Wino? To podróż, na całe pokolenia
Przy lampce lekkiego, czerwonego wina „Borynia”, Lech Sikora właściciel wininicy Laguna w Jastrzębiu-Zdroju marzy, by w przyszłości, może za 20 lat, jego winiarnię przejął dziś półtoraroczny wnuk Aleksander. – Bo wino to nie alkohol, a podróż. Na całe pokolenia – mówi.
46-letni Lech Sikora mieszka w Jastrzębiu-Zdroju. Wokół same kopalnie, blokowiska, ale jest takie jedno miejsce magiczne, ukryte w rolniczej, urokliwej dzielnicy Borynia. Osławione z powodu zabytkowego pałacyku, który się tam mieści. Ale w przyszłości, kto wie, może o Boryni będzie głośno z powodu winnicy Laguna, usytuowanej przy dwóch działkach. Tu powstaje wino czerwone, wytrawne, o nazwie „Borynia”. I co ważne, już na kilku konkursach zrobiło furorę - cieszy się Lech Sikora. Na dowód pokazuje recenzję z dwumiesięcznika branżowego, poświęconego temu trunkowi, gdzie jeden z najbardziej uznanych znawców win w Polsce, Michał Bardel, autor książki „Zbrodnia i wina”, zachwycił się „Borynią”. – Gościłem go na degustacji u siebie w winnicy. To chyba znaczy, że moja robota ma sens - nie kryje dumy jastrzębianin.46-letni Lech Sikora mieszka w Jastrzębiu-Zdroju.
Śląskie wino to powrót do tradycji…
Czy śląskie wino może być znane w Polsce, albo w Europie? Sikora wierzy, że tak. Być może niewiele osób pamięta, że „wino płynęło ze Śląska niegdyś szerokim strumieniem”. - A choćby Cystersi z Rud pod Raciborzem od średniowiecza byli znani z produkcji wspaniałego wina. Także Wodzisław miał kiedyś swoje winnice. Ja chcę o tej historii przypominać, kontynuować nieco „przykurzoną” tradycję – mówi Sikora. Raz w miesiącu współorganizuje spotkania śląskich winiarzy w jednej z żorskich kafejek. Jest to doskonałe „miejsce i czas”, aby podzielić się z przyjaciółmi z branży swoimi doświadczeniami czy uwagami.
Lech Sikora, z zawodu zegarmistrz, na co dzień handlowiec i zapalony sportowiec (uwielbia tenis, piłkę nożną, nurkowanie) nie nazywa siebie producentem wina, woli mówić: pasjonat wina. Od lat interesuje się kulturą winną w Polsce i na świecie, odwiedza różne winnice, zdobywa doświadczenie od najsłynniejszych winiarzy, które wykorzystuję w produkcji swojego wina. Pierwsze „podróże winne” odbywał już w 2002 roku, do Słowacji, Czech, gdzie tradycja produkcji wina w małych, rodzinnych winiarniach, jest bardzo bogata.
- Pamiętam te pierwsze spotkania w piwnicach, we wspaniałej atmosferze, pośród zapachów tego szlachetnego trunku, beczek. To wspaniały świat – opowiada.
Dobry smak wina to lata pracy
Pierwsze winorośla zasadził w 2006 roku, a więc jego przygoda trwa już osiem lat. Czy w naszym zimowym klimacie to w ogóle ma sens? Ma. Bo zima krzewom niestraszna, nawet mróz sięgający 25 stopni. Ale już wiosenne, majowe przymrozki, mogą zniszczyć plony w całości.
- Większą część winnicy mam w leśnym zagajniku, ochrona przed wiatrem i mrozem tam jest dużo większa, wspaniale operuje tam słońce. Bardziej narażona na niekorzystne warunki jest druga część Laguny, odsłonięta bardziej – mówi. Do produkcji czerwonego wina najlepiej przyjęły się szczepy winogron o nazwie: Regent i Rondo. I takie też rosną w winnicy Lagunie.
- Eksperymentalnie jest posadzony Merlot, ale niestety, nie dojrzewa i będzie wykarczowany. Ale jest też Dornfelder, przyjął się też Cortis z cabernetów. No i do białego wina świetna jest odmiana Solaris, która też ma się dobrze w naszym mikroklimacie – wymienia fachowe nazwy.
- Ale pamiętajmy, że samo zasadzenie winorośli to dopiero pierwszy krok w „długiej podróży”. Całe lata trzeba pracować i zbierać doświadczenia, by wino mogło zachwycić smakiem. Po wizycie Bardela i jego ocenie „Borynii”, winnica Laguna została wpisana do Małopolskiej Ścieżki Winnej, a to nie lada wyróżnienie. I zobowiązanie. - Niestety, śląskiej listy jeszcze się nie dorobiliśmy, ale mamy w planach jej stworzenie w ramach Śląskiego Stowarzyszenia Winiarzy, które rozwijamy obecnie – mówi Sikora.
Degustacja Beaujolais Nouveau. Tak, tak, tego ze Śląska…
A gdzie jeszcze na Śląsku mamy winnice? - Katowice, Mysłowice, jest też jeszcze jedna winnica w Jastrzębiu, w Bziu, są dwie winnice w Rybniku, koło Cieszyna, w Radlinie, Gołkowicach i Bielsku-Białej – wylicza jastrzębianin. Wczoraj 18 listopada, (tradycyjnie co roku, w trzeci czwartek miesiąca) producenci próbowali młodego wina - Beaujolais Nouveau. Tak tak, tego ze Śląska… - To ważny czas, by sprawdzić, jak komu wyszło i zastanowić się, czy ewentualnie należy „coś” jeszcze poprawić. Spotkanie to także kolejna okazja dla wszystkich, aby rozwiązać zaistniałe problemy, czy wymienić się spostrzeżeniami związanymi z branżą winiarską. A przy okazji - jest wesoło – śmieje się Sikora.
Takie kilkutygodniowe wino to efekt wielomiesięcznej pracy, która zaczyna się w winnicy już w lutym (chyba, że jest metr śniegu). Zaczynamy od przycięcia starych pędów. Potem trzeba je przywiązać do drutów, przymocować. Pozimowe opryski siarką - to bardzo ważny element. Kolejne miesiące to oczekiwanie na pąki. I modlitwa, by broń Boże nie przyszły majowe przymrozki, które je zniszczą. Ale są też inne kłopoty – owad „przędziorek” lubi się pokazać, więc trzeba zastosować odpowiednie opryski. Gdy pędy są już spore, wiosną i latem każdy producent może je zredukować, zostawić więcej, mniej. Każda decyzja ma wpływ na jakość, smak, zapach wina.
– Z doświadczenia wiem, by ich zostawić mniej, bo wtedy owoce są słodsze, dorodniejsze, ekstrakt na wino jest pewniejszy – opowiada jastrzębianin. Cały czas trzeba doglądać zbiorów winogron.
Przychodzi pełnia lata, owoce dojrzewają. Zbiory przychodzą w październiku.
Przy zbiorach pomaga cała rodzina
- A winobranie to są już bardzo przyjemne chwile. Zrywamy winogrona, potem mielimy, macerujemy, prasujemy, przelewamy, filtrujemy. A dalej... to już tajemnica każdego winiarza - śmieje się pan Lech. Przy zbiorach pomaga cała rodzina. Wszyscy mają swoje mniejsze i większe zadania. Lech Sikora wyraźnie akcentuje, znaczącą rolę jaką odgrywa w „Lagunie” jego teść Ludwik - który przez cały sezon jest mocno zaangażowany we wszystkie etapy tworzenia wina.
Śląskie wino produkowane jest na potrzeby samych producentów i ich rodzin, albo też leżakuje całe lata, czekając na lepsze czasy, kiedy to będzie miało szansę „trafić na stoły”, podobnie jak dzieje się to w Francji, Włoszech, Chorwacji.
Po degustacji młodego wina praca się nie kończy – przy winie do samej Wigilii roboty jest mnóstwo. Bo wtedy decyduje się jego smak. - Trwa przelewanie, odkwaszanie, filtracja. To nie jest tak, że jak się skończy fermentacja, mamy koniec roboty. Niuansów jest całe mnóstwo. Wiedzę i umiejętności w tej branży zdobywa się całe lata.
Kto wie, może wnuk przejmie winnicę…
Przy lampce lekkiego czerwonego wina „Borynia” Lech Sikora marzy, by w przyszłości, może za 20 lat, winiarnię przejął jego dziś półtoraroczny wnuk Aleksander. – Bo wino to nie alkohol, a podróż. Na całe pokolenia – opowiada. - Wino czyni każdy posiłek uroczystością, każdy stół wspanialszym, każdy dzień bardziej udanym – cytuje na koniec słowa francuskiego smakosza i znawcy win, Andre L. Simona.