Wino, kobiety i śpiew jeszcze nie teraz. O geniusza z Białegostoku upomina się grecka armia
Jak miałem 4 lata zacząłem się interesować elektryką, czyli tym, co robi dziadek. Starałem się to naśladować. Później skonstruowałem swoje pierwsze lampki na choinkę, okręciłem się nimi i byłem pod napięciem przez kilkanaście sekund - wspomina Petros Psyllos.
Co uważasz za swój największy sukces?
Petros Psyllos: Naukowy, tak? Jeśli ograniczymy się do tej sfery to ostatni projekt ze sztucznym mózgiem, wyjazd do Seattle na Imagine Cup, czyli największy konkurs technologiczny na całym świecie. Sztuczny mózg, czyli taki mózg, który patrzy na świat przy pomocy kamer i stara się opisywać przedmioty używając słów i muzyki. Potrafi rozpoznać miliony różnych rzeczy: krzesła, samochody, gazety. W przypadku gazety przeczyta też jej tytuł. Sztuczna inteligencja umie interpretować to, co widzi przed sobą, np. opisze, że jest to młoda kobieta w czerwonej sukience, brunetka. Trzeba przypiąć urządzenie do pasa i połączyć z telefonem. W nim właśnie siedzi sztuczny mózg, do którego przez tydzień wgrywałem sto milionów różnych zdjęć i mówiłem, że to jest np. czerwona ławka. Teraz urządzenie poprzez słuchawkę może tłumaczyć niewidomym, co widzi i ostrzegać przed niebezpieczeństwami.
Sztuczny mózg jest częścią sztucznego oka, MATIA. Jeśli go wyjmiemy, może stać się częścią innego urządzenia. Np. może posłużyć do generowania hitów, tzn. tworzenia nowych piosenek na kanwie wgranych przebojów, które mogą odnieść taki sam lub podobny sukces jak pierwowzory. Staram się zrobić taki program, który sam komponuje muzykę, ale to w przyszłym roku. Wstępnie rozmawiałem o tym z muzykami, wyrazili zainteresowanie.
Skąd bierzesz pomysły?
Filmy science fiction z lat 80., 90. są niesamowitą inspiracją, nowsze oczywiście też. Książki Lema - przecież tam pojawiło się tyle różnych koncepcji. Lem przewidział, że będziemy mieli Internet. I po 50-ciu latach to się urzeczywistniło. Podobnie było ze smartfonami. Przecież każdy ma dziś swój elektronowy mózg w kieszeni. Natchnieniem są też codzienne sytuacje, niezwiązane z nauką, programy w telewizji. Potem staram się łączyć sferę nietechniczną z technologią.
To klucz do sukcesu?
Zawsze robię coś innego, coś, czego wcześniej nie było, z pogranicza różnych dziedzin. Jestem raczej przeciwny temu, żeby się poświęcać jednej dziedzinie. Tak, to może być klucz do sukcesu, czyli multidyscyplinarność i otwartość na świat.
Czyli lubisz czytać?
Pewnie. Właściwie są w uproszczeniu dwie drogi, jeżeli popatrzymy na pracę twórczą. Można cały czas uczyć się fizyki i na koniec życia mieć poczucie straconego czasu, bo jest tylu świetnych fachowców, że naprawdę trudno jest wejść na jeszcze wyższy poziom i wymyślić coś całkowicie nowego, co ma sens. A drugie podejście to takie, żeby trochę mniej dokładnie poznać wiele dziedzin równolegle, czyli np. fizykę, muzykę, architekturę, humanistykę i potem znaleźć coś na pograniczu tych dziedzin.
Jak to się zaczęło, że zacząłeś majsterkować, próbować?
Tego nie pamiętam. Moja babcia i mama mówią, że jak miałem 4 lata zacząłem się interesować elektryką, czyli tym, co robi dziadek. Starałem się to naśladować. Oczywiście było dużo niepowodzeń, zdarzyło się, że włożyłem gwóźdź do gniazdka. Później skonstruowałem swoje pierwsze lampki na choinkę, okręciłem się nimi i byłem pod napięciem przez kilkanaście sekund. Wtedy miałem już sześć lat. Później mama ukierunkowała mnie trochę bardziej w stronę techniczną. Kupowała mi płytki montażowe, podstawowe narzędzia, magazyn „Młody Technik”. Na etapie gimnazjum zacząłem interesować się elektroniką i informatyką. I wreszcie przyszła pierwsza klasa technikum, a wraz z nią fascynacja sztuczną inteligencją i neurobiologią.
Nauczyciele zauważyli, że masz potencjał?
Pani Irena Osiak, moja opiekunka naukowa z technikum, zmotywowała mnie do brania udziału w konkursach i to dzięki niej wystartowałem w Olimpiadzie Innowacji Technicznych. Od tego momentu wszystko się rozpoczęło.
Jak wygląda Twój zwykły dzień?
Nie wygląda, bo w nocy pracuję, a w dzień śpię. Właściwie dzisiaj jest wyjątek, bo poszedłem na zajęcia. Zazwyczaj kładę się o 7-8 rano. I nie przeszkadza mi, że jest jasno. Mam takie stare PRL-owskie zasłony, które nie przepuszczają światła. Są ciężkie i tak wygłuszają, że nie słyszę nawet burzy.
Dostajesz duże wsparcie od Politechniki Białostockiej.
W trzeciej albo czwartej klasie poznałem dr. Jerzego Sienkiewicza, który zainspirował mnie do pójścia w stronę medycyny i tego, aby nie robić czegoś dla samego robienia. Pomógł mi też bardzo w rozwoju projektów i wyjazdach na różne targi i konkursy naukowe, a później stał się moim opiekunem naukowym na Politechnice Białostockiej. Miałem do wyboru wiele uczelni. Mogłem studiować w Lozannie, ale stwierdziłem, że tam jest za drogo. Z Uniwersytetu Jagiellońskiego dostałem nawet zaproszenie, ale złożyłem papiery na Politechnikę Warszawską. Dwa dni przed zakończeniem rekrutacji dostałem telefon z sekretariatu Politechniki Białostockiej z prośbą, żebym przyjechał na spotkanie. A wtedy rektor przedstawił mi różne propozycje i chyba dzięki temu skusiłem się. Patrząc z perspektywy czasu dobrze zrobiłem. Nasza politechnika zaoferowała mi indywidualny tok studiów, stypendium, mieszkanie w hotelu asystenta, gdzie stworzyłem swoje laboratorium. No i wsparcie naukowców z uczelni. W ramach stowarzyszenia Odkrywcy Diamentów dostaję pieniądze na wyjazdy, na badania, na konkursy. To ewenement w skali kraju. Jak ostatnio byłem na targach w Krakowie pytałem innych studentów czy uczelnie dają im jakieś wsparcie. Niestety, trudno jest im uzyskać nawet dwieście złotych.
Da się na tym zarobić?
Do tej pory była to wyłącznie praca typowo naukowa. MATIA to nie jest urządzenie, które można już wprowadzić na rynek i na tym zarabiać, ale już zaczyna być gotowe, zbliżamy się do tego momentu. Dostałem się do programu, który pomaga założyć firmę. Na razie nie sprzedaję tych projektów, chociaż niedługo zamierzam. Pomoże mi w tym wsparcie finansowe od centrali Microsoftu w Redmond. Zresztą w zanadrzu mam dwa typowo biznesowe projekty, które zamierzam do lutego ukończyć. Pierwszy to rozwiązanie dla osób niewidomych, które pomoże zrozumieć sens filmu. A drugie jest z branży energetycznej, ale na razie nie mogę mówić o szczegółach.
Nie tak dawno gościłeś wraz z innymi uzdolnionymi młodymi ludźmi u prezydenta Andrzeja Dudy.
Miałem w Pałacu Prezydenckim dziesięciominutową prezentację. Po niej rozmawialiśmy chwilę o wsparciu młodych naukowców w naszym kraju. Mogłem skonsultować swoje urządzenia z będącymi na sali niewidomymi i wtedy dostałem dużo przydatnych informacji zwrotnych, np. że urządzenie jest za duże, że rozpoznaje czasem krokodyle, kałamarnice. Niewidomi chcieliby, żeby szybciej działało, a bateria dłużej trzymała.
MATIA często się myli?
Zalicza wpadki. Ostatnio na czarnoskórego mężczyznę sztuczne oko powiedziało, że jest to małpa, prawdopodobnie goryl, a później jeszcze użyło obraźliwego określenia. Niestety, to tylko sztuczna inteligencja.
Co pamiętasz z okresu, kiedy jeszcze mieszkałeś w Grecji?
Moja mama wyjechała z Polski, żeby pracować w Grecji. Poznała ojca i tam się urodziłem. Mieszkaliśmy w Grecji do czasu, kiedy skończyłem sześć lat. Najbardziej pamiętam dwie plaże, jedną kamienistą, wulkaniczną, drugą piaszczystą z białym piaskiem. Pamiętam, że kiedy były cieplejsze dni szło się na piaszczystą, a w zimniejsze na kamienistą. Mieliśmy kozy, dla których konstruowałem oświetlenie i klimatyzację. Zabierałem od dziadka bardzo drogie przyrządy, nie wiem po co mi to było.
Wracasz czasem do Grecji?
Teraz nie mogę, bo dostałem wezwanie do wojska. Służba w Grecji jest obowiązkowa i gdybym przekroczył granicę musiałbym iść do armii.
Masz dwa obywatelstwa. A czujesz się bardziej Polakiem czy Grekiem?
Kiedyś ktoś myślał, że Petros Psyllos to wynalazek. W Polsce spędziłem większość czasu i tak się wtopiłem w kulturę, że Polska jest mi bliższa, ale staram się nie zamykać na inne nacje. To bardzo poszerza horyzonty.
Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
To trudne pytanie i odległa perspektywa. Ja w ogóle nie układam planów, bo rzadko wychodzą. A jeśli już, to ograniczam się do kilku kolejnych dni. Staram się żyć chwilą. Miesiąc nie ma nic do zaoferowania poza kolejnymi tygodniami i dniami, a dni to wyłącznie godziny i minuty. Ale tak z grubsza - na pewno nie pójdę na aktorstwo, nie będę piosenkarzem. Nie chciałbym też być sportowcem.
Ale chodzisz na warsztaty aktorskie.
Tak, zajęcia mam u wujka, który jest aktorem. Szkolę się pod względem prezentacji i dykcji. Uczęszczam też na warsztaty teatralne w naszym Teatrze Dramatycznym. Ostatnio uczę się roli Oberona ze sztuki Szekspira. Lubię się tam trochę powygłupiać. W ten sposób staram się robić coś innego, bo przez ostatnie dwa lata byłem mocno zajęty sprawami naukowymi. Dużo się działo i muszę trochę odetchnąć, żeby nie zwariować.
Praca nad wynalazkami narzuca pewnie wiele ograniczeń.
To prawda. Nie mogę się na przykład na tyle się od niej oderwać, by codziennie spotykać się ze znajomymi w barach. Zresztą po takim spotkaniu potrzebowałbym dwóch dni regeneracji, żeby potem móc wrócić do pracy i przełączyć mózg na myślenie. Ale z drugiej strony, jeśli będzie się cały czas zajmować jedną rzeczą można szybko stracić zapał. Trzeba się oderwać, ale produktywnie. Na przykład warsztaty teatralne ćwiczą pamięć, mowę ciała i dykcję. Z innych niż naukowe rzeczy kręcę teraz filmiki na kanał „Bez bujdy” na Youtube. To przeniesienie „Pogromców mitów” z gruntu telewizyjnego na internetowy. Pokażę doświadczenia, które rodzice będą mogli przeprowadzić w domu z dziećmi. Ale będą też mocniejsze wrażenia. Postaram się sprawdzić czy suszarka wrzucona do wanny może zabić, czy telefony komórkowe mogą zagotować mózg, czy niedopałek papierosa rzucony na stacji benzynowej może spowodować eksplozję tejże stacji, czy rośliny lubią rocka, czy pies wybierze zawsze święconą wodę.
Czyli dyskoteka nie wchodzi w grę?
Nie lubię białostockich dyskotek albo nie widziałem tu ciekawych. Zresztą ogólnie nie przepadam za taką atmosferą. Kiedyś spodobała mi się scena z filmu „Lśnienie”, kiedy Jack Nicholson wchodzi do takiej ogromnej balowej sali. Klimaty , kiedy można spokojnie porozmawiać, a muzyka wszystkiego nie zagłusza, bardzo mi się podobają. A poza tym nie umiem tańczyć. (śmiech) Dziadek kiedyś mówił, żebym uczył się z miotłą.
Zawsze mógłbyś uczyć się z dziewczyną.
Nie mam dziewczyny. I nie określam, jaka miałaby być. Na razie to nie jest ten moment, w którym byłbym dyspozycyjny i odpowiedzialny. To prawdopodobnie nie jest dobry czas na związek.
Gdybyś nie mieszkał w Białymstoku to gdzie?
Nie lubię dużych miast. Warszawa może i nie jest wielkim miastem, ale wystarczająco dużym, by zawsze coś robić, nawet jak się nic nie robi. Jest za dużo ludzi, za dużo hałasu, za dużo ruchu. Jak byłem w Seattle to dopiero zobaczyłem, co to znaczy duże miasto, niebezpieczne rejony. Podszedł do nas pewien facet, który zaczął się przed nami żegnać i mówić, że jest chrześcijaninem. I nagle zmienił się o 180 stopni i zażądał, żebyśmy oddali mu torbę. Mieliśmy tam jakieś zakupy. Straciliśmy tylko 13 dolarów, ale kazał nam usiąść na ławce i czekać, bo zaraz przyprowadzi innych chrześcijan. Oczywiście uciekliśmy.
Niektóre osiągnięcia Petrosa Psyllosa
- I miejsce w konkursie Technotalenty (za sztuczne oko dla osób niewidomych - MATIA) w kategorii Technika. Otrzymał nagrodę specjalną CDP w kategorii Wyzwanie społeczne oraz specjalną OWOP w kategorii Wyzwanie społeczne. MATIA to wynalazek, który ma ułatwić życie niewidzącym. W dużym skrócie: urządzenie obserwuje świat przy pomocy oka kamery, rozpoznaje obrazy i opisuje je. W ten sposób niewidomi mogą wiedzieć, co znajduje się przed nimi.
- III miejsce w konkursie Młody wynalazca (Fund. Haller Pro Inventio), za sygnet elektroniczny dla osób niewidomych.
- Wyróżnienie magazynu Playboy w plebiscycie „30 mężczyzn przed 30, którzy wstrząsną światem”.
- Nominacja do Podlaskiej Marki Roku, za projekt mówiącej rękawicy dla osób niemówiących. II miejsce w głosowaniu konsumentów.
- Nagroda Prezydenta Miasta Białegostoku za innowacyjną myśl techniczną.