Witamy na świecie Milenkę, czyli o tym, jak na chwilę byłam położną [ZDJĘCIA, WIRTUALNY SPACER]
Kilka godzin na najbardziej nowoczesnej porodówce w regionie. Szczęśliwi rodzice, przejęte studentki i fachowy personel. - Ważne są wiedza, doświadczenie, pewność i empatia - mówi położna Renata Depak.
Ja pielęgniarką? Położną na dodatek? Doświadczenie w tej materii mam zerowe, ale wyzwanie podejmuję. Stawiam się w bloku porodowym Śląskiego Centrum Perinatologii, Ginekologii i Chirurgii Płodu w Bytomiu. Centrum otwarto po trzech latach budowy pod koniec listopada, pierwsze pacjentki trafiły tu w grudniu. Śledziłam budowę krok po kroku, od fundamentów. Teraz sprawdzę, jak się tu pracuje.
Przebieram się w odzież służbową - luźna bluza i spodnie w kolorze fuksji, odpowiednie obuwie. Myję ręce i specjalną śluzą wkraczam na oddział pod fachową opieką Renaty Depak, położnej koordynującej salę porodową. Zaczynamy od dyżurki - poznaję dyżurujące pielęgniarki i ordynatora, Dariusza Grzonkę. Dowiaduję się, że przez ostatni weekend urodziło tu 10 mam. - Pacjentki są zadowolone - mówi ordynator. Zadowolony jest też personel, a przyszłe położne, studentki, są pod wrażeniem wystroju budynku. Tak jak i przyszłe mamy.
W dyżurce informacje przekazywane są kolejnej zmianie. Jedna grupa zjawia się o godz. 6.45, druga o 7. Przekazanie danych z dyżuru trwa ok. 30 minut, ale w tym czasie normalnie toczy się tu praca, nie ma przerwy. - Obecnie mamy pacjentkę przy cięciu cesarskim w znieczuleniu zewnątrzopono-wym - dostaję informację. To oczywiście nie wszystko, ale informacje są poufne, przeznaczone tylko dla personelu. Przy ich przekazywaniu nie może być obecny nawet ojciec dziecka. Po przekazaniu danych ruszamy na oddział.
Mała Milenka pierwszy raz słucha, jak bije serce jej taty
Przed salą cięć cesarskich stoi trochę zdenerwowany tata, Dariusz Muszyński z Siemia-nowic Śląskich. Na świat przychodzi jego córka Milenka. W domu czeka na nią starsza, ponaddwuletnia siostra Marysia. - Obiecała, że pozwoli siostrze spać w swoim łóżeczku, jeśli dostanie od niej prezent - mówi przejęty tata. Towarzyszy żonie, ale nie ukrywa, że woli to robić za drzwiami (zresztą, to nie naturalny poród, tylko cięcie cesarskie). - Czuwam i koordynuję tutaj wszystko - zapewnia.
Za chwilę Milenka jest już z nami. Zanim trafi na ręce szczęśliwego tatusia, w specjalnej sali jest w bardzo dobrych rękach doktor Izabeli Mężyk - kierownika Zakładu Profilaktyki Chorób Kobiecych. To ona zajmuje się badaniem noworodka, ja jej asystuję razem ze studentkami. I pierwsze zaskoczenie: maleństwo jest czyste, chociaż nie zostało podstawione pod kran z wodą! - Teraz tego się już raczej nie stosuje - wyjaśnia mi jedna ze studentek. - Dzieci po porodzie tylko się przeciera gazikami i podkładem, w który jest zawinięte. To ze względu na florę bakteryjną - dodaje. Tymczasem Milenka ostro trenuje płuca, a naszym (moim i studentek) zadaniem jest założenie na jej rączkę opaski-tasiemki identyfikacyjnej. Myślicie, że to takie proste? - Trzeba delikatnie zakładać, podłożyć palec, żeby opaska nie „strzeliła” - instruuje pani doktor. Następnie maleństwo jest ważone i mierzone (2700 g i 49 cm), mierzony jest też obwód główki i klatki piersiowej. Wreszcie tata siada w specjalnym fotelu do kangurowania. Zdejmuje koszulę, a my kładziemy mu córeczkę na klatce piersiowej. - Posłuchaj, jak tacie bije serce - śmieje się pan Dariusz. Z wrażenia i emocji tata zwraca się do córeczki imieniem starszej. Zostawiamy go w tej szczęśliwej chwili i wyruszamy na wizytę.
Bytomska porodówka niczym z serialu „Dr House”
Na poród czeka pani Wirginia, osiemnastolatka z Bytomia-Szombierek. Jest w szpitalu od kilku dni. Wypoczęta i wyspana, zbiera siły do porodu. Mój „wywiad” nie przypomina tego typowego dla położnej. Poza pytaniem o samopoczucie (bardzo dobre), dowiaduję się tylko, że pani Wirginia urodzi Oliwię i w szpitalu bardzo jej się podoba. - Nie byłam tu na dniach otwartych i szczerze, to nie wyobrażałam sobie, że tak może wyglądać porodówka. Tak tu przytulnie i kolorowo - podkreśla. Badam, jak bije serce jej córeczki. Wszystko jest w najlepszym porządku - tak przynajmniej mówi położna, dla mnie bicie jest po prostu głośne i równe. Ale tak naprawdę, od jakich pytań powinnam zacząć, kiedy przyjmuję pacjentkę na oddział? - Od pytania, jak przebiegała ciąża, czy były wykonane badania prenatalne. Pytamy też, czy pacjentka ma skurcze, jeśli tak, to jak często. Następnie podłączamy zapis KTG, tłumaczymy, dlaczego to robimy. Na każdą procedurę medyczną potrzebna jest zgoda, a na każdy inwazyjny zabieg obowiązkowo pisemna. Sprawdzamy, czy pacjentka ma plan porodu, jak jest nastawiona - uczy mnie pani Renata. Oczywiście ważne jest też to, czy to pierwszy poród oraz ustalenie obecności osoby towarzyszącej.
- Położna musi być psychologiem, żeby wiedzieć, czy ta osoba powinna być dłużej przy rodzącej, a może jednak częściej wychodzić - wyjaśnia. Na kolejnym etapie pacjentce proponowane są wszystkie metody złagodzenia bólu. Często zdarza się, że pacjentka nawet o nich słyszała, ale tak naprawdę nie do końca wie, na czym polegają. Położna klęczy, kuca i oddycha razem z pacjentką, proponuje jej różne pozycje do porodu. Wybijcie sobie z głowy leżenie plackiem (chyba że ktoś preferuje). - Kobiety bardzo często wybierają teraz pozycję kolankowo-łokciową, bo przynosi ulgę - mówi pani Renata. Położna pokazuje mi, jak obsługiwać nowoczesne łóżka - porodowe i przedporodowe. Podobne można zobaczyć w serialu „Dr House” - to nie żart. Wszystkie sterowane pilotem, przyciski są intuicyjne, jest możliwość kilku rodzajów masażu, pompowania materaców. - Trzeba nauczyć się obsługi - pokazuje. Jej ruchy są szybkie i sprawne. Ja jeszcze musiałabym ćwiczyć. Kończę mój dyżur. To było wyjątkowe doświadczenie.
Śląskie Centrum Perinatologii, Ginekologii i Chirurgii Płodu w Bytomiu
działa w ramach Szpitala Specjalistycznego nr 2 przy ul. Batorego. Otwarte zostało pod koniec listopada 2016. Centrum zajmuje pięć kondygnacji, ma dwie sale przedporodowe, pięć porodowych, trzy operacyjne i salę do cesarskich cięć. Dla pacjentek jest 12 sal dwuosobowych z łazienkami i jedna pojedyncza. Koszt budowy to 23 mln zł (pieniądze marszałka, Ministerstwa Finansów i szpitala).