zakażenia koronawirusem, które dotyczyło pracownika szpitala. Miało to miejsce na koniec marca, wtedy też podjęto decyzję o czasowym zamknięciu oddziału Chirurgii Onkologicznej Chorób Piersi. Jednak od czasu pojawienia się koronawirusa, ani jeden pacjent WCO nie został zakażony. Mimo tego, placówka jest przygotowana na taką sytuacje.
– Pierwsze weryfikacje dokonują się w punktach triażowych. Jeśli wystąpi niepokojąca sytuacja, np. pacjent ma temperaturę powyżej 38 stopni Celsjusza, wówczas jest wzywany lekarz, który opiekuje się pacjentem w ramach leczenia na oddziale czy w poradni. Wtedy pacjent przekazywany jest do tzw. punktu obserwacji, gdzie ma wykonywany test. Jeżeli wynik jest ujemny, to pacjent trafia tam, gdzie miał być przyjęty. W przypadku gdyby wynik okazał się dodatni, informuje się sanepid i postępuje według procedur. Jesteśmy o nich na bieżąco informowani przez dyrekcję
– tłumaczy Wioletta Kubiak.
Z kolei Anna Pleszewa, naczelna pielęgniarka szpitala dodaje: – Pacjenci onkologiczni z powodu obniżonej odporności, to grupa wyjątkowo narażona na zachorowania wirusowe, szczególnie podczas chemioterapii i radioterapii. Największą grupą są pacjenci w podeszłym wieku, którzy z powodu leczenia są najbardziej podatni na zakażenia. Wprowadzone procedury zapewniają pacjentom pełną ochronę i bezpieczeństwo leczenia. Wspólnie dbamy, aby mieli oni pewność, że ryzyko zachorowania zostało zminimalizowane.
Jak natomiast twierdzi inspektor ds. epidemiologicznych szpitala, dobra organizacja pracy w obecnych warunkach, to w dużej mierze zasługa komunikacji zespołu.
– Ogromną rolę w realizacji zadań bieżących jak i kryzysowych w WCO odgrywa niewątpliwie komunikacja zarówno pomiędzy pracownikami, zespołami zadaniowymi, jak również sprawdzona współpraca z inspekcją sanitarną. Ta dobra relacja pomiędzy poszczególnymi zespołami pozwala nam na odpowiedzialne niesienie pomocy naszym pacjentom – mówi Dorota Urbaniak.
Praca na zdwojonych obrotach
Wioletta Kubiak, jako oddziałowa, swoją pracę zaczyna o godzinie 7 rano. Godzinę przed nią w szpitalu pojawiają się pozostałe pielęgniarki i położne, z których pierwsze osoby już wtedy udają się do punktów triażowych.
– Od samego początku, gdy zaczęła się sytuacja z pandemią, punkty triażowe obsługiwały tylko panie pielęgniarki. Od kilku tygodni również inne grupy zawodowe zostały wciągnięte w to zadanie. Przy jednym stanowisku są zawsze dwie panie pielęgniarki i jedna osoba z innego działu szpitala, która zajmuje się kwestiami administracyjnymi – tłumaczy Wioletta Kubiak.
Pielęgniarka oddziałowa zaczyna swój dzień od kontaktu z pracownikami magazynu.
– Teraz ten kontakt jest zwiększony. Pierwszym zadaniem jest kontrola czy nie braknie żadnego sprzętu jednorazowego, czy maseczki i rękawiczki są na oddziale itp. Najwięcej schodzi nam środka dezynfekującego. Muszę kontrolować jego ilość, a jeżeli się kończy, to zamówić go na dany dzień – relacjonuje pani Wioletta.
I dodaje: – Dokonuję przeglądu oddziału, zamawiam także posiłki. To również się zmieniło, ponieważ w obecnej sytuacji używamy naczyń jednorazowych dla ochrony pacjenta. Łącznie te zadania zajmują mi około godziny.
Następnie, według stałego planu, odbywa się wizyta u pacjentów. W obecnych okolicznościach, obchody odbywają się w zmniejszonym zespole.
Jak twierdzi pani Wioletta, poza większym nadzorem i kontrolą procedur epidemiologicznych, praca w szpitalu wygląda wciąż tak samo.
– Wszystkie zabiegi, które były zaplanowane nadal się odbywają, ale ze zwiększonymi zasadami epidemiologicznymi, zgodnie z wytycznymi sanepidu
– mówi pani Wioletta.
I dodaje: – Również my, jako personel, unikamy ze sobą kontaktu. Z pozostałymi oddziałowymi kontaktuję się telefonicznie, nie przechodzimy na inne oddziały. Mamy również wideokonferencje z naczelną pielęgniarką i odprawy w tej samej formie z dyrekcją szpitala. Pozwala to usystematyzować pracę i dzięki takiej stałej formie komunikacji jesteśmy na bieżąco ze wszystkimi ustaleniami.
W ciągu dnia pani Wioletta ma wiele zadań do wykonania. – Zamawiam leki z apteki, nadzoruję pracę, realizuję zlecenia po wizycie, odbieram zamówienia z magazynu, środki czystości i ochrony osobistej zabezpieczające pracę personelu. Oprócz tego układam także grafiki pracy na następny miesiąc, co również nie jest łatwym zadaniem.
I dodaje: – Trzeba wziąć pod uwagę, że z jednej strony doszło nam pracy, a z drugiej personel się zmniejszył, ponieważ mamy bardzo młody zespół położnych, które mają małe dzieci i teraz sprawują nad nimi opiekę. Jednak mimo tego udało nam się to zorganizować i oddział funkcjonuje prawidłowo.
Wioletta Kubiak, choć pełni funkcję pielęgniarki oddziałowej, niejednokrotnie sama porzucała swoje kierownicze obowiązki na rzecz pracy przy pacjentach.
– Kiedy zdarzały się dni, gdy brak personelu był bardziej odczuwalny, to sama szłam w dane miejsce pełnić dyżur. Jesteśmy w takim czasie i miejscu, które zobowiązuje do szybkiej reakcji i niesienia wsparcia tam, gdzie jest ono potrzebne
- przyznaje pani Wioletta.
Do codziennych obowiązków pani Wioletty dochodzą też zadania niespodziewane.
– Załatwiam rzeczy, które potrzebne są do funkcjonowania oddziału, jak chociażby to, że obecnie organizuję nam nową zmywarkę, ponieważ stara przestała działać.
Jak tłumaczy pani Wioletta, pielęgniarki i położne nie mają czasu na koleżeńskie rozmowy i spotkania na ciasto. Nie wystarcza im go nawet na zwykłe wypicie kawy, która później stoi na biurku do końca zmiany.
– Jednak mimo całej tej sytuacji nasz zespół jest bardzo spokojny i optymistycznie nastawiony. A to bardzo dobrze wpływa na samopoczucie pacjenta
- mówi Wioletta Kubiak.
I dodaje: – W obecnej sytuacji również wielu naszych pacjentów zgłasza chęć pomocy szpitalowi. Dostajemy od nich maseczki, przyłbice. Znajdują się również chętni, którzy ofiarowują nam środki do dezynfekcji. To wszystko jest obecnie bardzo potrzebne i bardzo cieszą nas takie gesty wsparcia od naszych pacjentów.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień