Wilczyce w Bieszczadach. Bronią przed wycinką stuletniego lasu [ZDJĘCIA]
Nie wiadomo, kim są. Wiadomo, że chcą chronić lasy, a dokładnie część bieszczadzkiej puszczy w okolicach Mucznego. Wilczyce w maskach na twarzach pojawiły się znikąd. Walczą o prawa lasów, kobiet i LGBTQ. Leśnicy zapewniają, że na razie drzew w tym miejscu nie tną. Wilczyce - dla pewności - nigdzie się stąd nie ruszają.
Ruszamy w las. Śnieg topi nam się pod butami. Na jego resztkach dostrzegamy ślady. To muszą być Wilczyce. Idziemy w dobrym kierunku.
Obóz nie jest wielki. Jeden namiot stoi pusty, w drugim ktoś chyba jeszcze śpi, dalej jest składzik. Centrum obozu to tipi. Do budowy wykorzystano m.in. banery wyborcze polityków przeróżnych partii. Ponoć dobrze chronią przed deszczem. Ciekawe, że nawet po kilku miesiącach papierowe twarze polityków nie zmieniły się ani trochę.
Cisza, ani żywej duszy. W końcu z tipi wyłania się młoda kobieta. Oprowadza nas po obozie. Tłumaczy, że nie ma transparentów, bo zdmuchnęła je nocna wichura. Na ziemi smutno leży tęczowa flaga.
Stuletni las pod topór
Decyzję o przyjeździe w Bieszczady podjęły jeszcze przed nadejściem 2021 roku.
- Nadleśnictwo deklarowało po różnych apelach, m.in. noblistki Olgi Tokarczuk, że do końca 2020 roku nie będą ciąć drzew w obszarze 219a - tłumaczy Wilczyca Felicja. - Co mogło sugerować, że jak nastanie nowy rok, leśnicy przyjadą tutaj z piłami. Najbardziej dogodną porą do cięcia jest przecież zima, gdy gleba jest zamarznięta i twarda.
Dotarły w Bieszczady 3 stycznia. Porzuciły wygodne łóżka i prysznice z ciepłą wodą. Przygotowały się do przetrwania w lesie w środku zimy. A wszystko to dla kilkunastu hektarów drzew, które leżą w obszarze Natura 2000.
- Skąd taka strategia? Z poczucia bezsilności i nieskuteczności oficjalnych działań typu: petycje, protesty, manifestacje. Dlatego podjęłyśmy się blokady własnymi ciałami - argumentuje aktywistka.
I dodaje, że drzewostan oznaczony numerem 219a przylega do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jest niezwykle cenny. Niektóre drzewa mają tam ponad 100 lat.
Walka o uratowanie tego lasu trwa już kilka lat. W 2019 roku protestowała Inicjatywa Dzikie Karpaty. Teraz wiekowy las wzięły w obronę Wilczyce.
- Plany gospodarcze Lasów Państwowych zostały opracowane lata wcześniej. Bez uwzględnienia dramatu katastrofy klimatycznej i wymierania gatunków - zauważa Felicja. - Jeśli zetną ponad 100-letnie drzewo, to ono zniknie i przez jakiś czas go nie będzie. Wychodzimy z założenia, że Lasy Państwowe to lasy obywateli i obywatelek. Nasze wspólne - podkreśla.
Wilczyce to przede wszystkim młode kobiety z całej Polski. Spotykamy też jednak obcokrajowca mówiącego po angielsku. Nie chce zdradzić, z jakiej części świata pochodzi. Swoje tożsamości aktywiści ukrywają pod maskami Wilczyc. Zrobiła je młoda aktywistka, m.in. z tego, co znalazła w śmietniku. W tych maskach chętnie pozują do zdjęć. Walczą o lasy, ale też o prawa kobiet i osób transpłciowych.
- Pewne grupy obywateli są w Polsce marginalizowane. Doświadczają silnych opresji. Chcemy je wspierać i pokazać, że u nas mają bezpieczną przestrzeń. Mimo że znajdujemy się w województwie, gdzie jest sporo stref wolnych od LGBT - mówi Felicja.
Minus 20 w nocy
W obozie trwa nieustanna zmiana warty. Jedni przyjeżdżają, drudzy wyjeżdżają. Wilczyca Felicja jest od początku trwania blokady. Jak mówi, życie w lesie do łatwych nie należy.
- Najzimniej było chyba minus 20 stopni Celsjusza w nocy - wspomina. I pokazuje wiszący na ścianie tipi termometr. Akurat teraz, gdy tu jesteśmy, panuje totalna odwilż. Woda wdziera się z każdej strony.
- Zasada jest taka, że do namiotów wchodzimy w suchych ciuchach. Przy wejściu trzeba rozpocząć procedurę zdejmowania kilku warstw. Zostawia się je w przedsionku. Jak się rozbieramy, idzie to szybciej, ale jak się ubieramy, to nawet kwadrans, zanim się nam uda wypełznąć ze śpiworów - oblicza Wilczyca Felicja.
Kluczowe decyzje zapadają w tipi.
- Wieczorem planujemy zadania, jakie chcemy wykonać następnego dnia. Dzielimy się na grupki i bierzemy do roboty. Teraz np. montujemy platformę na materiały, żeby w suchym miejscu składować rzeczy. W innym rusza budowa domku na drzewie. Zawsze jakaś osoba musi zostać w obozie. Czasem też mamy odwiedziny dziennikarzy. Opowiadamy, oprowadzamy. Nie ma nigdy przymusu, żeby coś zrobić, zawsze jest to jakaś swoboda i jeśli koś ma gorszy dzień, może sobie zostać dłużej w namiocie - dodaje aktywistka.
Co jedzą? Przede wszystkim makaron, a z wody po jego gotowaniu robią herbatę. „To prawdziwy hit” - zachwala nasza rozmówczyni. Czasem dostają jedzenie w termosach od przyjezdnych. Jedzą wegańskie potrawy.
Wieczorem, po pracy, zasiadają w tipi i opowiadają, co się wydarzyło. - Mamy wtedy takie chwile bliskości. Próbujemy wysuszyć skarpety, odmrozić palce - rzuca Felicja.
Rozrywki? Obok namiotu leży piłka do gry w nogę (Wilczyca Felicja grała w 1. lidze kobiecej). Z gałęzi zrobiły bramkę, żeby było gdzie strzelać gole.
Zdarzają się też wycieczki. Trzeba odebrać paczki, więc jest godzina drogi na pocztę z plecakiem. Kiedy indziej spacerują w strefy, gdzie jest dobry zasięg komórkowy. Raz na jakiś czas się tam wybierają, żeby mieć kontakt z bazą albo przekazać relacje do mediów społecznościowych.
Polowanie na Wilczyce
Obecność aktywistek w lesie pod Mucznem nie wszystkim jest w smak.
- Mieliśmy atak nożownika - opowiada Faustyna. - Rozmawiałyśmy w tipi. Było ok. 3 w nocy. Jedna z nas poszła do namiotu, żeby się położyć spać. Zobaczyła światło.
Skąd światło w środku tej głuszy? Wróciła zaniepokojona do koleżanek.
- We trójkę poszliśmy sprawdzić, co się tam dzieje - kontynuuje nasza rozmówczyni. - Kiedy przyszliśmy, nikogo już nie było, a nasze rzeczy zostały pocięte. Namiot był cały rozszarpany. Mieliśmy taki składzik, zbudowany z banerów, w którym trzymałyśmy narzędzia, ciuchy i koce. Wszystko zostało pocięte. Analizowaliśmy to później, że skoro osoba przyszła w nocy, to raczej spodziewała się nas tam zastać. Więc myślę, że mieliśmy dużo szczęścia.
Niemiłych niespodzianek było więcej. „Ktoś” przeciął linkę, która zabezpieczała platformę wiszącą na drzewie na wysokości trzeciego piętra. „Ktoś” wrzucił chemiczne kostki do rzeczki, z której dziewczyny czerpią wodę. Komuś wyraźnie przeszkadza obozowisko Wilczyc w lesie.
Bez komentarza
Co na temat obozowiska sądzą leśnicy?
- Jako leśnicy i pracownicy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie oraz nadzorowanych przez nią nadleśnictw nie poczuwamy się w żadnym stopniu do szerzenia „patriarchatu, queerfobii i faszyzmu”. Z przykrością stwierdzamy tylko, że protestujące próbują przenosić na grunt leśny spory światopoglądowe, niemające z lasem nic wspólnego - akcentuje Edward Marszałek, rzecznik RDLP w Krośnie.
Leśnicy podkreślają, że nie prowadzą wycinki na terenie 219a, choć są takie plany. Zauważają też, że postulaty aktywistów powinny być kierowane do prawodawcy, a nie do zarządcy.
- Żądanie od nadleśniczego zaniechania działań gospodarczych w lasach powierzonych jego pieczy to rodzaj podżegania do naruszenia prawa - uważa Edward Marszałek.
Blokada do lata
Wilczyce nie wykluczają, że zostaną w Bieszczadach do lata. W wakacje na pewno będzie dużo chętnych, aby pomóc w okupowaniu lasów.
W internecie trwa zbiórka na blokadę. Zebrano już 10 tys. zł. Wilczycom można podesłać m.in. ciepłe ciuchy, lampy naftowe. Przydałby się, jak mówią, sprzęt kempingowy, narzędzia, apteczki, kubeczki menstruacyjne.
- Co we mnie zmieniły 3 tygodnie w lesie? Na pewno zapach. Ostatni raz się myłam w zeszłym roku - śmieje się Felicja. - Uczę się również radzenia sobie z pustym żołądkiem czy nieprzenoszenia frustracji na innych. Frustracje rodzą się z myśli, że jest nas za mało, żeby coś więcej wskórać. Jak sobie rozmawialiśmy ostatnio o celach, to przede wszystkim miała to być ochrona przyrody. Pojawiła się też opcja, że jest to jakiś nowy rodzaj doznań i przeżyć. To też jest cenne. Chcemy jednak przede wszystkim fajnie tutaj żyć, nie chcemy być męczennicami lasu.
Pytam Wilczycę, czy tęskni za domem, za normalnością. Odpowiada, że najbardziej brakuje jej ciepłego prysznica.