"Wisielcy" zawsze idą po żywego
Ratownicy górniczy: skromni, cierpliwi, zdeterminowani. Sami siebie nie chcą określać mianem bohaterów. Powstała o nich książka.
Opowieści 15 ratowników górniczych, czynnych i emerytowanych, zebrała w książce "Ratownicy. Pasja zwycięstwa" dziennikarka specjalizująca się w tematyce górniczej Karolina Baca-Pogorzelska, a zdjęciami ratowników opatrzył je Tomasz Jodłowski. Dzisiaj trzecia już książka tego duetu z serii górnictwo 2_0, po "Drugim życiu kopalń" i "Babskiej szychcie" ma premierę.
Dowiadujemy się z niej, jak przez ponad 100 lat rozwinęło się ratownictwo górnicze, czy można ratować kogoś, kto nie wie nawet, że jest ratowany, jaka kara grozi za nieposłuchanie dowódcy akcji i że ratownicy wodni są nazywani "topielcami", a specjaliści od akcji szybowych - "wisielcami".
Życie dopisało, a właściwie ciągle dopisuje, ciąg dalszy do książki, bo wciąż trwa najtrudniejsza akcja ratownicza w polskim górnictwie, od 1,5 miesiąca ratownicy próbują się dostać do dwóch górników uwięzionych przez zawał w rudzkiej części kopalni KWK "Wujek".
6 tysięcy ratowników
Obecnie w Polsce jest ok. 6 tys. ratowników górniczych. - Ratownicy górniczy chodzili mi po głowie od bardzo dawna, ale wiedziałam, że jest to trudny temat i chciałam do niego dorosnąć - mówi Karolina Baca-Pogorzelska. - Do podjęcia decyzji skłoniło mnie to, co stało się jesienią ubiegłego roku w Mysłowicach-Wesołej, jednak głównym bodźcem do napisania książki właśnie o ratownikach górniczych była akcja ratownicza w kopalni "Krupiński" w Suszcu w 2011 r., bo relacjonowałam ją bezpośrednio z Suszca - dodaje autorka.
Udało jej się nakłonić do rozmów o ich zawodzie byłych i czynnych ratowników, tych kopalnianych (z kopalni węgla kamiennego) i tych zawodowych, z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Bohaterami jej książki są: Mariusz Badaczewski, Adam Boratyński, Bogdan Ćwięk, Piotr Dossman, Waldemar Figurowicz, Jerzy Gawliczek, Jacek Golik, Andrzej Grzegorczyk, Walenty Komarek, Jacek Kubica, Marek Kumor, Jerzy Markowski, Piotr Obłój, Robert Włoch i Wojciech Zasadni.
- Katastrofy górnicze, które wiążą się z pracą ratowników, to nie jest łatwy temat i opowiadanie o nich, zarówno przez ratowników, jak i przeze mnie, było trudne, chociaż w tej książce znalazło się sporo historii z happy endem - wyjaśnia autorka. - Wbrew pozorom nie miałam problemu ze znalezieniem bohaterów do tej książki, choć rozmowy z nimi nie szły gładko, przynajmniej na początku, Otwierali się później. Byłam zaskoczona, że dla emerytowanych ratowników opowiadanie o wydarzeniach sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat było tak poruszające. To były emocje, które udzielały się również mnie - dodaje.
Przepytywani przez Karolinę Bacę-Pogorzelską byli ratownicy imponują pamięcią, opowiadają o szczegółach akcji ratowniczych nawet sprzed 40 lat. - Dla mnie najbardziej niesamowita była rozmowa z Bogdanem Ćwiękiem o akcji w kopalni Generał Zawadzki, która odbyła się w 1969 roku. Siedziałam w jego domu przez kilka godzin, a on opowiadał i opowiadał, właściwie wszystko można by było spisać po kolei. Ma filmową, fotograficzną pamięć.
Jaki jest przeciętny ratownik? - Jest ciężko pracującym górnikiem - mówi Baca-Pogorzelska. - To musi być człowiek bardzo cierpliwy, bo jego praca jest często żmudna, pokorny wobec świata. Oni doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmują, ale są pozytywnie nastawieni do tego, co robią, mimo że wiąże się to z tragedią, często ludzką.
W ferworze walki
Ratownicy nierzadko mają specyficzne poczucie humoru, podobne do tego cechującego np. chirurgów. - Kiedy jest praca, adrenalina, oni dają 120 proc. z siebie i nie ma czasu na żarty. Gdy są poza akcją ratowniczą, są normalnymi facetami, którzy muszą jakoś odreagować stres. Mają specyficzny slang. Używają określeń, które dla przeciętnego człowieka mogą być szokujące. Jeden z bohaterów mówi, że jest określenie "pierwsza skórka", oznaczające pierwszą martwą osobę wyciągniętą przez ratownika. To nie jest brak szacunku, bo oni każdego człowieka, czy jest żywy, ranny czy martwy, traktują tak samo. Gdybyśmy porozmawiali z policjantami, strażakami, grabarzami czy lekarzami, przedstawicielami zawodów stykających się ze śmiercią, to też bylibyśmy zdziwieni ich językiem. Na dole, w ferworze walki, nikt nie będzie sobie prawił komplementów czy mówił: Czy byłbyś tak uprzejmy i podał mi tę łopatę? Tam liczy się czas. Oni są jak pogotowie ratunkowe, tylko działające w innych warunkach - mówi autorka.
Czy określenie "zawsze idziemy po żywego", którymi często zasłaniają się ratownicy przepytywani przez media w czasie akcji, jest zawsze prawdziwe? - To często przenośnia. Jeśli ratownicy, oceniając sytuację realistycznie, mają choć promil nadziei, że górnik mógł przetrwać tąpnięcie czy zawał, to zawsze idą po żywego. Inaczej myśli się po wybuchu metanu czy pożarze, gdy mamy do czynienia z temperaturą 1000 st. C. To by można raczej tłumaczyć "zawsze idziemy po człowieka".
Książkę można kupić w księgarni internetowej motyleksiazkowe.pl.