Wisła Pilcha. Miasteczko na granicy fikcji [ZDJĘCIA]
Plac Hoffa, cukiernia „Delicje”, dawniej dom zborowy, fara ewangelicka, w końcu piekarnia, gdzie był rodzinny dom pisarza. Oto Wisła Jerzego Pilcha. Przeszliśmy jego ścieżkami.
Nie ma chyba miasta we współczesnej Polsce tak dobrze opisanego w literaturze, jak maleńka, luterska, położona w dolinach Beskidów Wisła. Trudno się dziwić, to rodzinne miasto jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy, Jerzego Pilcha, który do swojego pochodzenia przyznaje się często i chętnie.
Literacka mekka w Beskidach
Wisła, nazywana perłą Beskidów, ma szczęście do ludzi i wielkich nazwisk. To tutaj urodził się Jerzy Pilch, tutaj nieruchomości kupują gwiazdy estrady i ekranu. W kawiarni przy placu Hoffa zjeść można słynne ciastko Małysza; skoczek pochodzący z Wisły rozsławił miejscowość w całej Polsce. Jerzy Pilch, z typową dla siebie ironią, napisał zresztą kiedyś:
„Za sprawą Małysza przestałem być najbardziej znanym wiślaninem na kuli ziemskiej. Wisła, moja rodzinna miejscowość, za sprawą Małysza przestała istnieć, powstało małe miasteczko imienia Małysza”.
Ale Wisła to nie tylko miasto skoków narciarskich. To miejscowość na wskroś protestancka, dzisiaj jedyne miasto w Polsce, gdzie ewangelików jest więcej od katolików. Oprócz nich pod Baranią Górą spotkać można zielonoświątkowców, świadków Jehowy, adwentystów dnia siódmego, stanowczych chrześcijan i wyznawców jeszcze kilkunastu innych wyznań. Miasto, choć nie w tej skali co Podhale, było też mekką literatów. To tu przeprowadził się Julian Ochorowicz, psycholog, pisarz i piewca piękna Beskidów. Ochorowicza odwiedzali najwięksi pisarze tamtej epoki - Bolesław Prus, Maria Konopnicka, Władysław Reymont. To właśnie w Wiśle Reymont napisał pierwszy tom „Chłopów”. W tej mozaice religijności i tradycji literackich wyrósł Jerzy Pilch.
Luterska Wisła
Do swojego pochodzenia i ewangelickich korzeni Pilch odnosi się na tyle często, że jest uważany za głównego piewcę luteran w Polsce. O ewangelickiej Wiśle w swoich „Dziennikach” pisał tak:
„W Wiśle jak Pan Bóg przykazał: minus czternaście stopni mrozu, plus czternaście centymetrów śniegu. Można powiedzieć: zatrważająca luterska równowaga. W dzisiejszych czasach mało co poza meteorologią Panu Bogu zostało. Ileż ja się nasłuchałem tutejszych opowieści o ulewach, cudownie zatrzymanych tuż przed początkiem nabożeństwa na wolnym powietrzu, albo o gradobiciu, które czekało, aż ostatni wierny wejdzie do kościoła, albo o śnieżycach, które wszystko z wyjątkiem naszych ścieżek zasypały. Dziesiątki przypowieści, osobne ewangelie, bezlik apokryfów. Protestanckich ma się rozumieć, one Panu specjalnie miłe. Braci katolików On też wysłuchuje, ale mniej uważnie. Nawet jak na najwyższym szczeblu modły o deszcz czy choćby o orzeźwiającą mżawkę wznoszą”.
Dzisiaj w Wiśle spotykamy się z jej mieszkańcami, którzy na twórczości Jerzego Pilcha znają się jak mało kto. Nic w tym dziwnego, przecież z łatwością znajdują w książkach pisarza znajome miejsca i pierwowzory niektórych bohaterów jego prozy. Poczytajcie, jakie.
Kłopotliwa biografia
Ciężko dzisiaj rozmawiać w Wiśle o Jerzym Pilchu. Wszyscy żyją niedawno wydaną biografią pisarza, „Pilch. W sensie ścisłym” Katarzyny Kubisiowskiej. Po wydaniu tej książki duża część rozmówców Kubisiowskiej czuje rozgoryczenie, bo ich zdaniem książka nie wygląda tak, jak wyglądać powinna. Niemal wszyscy zainteresowani w Wiśle o książce dyskutują, a najczęściej pojawiający się argument przeciw książce brzmi: „nie chciałbym, żeby o moim krewnym albo przyjacielu taki tekst powstał”. Zresztą sam Jerzy Pilch zerwał kontakt z Katarzyną Kubisiowską, podobnie po przeczytaniu książki zrobiła Wanda, matka Jerzego, która wcześniej pomagała autorce podczas jej pisania. Mieszkańcy Wisły mówią tak: „po książce pozostał niesmak, jakby kac, bo Wisła inaczej sobie ją wyobrażała”. Ale są też tacy, którzy książki bronią. - To nie jest lukrowanie rzeczywistości, ale przecież nie ma w niej nic, czego Jerzy sam by wcześniej nie napisał - mówi Jerzy Kufa, wiślanin, znajomy pisarza.
To nie zmienia faktu, że wiślański samorząd, który współfinansował wydanie książki, dzisiaj o niej nie mówi, a planowana premiera wydawnictwa w mieście pod Baranią Górą w ogóle się nie odbyła.
Centrum jak z prozy pisarza
Jerzy Pilch urodził się w 1952 roku. Od tego czasu Wisła nie zdążyła się mocno zmienić, a architektura centrum, z niewielkimi wyjątkami, pozostaje niezmienna. Jakie były ścieżki Pilcha i jego bohaterów?
Spacerujemy od placu Hoffa w kierunku Wisły-Oazy. Przy ul. 1 Maja widzimy małą, uroczą piekarenkę „U Troszoka”. To dom rodzinny Jerzego Pilcha, w którym pisarz spędził dzieciństwo. Dom należał do dziadków Jerzego Pilcha, Jerzego i Marii Czyżów. To szczególnie babka Czyżowa, Maria z domu Chmiel, była dla Pilcha niezwykle ważna i często znajdowała swoje miejsce w tekstach pisarza. Sam przyznał: „Moja perspektywa w dużej mierze wynika z doświadczenia, a na mnie gigantyczny wpływ miała moja świętej pamięci babka”.
To tutaj, przy ulicy 1 Maja i w jej najbliższej okolicy, koncentrowało się życie młodego Pilcha. Niedaleko leży fara, czyli plebania kościoła ewangelickiego, w którym proboszczem był późniejszy biskup ewangelicki, Andrzej Wantuła. Nieco dalej park. To w nim Jurek grał z kolegami w piłkę. Wtedy marzył jeszcze, żeby zostać atakującym Górnika Zabrze.
Niedaleko domu dziadków Jerzego Pilcha znajduje się dzisiaj ośrodek Start. Dzięki temu Pilch mógł oglądać trenujących tam wielkich sportowców, choć jak mówi Jerzy Kufa, z tego miejsca Pilch „pamięta tylko sportsmenki opalające się w oknach”. Pilch nigdy zresztą nie krył swojego upodobania do kobiet, często chadzał nad leżącą nieopodal domu rodzinnego rzekę Wisłę, żeby oglądać opalające się letniczki.
Od domu do placu Hoffa
Miejsc związanych z Jerzym Pilchem jest w Wiśle wiele, choć oś jego dziecięcych przeżyć umiejscowiona była właśnie wzdłuż ulicy 1 Maja - od rodzinnego domu po plac Hoffa. Niedaleko plebania, troszkę dalej - w budynku, w którym dzisiaj znajduje się cukiernia „Delicje” - dom zborowy, gdzie młody Jerzy Pilch chodził do szkółki niedzielnej.
Nieco dalej, przy placu Hoffa, w czasach młodości Pilcha funkcjonowało też kino „Marzenie”, do którego przyszły pisarz lubił chodzić, zamknięte dopiero przed kilkoma laty. - W tej szkole, o, tam, niedaleko, zaczynał swoją naukę. Często wspominał panią Mazurową, nauczycielkę ze szkoły podstawowej - przypomina Danuta Szczypka, mieszkanka Wisły, historyk, autorka wielu opracowań na temat miasta.
Jerzy Pilch, choć na co dzień mieszka w Warszawie, dzięki długim rozmowom telefonicznym z matką ciągle trzyma rękę na pulsie wiślańskiego życia i często wraca tutaj w swoich kolejnych tekstach.
Oprócz tych miejsc, nieodzownie związanych z jego dzieciństwem, można spotkać też te wyrzucone poza oś: dom dziadków - plac Hoffa. To na przykład ewangelicki cmentarz na Groniczku. To miejsce ważne dla Jerzego Pilcha. Jak tłumaczy Jerzy Kufa, właśnie na tym niewielkim cmentarzu, oddalonym od centrum, spoczywają wszyscy starzy górale, cała „stara Wisła”. To właśnie na Groniczku ma miejsce scena pogrzebu w „Innych rozkoszach”, kiedy to trumna pradziadka głównego bohatera wjeżdża na dół i porywa jego niedoszłą kochankę.
W twórczości Pilcha bez trudu znajdziemy Jawornik, gdzie mieszkał jego drugi dziadek - Paweł Pilch, nazywany starym Kubicą, czy Partecznik, gdzie do dziś mieszka matka pisarza - Wanda. Jerzy zresztą ciągle ją odwiedza. Dopóki zdrowie mu pozwalało, zawsze przyjeżdżał pociągiem. Dlatego w tekstach Pilcha często znajdujemy wiślański dworzec kolejowy, który widział zaraz po przyjeździe do rodzinnego miasta i gdzie miało miejsce wiele pożegnań. Jak tłumaczy Renata Czyż, dyrektor wiślańskiej biblioteki, tam również rozgrywa się końcowa scena „Innych rozkoszy”, jej zdaniem najbardziej wiślańskiej książki Jerzego Pilcha.
Wislańskie pierwowzory
Jak ocenia Danuta Szczypka, nie wszyscy w Wiśle są zwolennikami prozy Jerzego Pilcha. - Część mieszkańców Wisły bierze jego opisy tutejszych ewangelików zbyt dosłownie, myślę, że tu leży problem - mówi. Z kolei Jerzy Kufa zwraca uwagę, że dla części mieszkańców Wisły - szczególnie ewangelików - styl Pilcha, który nie zawsze należy do delikatnych, może się wydawać oskarżający czy nawet naśmiewający się z miejscowej społeczności. Wiele osób szuka zresztą postaci z prozy Pilcha w wiślańskiej rzeczywistości.
- Moim zdaniem, jeśli wybiera cechy poszczególnych osób, to łączy je z innymi i właśnie w ten sposób tworzy postaci - mówi Danuta Szczypka. Jerzy Kufa tłumaczy z kolei, że jeśli Pilch inspiruje się mieszkańcami Wisły, to raczej tej dawnej. Za przykład może posłużyć postać doktora Granady z książki „Pod Mocnym Aniołem”, inspirowana wiślańskim lekarzem Edmundem Grendą. Ten niezwykle popularny w Wiśle lekarz odwiedzał często młodego Pilcha, kiedy ten chorował na anginę, później posłużył mu za inspirację w jednej z najgłośniejszych książek pisarza z Wisły.
Nie sposób zatem dzisiaj znaleźć mieszkańców, którzy w sposób bezpośredni występowaliby w prozie Pilcha. - To raczej pisanie o cechach zbiorowości, być może dlatego tak szeroko w Wiśle komentowane. Jedno jest pewne, Jerzy jest genialnym obserwatorem i swoje obserwacje przelewa na papier - tłumaczy Kufa.
To właśnie dzięki tym obserwacjom w prozie i felietonach Jerzego Pilcha czytamy często o ewangelikach, rodzinnej Wiśle czy Śląsku Cieszyńskim. I dzięki temu każdy, kto chciałby zobaczyć na własne oczy ważny element twórczości wybitnego pisarza, może przyjechać do Wisły, przejść się jej uliczkami, którymi spacerował, usiąść nad Wisłą, nad którą oglądał letniczki, pojechać do doliny Jawornika, gdzie mieszkali jego dziadkowie od strony ojca, albo zadumać się na cmentarzu na Groniczku.
Jerzy Pilch
Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy. Był kilkukrotnie nominowany do literackiej nagrody Nike i otrzymał ją w 2001 r. za powieść „Pod Mocnym Aniołem”. Ciągle wraca do Wisły, gdzie mieszka jego matka Wanda Pilch. Jesienią tego roku ukazała się kontrowersyjna biografia pisarza pt. „Pilch. W sensie ścisłym”.