Winston kontra Neville. Nieudany Brexit sprzed osiemdziesięciu lat
Sprzedając w Monachium Czechosłowację, brytyjscy konserwatyści usiłowali oddalić od Zjednoczonego Królestwa kryzys kontynentalnej Europy. Szybko okazało się, że to niemożliwe. Z podobnych powodów dziś Brytyjczycy żegnają Unię Europejską. Jaki będzie efekt końcowy?
Brytyjska skłonność do odcinania się od bieżących kłopotów kontynentalnej Europy ostatnio dała o sobie znać w postaci Brexitu.
Dokonujące się właśnie wychodzenie wyspiarzy z Unii Europejskiej zaskoczyło ich samych, a już na pewno kilku brytyjskich polityków, którzy nie spodziewali się takiego wyniku referendum.
Chamberlain: Szkoda brytyjskiej krwi na jakąś kłótnię w dalekim kraju między ludźmi, o których nic nie wiemy. Churchill: Urodziłem się, żeby stoczyć tę wojnę
Mamy zatem sytuację, w której połowa bardziej rozgarniętych obywateli zastanawia się, co też najlepszego uczynili, a druga połowa triumfuje w przekonaniu, że obcy wreszcie przestaną żyć na garnuszku brytyjskiego podatnika. Obie połowy myślą pod dyktando swych ulubionych polityków oraz mediów i pod tym względem nie różnią się od obywateli całej Europy, a także Brytyjczyków sprzed blisko stu lat.
Paktowanie z diabłem
Izolacjonistyczny rys wyspiarskiego charakteru świetnie odmalował Michael Dobbs w powieści „Wojna Winstona”, której polski przekład ukazał się na początku lutego nakładem wydawnictwa Znak. Jak przystało na autora słynnej trylogii „House of Cards” (na podstawie której nakręcono nie mniej słynny amerykański serial z Kevinem Spacey w roli głównej) Dobbs daje nam krwisty polityczny thriller.
Intryga rozpoczyna się 1 października 1938 r. i prowadzi czytelników przez prawie dwa kolejne lata. To przełomowy czas dla Zjednoczonego Królestwa, Europy i świata. Trwa w najlepsze ówczesny Brexit, czyli porzucanie europejskich sojuszników w trakcie karkołomnych rokowań premiera Neville’a Chamberlaina z Adolfem Hitlerem i Benito Mussolinim.
Mr Chamberlain, głęboko przekonany, że ratuje światowy pokój, właśnie poświęcił w Monachium Czechosłowację i wrócił do kraju w glorii chwały, witany przez króla i wiwatujących obywateli. Łudzą się, że nie będą znów ginąć na wojnie (pamiętają dobrze światowy kataklizm z lat 1914-1918), a Jerzy VI darzy cieplejszymi uczuciami Niemców niż Czechów i Słowaków, o których nie ma zielonego pojęcia. „Szkoda brytyjskiej krwi na jakąś kłótnię w dalekim kraju między ludźmi, o których nic nie wiemy” - mówi premier, odczytując myśli swoich wyborców.
Nawiasem mówiąc, obraz sympatycznego, jąkającego się Jerzego VI, odmalowany w filmie „Jak zostać królem” (2011, reż. Tom Hooper, w roli głównej Colin Firth) ma niewiele wspólnego z prawdą. Ojciec Elżbiety II nie był wybitnym mężem stanu czasów pożogi. Zawarłby każdy sojusz z Niemcami. Hitler, nie Hitler, najważniejsze, że mógł obronić brytyjską monarchię przed Stalinem i komunistami. Trzeba też pamiętać o dynastycznych związkach Windsorów z niemieckimi rodami.
Już na początku XVIII wieku na brytyjskim tronie zasiadł Jerzy I z dynastii hanowerskiej, a od czasów królowej Wiktorii i jej męża Alberta imperium rządził ród Sachsen-Coburg-Gotha. Dopiero Jerzy V w trakcie I wojny światowej, gdy Niemcy i Anglicy znaleźli się we wrogich obozach, zmienił nazwisko rodowe na Windsor (od nazwy zamku pod Londynem). Sentyment do Niemców nie opuścił jednak brytyjskiej rodziny panującej. Do tego stopnia, że w 2015 r. mogliśmy się bulwersować, opublikowanymi przez bulwarowy „The Sun” archiwalnymi zdjęciami hajlującej młodej Elżbiety II.
Nie ma litości dla nikogo
Rychło okazało się, że Herr Hitler miał w nosie podpisane układy i gładko połknął opuszczoną przez sojuszników Czechosłowację. „Zbawca” Chamberlain wyszedł na durnia. Żeby ratować honor Wielkiej Brytanii, udzielił gwarancji Polsce, choć od początku wiedział, że nie kiwnie palcem w naszej obronie. Tymczasem Winston Churchill, który wkrótce przejął gabinet przy 10 Downing Street, wydawał się być na drugim biegunie. On od początku nie godził się na układy z Hitlerem. Jednak z każdą stroną powieści Dobbsa będziemy mieć coraz więcej wątpliwości, jakie paliwo napędzało Pierwszego Lorda Admiralicji.
„Nazywam się Churchill. Urodziłem się, żeby stoczyć tę wojnę” - mawiał jeden z największych polityków XX wieku, ale tytułowa „Wojna Winstona” nie jest taka oczywista. Czy chodzi wyłącznie o starcie z Hitlerem i ratowanie demokratycznego świata? A może o obronę chylącego się ku upadkowi brytyjskiego imperium? Albo o rozgrywkę z Chamberlainem, w której stawką jest przywództwo w Partii Konserwatywnej i urząd premiera?
W powieści Dobbsa Chamberlain jest słaby, schorowany i pozbawiony politycznej wizji, ale Churchill to też nie superbohater. Pije jak smok, jest megalomanem, który z pogardą traktuje współpracowników i na dodatek wdaje się w podejrzane finansowe machinacje, żeby ratować się przed bankructwem. Z wyjątkiem pewnego brytyjskiego sierżanta rzuconego w bezsensowną walkę do Norwegii, samotnej pocztowej urzędniczki, ubogiej matki dwojga dzieci dorabiającej jako prostytutka i żydowskiego fryzjera - imigranta, wszyscy inni bohaterowie obrywają równo.
Zwłaszcza politycy, dziennikarze i szpiedzy, od których aż gęsto w tej opowieści. Są fałszywi, pozbawieni empatii i snobistyczni. Dobbs, było nie było - lord, nie ma litości dla brytyjskiego establishmentu. Może po prostu wie, o czym pisze. Wyraźnie nie przepada też za ówczesnym amerykańskim ambasadorem Josephem Kennedym, ojcem prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego. Maluje sympatyka nazistów, antysemitę, pozbawionego skrupułów sybarytę i krętacza, marzącego o Białym Domu. Trudno się z taką oceną Amerykanina nie zgodzić, choć trzeba pamiętać, że książka Dobbsa nie jest podręcznikiem historii. To tylko doskonały thriller polityczny, trzymający się mocno prawdy historycznej.
Brexit mimo wszystko
67-letni lord Dobbs jest zwolennikiem Brexitu. Tłumaczy to niechęcią do brukselskiej biurokracji, nie zaś do samej Europy, której kulturową i polityczną różnorodność bardzo ceni. Między wierszami dyplomatycznej poprawności, której hołduje w udzielanych wywiadach, można jednak odnaleźć typową dla Brytyjczyka niechęć do słuchania poleceń Niemców i Francuzów.
Pod tym względem nie różni się od pewnego angielskiego stolarza, którego 16 czerwca ub. roku spotkałem w małym praskim barze. Oprócz wyspiarskiej kompanii było tam jeszcze dwóch Niemców i garstka Czechów, czyli Europa w pigułce. Oglądaliśmy mecz Polska - Niemcy na Euro 2016. Stolarz z kolegami pochłaniał kolejne gambrinusy i kibicował podopiecznym Nawałki, pohukując na Bogu ducha winnych Niemców. Gdy usłyszał, że jestem z Krakowa, rozpromienił się, jak słońce nad Jamajką. Właściwie nic zaskakującego; pokaż mi dumnego syna Albionu, który nie zaliczył wieczoru kawalerskiego w Krakowie...
Mecz skończył się bezbramkowym remisem, wszyscy rozeszli się w pokoju. Tydzień później nieznaczna większość głosujących Brytyjczyków wybrała Brexit. Wśród nich był lord Dobbs i zapewne mój stolarz, prywatnie szczerze kochający Kraków i Polaków.
***
Były prominentny polityk Partii Konserwatywnej i poczytny pisarz, lord Michael Dobbs ma talent do politycznych thrillerów. Każdy, kto czytał trylogię „House of Cards”, i tym razem powinien być ukontentowany.
„Wojna Winstona” (angielskie wydanie w 2002 r.) to pierwsza z czterech powieści o słynnym brytyjskim przywódcy. Jest tutaj wartka, sensacyjna fabuła, są politycy, arystokraci, dziennikarze i szpiedzy. Wszystko na tle przełomowych wydarzeń w dziejach Europy i świata.
Książka była nominowana do Międzynarodowej Dublińskiej Nagrody Literackiej IMPAC.
Michael Dobbs, „Wojna Winstona”, tłum. Anna Gralak, Znak, 2017