Więzienny zapach w kinie
Jedną z najgorszych rzeczy w więzieniu jest zapach, oczywiście z perspektywy kogoś, kto tak jak ja był tam w celach zawodowych, a nie odsiadywał wyrok. Mdły, duszący, przepocony, w którym unoszą się resztki kuchennej spalenizny, dym tanich papierosów i tęsknota za haustem świeżego powietrza. To on pogłębia przygnębienie, jakie wywołują ciasne cele z piętrowymi łóżkami i ścianami upstrzonymi plakatami przedstawiającymi panny, które raczej nie dają zarobić krawcom.
Ten zapach przypomniał mi się, gdy oglądałam ostatnio w kinie „Konwój” w reżyserii Macieja Żaka. Może przez to, że akcja wciągającego thrillera rozgrywa się w klaustrofobicznym wnętrzu więziennej furgonetki, wiozącej niebezpiecznego zbója - jak mówią o podopiecznym policjanci - na badania do zakładu psychiatrycznego. Wyobraziłam sobie, że w owym pojeździe zapachów od Chanel czy Diora raczej nie ma, tym bardziej że jedzie nim kilku dość dziwnie wyglądających dżentelmenów. Kierujący całą ekspedycją Zawada (Robert Więckiewicz) właśnie został doprowadzony do ładu po długim piciu, a na dodatek jest na kokainowym głodzie, co wywołuje niezbyt miłe reakcje żołądkowe. Sfrustrowany służbista Berg (Przemysław Bluszcz) też nie sprawia wrażenia kogoś, kto popierałby przemysł kosmetyczny, podobnie jak znerwicowany antyterrorysta (Łukasz Simlat). Nie wspominając o więźniu, na tyle pobitym, że wydziela z siebie jedynie woń krwi i strachu.
Do tego doborowego towarzystwa nie przystaje jedynie Feliks (Tomasz Ziętek) - młody student prawa, który dorabia sobie jako strażnik w więzieniu kierowanym przez teścia. I to właśnie on nie powinien znaleźć się w „Konwoju” wysłanym przez owego dyrektora zakładu karnego, w którego - jak zwykle znakomicie - wciela się Janusz Gajos. Grany przez niego Nowacki to postać kontrowersyjna, sam zresztą mówi, że nie da się być normalnym, gdy od trzydziestu lat spędza się większość czasu za murem. To sprawiło, że jego pogląd na sprawiedliwość ewoluował do tego stopnia, iż nie raz i nie dwa zmieniał wyroki sądu i to dość mocno na niekorzyść oskarżonego.
W tym przypadku też tak miało być, ale cały plan Nowackiego rozsypał się jak domek z kart. Do czego to doprowadziło, przekonajcie się sami. Możecie liczyć tu jak to w dobrym thrillerze bywa na nieoczywiste zwroty akcji, sporo strzelaniny, niecenzuralnych dialogów i zwykłej przyjemności z oglądania wciągającego filmu, którą psuł mi jedynie roznoszący się dookoła zapach. I nie była to kwestia uruchomionego pod wpływem wspomnienia wizyty za kratami zmysłu powonienia, ale realny zapach popcornu królującego w całym kinie. Zdaje się, że jestem skazana na niego dożywotnio.