Wiesz, co je Twoje dziecko?
NIK alarmuje: polskie dzieci tyją i zajadają się byle czym! Szkolna kucharka: - Złe nawyki wynoszą, niestety, z domów
S. Buczma o gustach dzieci wie wszystko. Gotuje od lat w podstawówce nr 20 na gorzowskim Górczynie. Dziennie wydaje ponad 200 obiadów. - Spaghetti i pierogi schodzą pięknie. Kotlety z fileta też. Niektóre zupy również. Jednak wiele dzieci zostawia np. surówki czy same warzywa - mówi nam sympatyczna kucharka. Ona i jej koleżanki stają na głowie, by zachęcić maluchy do owoców i warzyw. To dzięki nim w szkole - poza herbatą - można się napić np. wody z cytryną. - Ale maluchy jedzą i piją to, co znają z domu. Czyli czego rodzice ich nie nauczą, to do tego stołówka ich nie przekona - mówi „GL”.
Szykują się kontrole
Rodzicom chyba ta nauka za dobrze nie idzie, bo Najwyższa Izba Kontroli właśnie bierze pod lupę to, co dzieci jedzą. Instytucja zapowiada na jesień kontrole w szkołach pięciu województwach. Nie wiemy na dziś, czy na liście będzie lubuskie. Będziemy o tym informować.
A dane są alarmujące. Według badań Instytutu Żywności i Żywienia (wszystkie informacje przytaczamy za NIK) ponad 20 proc. polskich dzieci i nastolatków zmaga się z nadwagą lub otyłością. Z badań dodatkowo wynika, że ponad 50 proc. dzieci i młodzieży na co dzień żywi się nieprawidłowo. „Jedzą zbyt tłusto, zbyt słodko i zbyt słono. Nieregularnie spożywają posiłki, zbyt rzadko jedzą w ciągu dnia albo zastępują właściwe posiłki przekąskami” - wyjaśnia prof. Jadwiga Charzewska z IŻiŻ.
To też widać w szkołach. - Dzieci, nawet pierwszoklasiści, przychodzą do szkoły z batonami. Niektórzy mają do picia colę. Drugą skrajnością są dzieci bez śniadania w ogóle - mówi nam jedna z nauczycielek, która opiekuje się klasą maluchów w Gorzowie.
Są też dobre wzory. Katarzyna Lech z Krosna Odrzańskiego dba o posiłki siedmioletniej córki. - Wiem, że ruch i prawidłowo zbilansowana dieta to podstawa zdrowego rozwoju. Takie też szykuję jej śniadania. Chleb żytni, z ziarnem, masło, sery, nabiał, jogurt naturalny i jakaś smaczna przekąska w postaci chrupiącej marchewki, ogórka czy papryki. Czasami jakiś zbożowy lub owsiany batonik, które moja córka uwielbia. Do picia bezsmakowa woda mineralna. Maja sama ją wybiera - mówi pani Katarzyna.
Wiem, że ruch i prawidłowo zbilansowana dieta to podstawa zdrowego rozwoju
Nastolatek wie lepiej
W starszych klasach podstawówki, w gimnazjach czy w szkołach średnich to sami uczniowie wybierają, co jedzą. Jakie są ich wybory? Oliwer Gibała z Nowej Soli, gdy o to pytamy, akurat je zbożowe ciastko: - Jem je wtedy, gdy nie mam śniadania albo mam dużo zajęć.
Zwykle kupuję zdrową żywność, jak w tym przypadku sprawdzone wcześniej ciastka, które są smaczne i pożywne. Po ich zjedzeniu nie czuję już głodu. Podobnie myśli jego kolega, Kacper Maciejewski, który popija zdrowy sok owocowy.
W Słubicach obok budynku podstawówki i gimnazjum jest piekarnia. Podczas przerw dzieci często się tu zaopatrują. - Widać, że już trochę się orientują co jest zdrowsze. Nie wybierają pączków, drożdżówek czy innych słodkich bułek. Sięgają po ciemne lub maślane bułki. Jeśli chodzi o napoje, to też kupują te zdrowsze typu Kubuś, ale wodą mineralną nie gardzą. Ale przyznaję, że spora część uczniów idzie obok do marketu i kupuje batoniki czy chipsy - mówi nam sprzedawczyni z piekarni Krystyna Wrąbel.
No bo kto im zabroni?
Maturzysta Olek Piskorz z LO I w Zielonej Górze wcale się temu nie dziwi i wskazuje, że niedawna rewolucja w szkolnych sklepikach (zakazano drożdżówek, zapiekanek czy kawy) była skazana na porażkę. - To nie miało sensu, szczególnie w szkołach średnich, gdzie 60 proc. uczniów jest pełnoletnich. Odebrano nam możliwość napicia się kawy czy zjedzenia batonika, który przecież jest czasami jedynym „paliwem”, gdy trzeba organizmowi dostarczyć energii - tłumaczy. Jest zdania, że ograniczenia w sklepikach warto utrzymać w podstawówkach i gimnazjach - by chronić dzieci przed śmieciowym jedzeniem. - Jednak szkoły ponadgimnazjalne to inna bajka - dodaje.
Okiem dyrekcji
Violetta Szary, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Iłowej zapewnia, że u niej dba się o to, co jedzą uczniowie. - Dostosowaliśmy menu stołówki do rozporządzenia ministra zdrowia. Ze szkoły zniknął sklepik, nie mamy automatów z napojami. Z drugiej strony większość naszych uczniów to dziewczęta. One i bez zaleceń stosują diety - zauważa V. Szary.
Ale kucharka S. Buczma podkreśla: - Możemy stawać na głowie, jednak dziecko nawyki przynosi z domu. Warzywa i owoce może polubić tylko tam!