Witalij i Wołodymyr Kliczko. Walczyli na ringu, teraz bronią Kijowa
Bracia Witalij i Wołodymyr Kliczko, wielokrotni mistrzowie świata w zawodowym boksie, wychowali się w garnizonach sowieckiej armii, której pilotem był ich ojciec. Dziś z innymi mieszkańcami bronią Kijowa przed rosyjską agresją i zapowiadają walkę do końca. Do zwycięstwa.
W piątek 24 lutego mija dokładnie rok od inwazji Rosji na Ukrainę. W rocznicę wybuchu wojny przypominamy nasz materiał o tym, jak bracia Kliczko walczyli na ringu, a teraz bronią Kijowa.
Sen Putina o wielkiej Rosji jest koszmarem dla mojego kraju - mówi 46-letni Wołydymyr Kliczko. Potężnie zbudowany, z telefonem w ręku filmuje zniszczenia w ukraińskiej stolicy. Za plecami widać wielki lej w ulicy i wrak autobusu po wybuchu rakiety. Wszędzie odłamki i gruz z okolicznych domów. Dymią okna spalonego wieżowca.
Apel mistrza
Były bokserski czempion od początku wojny relacjonuje sytuację w mieście atakowanym przez rosyjską armię. W wywiadach prasowych i telewizyjnych oraz poprzez media społecznościowe dzień w dzień apeluje do świata o pomoc dla Ukrainy. Przekonuje bogatych i wpływowych znajomych z Zachodu, by wspierali wpłatami walczących Ukraińców. Szczególnie wielu ich ma w Niemczech, gdzie mieszkał i trenował w trakcie bokserskiej kariery. Wzywa, by naciskali na władze w Berlinie do wprowadzenia surowszych sankcji wobec Rosji. W jednym z nagrań dziękuje po niemiecku, że w niecałe dwa tygodnie zebrali 100 milionów euro. W innym zwraca się po rosyjsku wprost do Rosjan - „orków” (krwiożerczych, demonicznych stworzeń z powieści Tolkiena).
- Imperialnymi ambicjami, najazdem na Ukrainę i barbarzyństwem tzw. armii zasialiście na wieki nienawiść - cedzi słowa do kamery. - Mówienie jakoby rząd to jedno, a obywatele Rosji to co innego jest absolutnym nonsensem. To wy, wierząc obrzydliwej propagandzie i nie przyjmując relacji nawet od swoich krewnych i przyjaciół z Ukrainy, milczeliście osiem lat, kiedy wasz kraj okupował Krym i część Donbasu. To wy z wyższością odnosiliście się do Ukraińców, uważając, że nie ma takiego narodu. To wy zabijacie nasze dzieci, bombardujecie i równacie z ziemią nasze miasta. Wiedzcie, wszyscy was tutaj nazywają orkami. Wszystkich! Nie ma dziś złych i dobrych Rosjan, kiedy milczycie i przyjmujecie propagandę szalonego dyktatora.
Zwraca się też po angielsku do zachodnich firm, które nie wycofały się z Rosji. - Wiadomość dla tych, którzy ciągle robią interesy z reżimem Putina: wy także prowadzicie wojnę razem z Putinem. Historia was obserwuje. Ludzkość was osądzi - mówi.
Codziennie towarzyszy starszemu o pięć lat bratu Witalijowi, merowi Kijowa, który czuwa, by miasto funkcjonowało mimo wojennych warunków. Ich dwumetrowe sylwetki spotkać można wszędzie - na dworcu kolejowym, skąd ewakuuje się kobiety i dzieci, w magazynach żywności, szpitalach, sklepach, punktach werbunkowych do wojska i obrony terytorialnej, przy barykadach przecinających ulice na wypadek ataku wroga. Czasem pokazują się z bronią i w kamizelkach kuloodpornych. Nie zamierzają opuszczać miasta.
Wojskowe wychowanie
Bracia Kliczkowie to jedni z najbardziej znanych Ukraińców na świecie. Ich kanały na Instagramie, Facebooku i Twitterze obserwują setki tysięcy ludzi. W latach 90. i na początku tego wieku dominowali na zawodowym ringu. Wielokroć zdobywali mistrzowskie tytuły w wadze ciężkiej najważniejszych federacji bokserskich. Młodszy Wołodymyr jako 20-latek (w 1996 roku) wywalczył złoty medal w wadze superciężkiej na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie. Starszy odnosił też sukcesy w kick-boxingu, triumfując kilka razy na mistrzostwach świata.
Siłę i atletyczną budowę ciała (Witalij ma 201 cm wzrostu, Wołodymyr - 198 cm) odziedziczyli po kozackim dziadku rodem z kijowskiej wioski. Słynął ponoć z tego, że potrafił giąć rękami podkowy i pięściami wbijać gwoździe. Drugą wojnę światową zakończył jako dowódcy kompanii w Armii Czerwonej, potem służył w milicji. Jego syn (ojciec przyszłych bokserów) - Władimir Rodionowicz Kliczko zrobił karierę wojskową, dosłużył się stopnia pułkownika w sowieckim lotnictwa. Kilkanaście razy zmieniał garnizony, w których stacjonował. Służył m.in. w NRD i Czechosłowacji. Razem z nim przenosiła się rodzina. Pierworodny Witalij urodził się w 1971 r. w Kirgistanie, a Wołodymyr pięć lat później w Kazachstanie. W latach 80. Kliczkowie zamieszkali w Kijowie. Ich ojciec latał m.in. do gaszenia płonącego reaktora po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. Już jako dorośli mężczyźni wspominali, że miał twardą rękę w domu, trzymał synów w żołnierskiej dyscyplinie. Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, trafił do sił zbrojnych niepodległej Ukrainy. Jako jej attaché wojskowy w randze generała majora pracował w Niemczech. Tam też Witalij i Wołodymyr zaczęli zawodowo trenować boks pod okiem niemieckiego trenera. Starszy z braci chciał najpierw, wzorem ojca, zostać pilotem wojskowym, ale okazał się zbyt rosły do samolotowej kabiny i wybrał sportową karierę.
Władimir Rodionowicz Kliczko zmarł w 2011 roku w Kijowie. Wrócił tam, kiedy niemieccy lekarze okazali się bezradni wobec choroby popromiennej, której nabawił się latając nad Czarnobylem. Po jego śmierci ciepłe wspomnienia opublikował nawet magazyn rosyjskich służb specjalnych „Specnaz Rossii”, który dziś zamieszcza m.in. deklarację poparcia weteranów KGB dla „wojskowej operacji specjalnej na Ukrainie”, jak w Rosji oficjalnie nazywa się wojenną napaść na ojczyznę Kliczków.
Bokser z doktoratem
Obaj bracia osiedli na stałe w Kijowie, gdy zaprzestali występów na ringu. W zawodowym boksie zdobyli nie tylko mistrzowskie tytuły, ale także pokaźne majątki. Pieniądze i sława przydały się, kiedy weszli do polityki. Będąc jeszcze aktywnymi sportowo wsparli Pomarańczową Rewolucję i Wiktora Juszczenkę - rywala prorosyjskiego Wiktora Janukowycza do urzędu prezydenta Ukrainy. Witalij dwa razy bez powodzenia startował później w wyborach na mera Kijowa, nie zrażał się porażkami. W 2006 r. uzyskał 23 proc. głosów i zajął drugie miejsce, w 2008 osiągnął kilka procent słabszy wynik i uplasowało się na trzeciej pozycji. Ale wszedł do rady miejskiej.
Obdarzony spokojniejszym charakterem był zawsze autorytetem dla młodszego brata. Kiedy w 2000 roku zrobił doktorat na Uniwersytecie Kijowski (pracę naukową napisał oczywiście o boksie), zyskał przydomek „Doktor Żelazna Pięść” (w ślad za nim tytuł doktora zdobył też Wołodymyr). W 2010 założył partię Ukraiński Demokratyczny Alians na rzecz Reform. Skrót UDAR oznacza w języku ukraińskim „cios”. Te najmocniejsze w działalności politycznej zadawał na przełomie 2013/14 roku, kiedy z bratem włączył się w protesty na kijowskim Majdanie, w których wyniku Janukowczy stracił urząd prezydencki i uciekł do Rosji. Został jednym z liderów Rewolucji Godności. Przeciwnie do ojca - zdeklarowanego komunisty - fascynował się zachodnią demokracją i liberalizmem od pierwszych sportowych wyjazdów poza kraje dawnego bloku sowieckiego. Opowiadał się z bratem za proeuropejskim kursem Ukrainy. Po obaleniu rządów Janukowycza rozważał kandydowanie na prezydenta, ale ostatecznie poparł Petra Poroszenkę. Sam wystartował wtedy po raz trzeci w wyborach na mera Kijowa i wygrał. Z różnym powodzeniem starał się w następnych latach modernizować miasto i walczyć z wszechobecną korupcją. Sukcesem zakończył walkę o reelekcję i dwukrotne kandydowanie do Rady Najwyższej Ukrainy, w której stworzył silną frakcję deputowanych swojej partii.
Poroszenkę wspierał również w ostatnich wyborach prezydenckich w 2019 r., które nieoczekiwanie wygrał Wołodymyr Zełenski. Nie krył obaw związanych z objęciem władzy w państwie przez komika i showmana, którego kabaret Kwartał 95 występował z powodzeniem także w Rosji. Wspominał, że to telewizja wpływowego, ukraińskiego oligarchy Ihora Kołomojskiego wylansowała bohatera swojego serialu „Sługa narodu” na najwyższy urząd w kraju.
W kolejnych latach nie brakowało konfliktów prezydenta Zełenskiego z Kliczką. Ten pierwszy chciał m.in. mocno ograniczyć kompetencje mera Kijowa i pozbawić go nadzoru nad państwową administracją w stolicy Ukrainy. Krytykował byłego mistrza boksu za nieprawidłowości w podległym urzędzie, którymi zaczęła się interesować nawet prokuratura. Kliczko nie pozostawał dłużny, oskarżając Zełenskiego, że stosuje polityczne metod niesławnego Janukowycza.
Kijów się nie podda
Spory ucichły, kiedy pojawiło się zagrożenie militarną agresją ze strony Rosji. Koncentracja wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą, oficjalnie pod pozorem ćwiczeń, skłoniła Witalija Kliczkę do pośpiesznej organizacji obrony terytorialnej Kijowa. Nakazał wydawać broń ochotnikom, wśród których znalazł się także jego brat Wołodymyr. Kiedy 24 lutego w nocy nastąpił atak, wystąpił przed kamerami. Spokojnym głosem wezwał kijowian, by nie ulegali panice, przygotowali się na wypadek alarmów bombowych i przestrzegali zarządzeń wojskowego sztabu miasta, któremu się podporządkował.
Od początku wojny pilnuje, by - mimo bombardowań - działała miejska infrastruktura konieczna do życia mieszkańców. Pokazuje też światu skutki barbarzyńskich ataków Rosjan. W ostatnią środę zabrał dziennikarzy zachodnich mediów, by zobaczyli osiedle mieszkaniowe po kolejnym nocnym ostrzale.
- „G...no prawda! Wybacz - odparł po angielsku, kiedy jeden z nich przytoczył rosyjską propagandę, jakoby atakowano tylko cele militarne na Ukrainie. - Gdzie tu cel militarny? Ten budynek jest wojskowy? - wskazał ręką zniszczony wieżowiec.
Dzień wcześniej wezwał mężczyzn - kijowian, którzy wyjechali przed wojną, by wrócili i wsparli obronę. - Każdy, kto kocha Kijów i chce uratować miasto, musi pomóc, jak tylko może - zaapelował. Kilka godzin później na portalu „Ukraińska Prawda” udzielił wywiadu razem ze swoim bratem. Wspominając karierę sportową, zapewnił, że pozostał wojownikiem, który walczy twardo do końca. Tak samo jak Wołodymyr.
- Rozważamy różne warianty rozwoju wydarzeń i nie wykluczamy nawet najgorszych - stwierdził. - Ale wykluczamy jeden, o którym nie może być nawet mowy. Wykluczamy absolutnie wariant poddania Kijowa. Nikt z Kijowa nie wyjdzie. Tworzymy teraz z każdej ulicy, każdego budynku, każdego punktu kontroli fortecę. Na Rosjan nikt tu z chlebem i solą nie czeka. Ostrzał cywilnych budynków miał zasiać panikę. Paniki nie ma, a jest jeszcze większa nienawiść ludzi.