Witold Wasilewski: Agresja sowiecka na Polskę w 1939 roku otwiera niewyobrażalne pasmo zbrodniczych działań
17 września 1939 roku to lustrzane odbicie 1 września 1939 roku. Czyli 1 i 17 września oba agresywne państwa uderzając na nasz kraj, dokonały rozbioru Polski, wypełniając postanowienie tajnego protokołu – mówi dr hab. Witold Wasilewski, historyk z IPN.
17 września 1939 roku, około godziny czwartej rano Sowieci zaatakowali Polskę. Jaki był oficjalny powód tej napaści?
Ten oficjalny powód został zawarty w nocie, jaką zastępca komisarza ludowego spraw zagranicznych ZSRS Władimir Potiomkim odczytał o godzinie trzeciej w nocy ambasadorowi RP w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu. A mianowicie powodem miało być to, że państwo polskie przestało istnieć. Oczywiście był to powód pretekstowy, wymyślony, całkowicie nieprawdziwy. Państwo polskie posiadało władze, istniało wojsko, toczyła się wojna z Niemcami, broniło się wiele polskich dywizji. Broniła się Warszawa i wiele innych miejsc, jak na przykład wciąż jeszcze Hel. Ale przede wszystkim państwo polskie miało ciągłość prawną, uznanie międzynarodowe i było podmiotem prawa międzynarodowego, jak każde inne uznane państwo świata. Był to więc w gruncie rzeczy nie tyle powód, co pretekst. W toku działań wojennych i później szeroko w prasie sowieckiej rozwinięto propagandę, która podawała dalsze preteksty uzasadniające agresję na Polskę. Zasygnalizowano je zresztą już we wspomnianej nocie.
Jak na przykład to, że Armia Czerwona „wyzwalała” białoruskich i ukraińskich chłopów spod ucisku polskiej burżuazji?
Tak jest. Te powody to było między innymi dążenie do „wyzwolenia” jakoby uciskanych mniejszości narodowych, przede wszystkim „bratniej krwi” Białorusinów i Ukraińców, a także wyzwolenie mas ludowych, także polskich chłopów i robotników uciskanych i wyzyskiwanych przez obszarników oraz burżuazję. W sowieckiej propagandzie mieszały się dwa wątki. Jeden to wątek klasowy, związany oczywiście z ideologią komunistyczną, która panowała w Związku Sowieckim, ale drugi element, który silnie się wówczas ujawnił, związany był z kwestiami narodowymi. Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona szła rzekomo z pomocą mniejszościom narodowym, w celu wyzwolenia ich i zjednoczenia z ZSRS w ramach sowieckiej Białorusi i sowieckiej Ukrainy, co później dokonano w sposób bezprawny – mam tu na myśli wcielenie do ZSRS tzw. zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy, czyli okupowanego terytorium II RP. Te dwa wątki – klasowy i narodowy stanowiły to pogłębione uzasadnienie. W rzeczywistości nie odpowiadało ono prawdzie, podobnie, jak ta początkowa, niesławna formuła, zupełnie kłamliwa od początku do końca o tym, że państwo polskie przestało istnieć i w związku z tym wkraczają dla osłony ludności, podczas gdy była to inwazja wojskowa.
W rzeczywistości Stalin wypełniał zobowiązania wobec Hitlera, które zostały zawarte 23 sierpnia w pamiętnym pakcie Ribbentrop-Mołotow.
Oczywiście, było to zawarte w tajnym protokole do układu nazywanego w polskiej historiografii paktem Ribbentrop-Mołotow, a przez wielu historyków na świecie nazywanym po prostu paktem Hitler-Stalin. To był układ o nieagresji, do którego załączono protokół dzielący w gruncie rzeczy strefy wpływów w Europie środkowej pomiędzy Niemcy a Związek Sowiecki. W istocie pod wyznaczeniem tych stref kryła się zapowiedź i wzajemna akceptacja zagarnięcia tych terytoriów. Podzielono więc państwa bałtyckie, rumuńska Besarabia miała przypaść Związkowi Sowieckiemu, a zasadniczym ustaleniem był podział Polski wzdłuż linii Narwi, Wisły i Sanu pomiędzy Niemcy i Związek Sowiecki. Podział ten później, po kampanii wrześniowej, został nieco skorygowany na korzyść Niemiec. Przyznano Niemcom większość wschodniego Mazowsza i Lubelszczyznę, za to Niemcy „oddały” – handlując nie swoimi terytoriami – Litwę Związkowi Sowieckiemu. Dlatego 17 września to jest lustrzane odbicie 1 września. Czyli 1 i 17 września oba te agresywne państwa uderzając na nasz kraj, dokonały rozbioru Polski, wypełniając postanowienie tajnego protokołu.
Jak dzisiaj oceniany jest rozkaz marszałka Rydza-Śmigłego, który nakazał, aby z Sowietami nie walczyć, chyba, że w momencie prób rozbrajania. Wówczas wywołał on dezorientację wśród żołnierzy; podejrzewano wręcz dywersję.
Ze swojej strony mogę powiedzieć, jak ja to oceniam. Wiemy, że w gruncie rzeczy była to dyrektywa ogólna skierowana do całej armii. Rozkaz ten był bardzo długo oceniany negatywnie i niewątpliwie niektórzy nadal oceniają go negatywnie. Natomiast trzeba powiedzieć, że wokół niego narosło dużo nieporozumień, wręcz mitów. Często w przytoczeniach, w relacjach, komentarzu odbiega od swojej rzeczywistej treści, a także wyolbrzymia się jego znaczenie. Otóż istotą treści nie było to, co pani powtórzyła – by nie walczyć z Sowietami – co jest zwykle wybijane i przytaczane i za to Rydza-Śmigłego spotyka krytyka, ponieważ podjęcie walki miało i mogło nam przynieść korzyści polityczne. Istota sprawy polega na tym, że zasadnicza teza rozkazu brzmiała, że wojsko ma się wycofywać w kierunku Rumunii, względnie Węgier. To była istota rozkazu Rydza-Śmigłego, zasadnicza myśl, która została przekazana w tym rozkazie. Została ona przekazana jasno. Oczywiście ona od razu wyznaczała główny cel – już nie obrona terytorium, w każdym razie nie przed Sowietami, tylko właśnie wycofanie armii. Śmigły zdecydował się wydać ten rozkaz, wiedząc, że w sensie militarnym kampania jest przegrana, a wojsko będzie potrzebne w dalszej walce. Liczył na przejście przez Rumunię. Wiemy, że to się wielu wojskowym ostatecznie udało, choć bez broni; duża liczba żołnierzy trafiła później do Francji. Polska armia została odtworzona i to był nasz atut polityczny. Drugim elementem rozkazu Śmigłego było stwierdzenie, co robić, gdyby oddziały napotkały Sowietów. A mianowicie, z Sowietami należało walczyć tylko w wypadku prób rozbrojenia i prób zastępowania drogi w odwrocie. Zatem rzeczywiście, nie został wyznaczony cel obrony poszczególnych punków, obrony terytorium, obrony linii czy próby obrony dużych miast znajdujących się na Wschodzie, tylko odwrót. Ale w wypadku sytuacji, kiedy byłaby próba uniemożliwiania tego odwrotu, to ten rozkaz na walkę zezwalał.
To była dobra decyzja, czy przeciwnie?
Z punktu widzenia korzyści politycznej sprawa jest dyskusyjna, ale ocena należy już raczej do obszaru historii alternatywnej. Można spekulować, że te oddziały zostałyby lepiej wykorzystane broniąc wówczas terytorium, nawet jeśli zostałyby rozbite i zniszczone. Ale one nie miały szans obronienia się i zwycięstwa w tej już podwójnej wojnie. W wyniku uderzenia sowieckiego kampania 1939 r. została definitywnie rozstrzygnięta na naszą niekorzyść. W związku z tym te oddziały terytorium by nie obroniły, a stracono by szansę na wyprowadzenie dużej liczby wojska, które później mogło podjąć walkę.
Bronił się Korpus Obrony Pogranicza, do walk włączyli się harcerze z Grodna, zatem czy nie mogło być i tak, że ten rozkaz mógł podciąć skrzydła tym wszystkim, którzy stawili się do obrony ojczyzny?
Nastąpiła tu kwestia wyolbrzymienia tego rozkazu. Generalnie on docierał do oddziałów, ale nie było tak, że w jednej chwili otrzymały go wszystkie oddziały i na jego podstawie podejmowano wszystkie decyzje. Po drugie był to niewątpliwie rozkaz kierowany do wojska. I rzeczywiście można powiedzieć, że część oddziałów, które mogły brać później udział w obronie Grodna, zgodnie z ideą rozkazu wycofała się na Litwę. Stąd m.in. jest dyskusja wokół tego rozkazu. Ale nie był to przecież rozkaz, który zabraniał się bronić i stwarzał sytuację, że walka z Sowietami była łamaniem dyscypliny wojskowej. W tym rozkazie tego nie było. W momencie, kiedy Sowieci atakują polskie oddziały, próbują je rozbroić, to te oddziały jak najbardziej miały podstawy do podjęcia walki i ją podejmowały. Ten rozkaz nie podcinał im skrzydeł. Wiemy też, że nawet KOP na granicy wschodniej był osłabiony, bo dużo sił skierowano do walki z Niemcami. Nie ma wątpliwości, że ten opór mógłby być i byłby silniejszy, gdyby założeniem było nie ratowanie oddziałów i wycofywanie ich do państw neutralnych, a obrona terytorium przed Sowietami. Niewątpliwie w tym rozkazie i myśleniu władz politycznych i wojskowych kryła się myśl, że wrogiem numer jeden są Niemcy, stąd nastąpiło coś na kształt zawahania, jak się mamy wobec sowieckiej agresji ustosunkowywać. Tu nastąpiła pewna dwoistość. A był to ze strony ZSRR oczywisty akt agresji, akt wojny.
Stalin ułatwił Rzeszy Niemieckiej podbić Polskę, ale z drugiej strony sowiecka agresja doprowadziła też do dramatów i tragedii polskiego narodu.
Agresja sowiecka na Polskę w 1939 roku otwiera niewyobrażalne pasmo zbrodniczych działań: zbrodni wojennych, zbrodni na ludności cywilnej, zbrodni przeciw ludzkości, ludobójstwa. Te zbrodnie popełniano już w momencie ataku, wejścia Armii Czerwonej do Polski. W gruncie rzeczy, jeżeli chodzi o skatalogowanie i źródłową wiedzę o zbrodniach popełnianych we wrześniu 1939, to ta wiedza jest najmniej dokładna. Znamy oczywiście szereg przykładów rozstrzeliwania KOP-istów, rozstrzeliwania wojskowych – choćby generała Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, który został zamordowany tuż po wzięciu do niewoli. Wiemy o mordowaniu ludności cywilnej; to się działo w wielu miejscach, w wielu miastach. Dobrze udokumentowaną mamy zbrodnię na jeńcach wojennych popełnioną w 1940 roku. W wyniku przegranej kampanii zwykle jest tak, że część oddziałów dostaje się do niewoli. Do niemieckiej niewoli dostało się więcej polskich wojskowych, ale duża część dostała się do niewoli sowieckiej – początkowo było to nawet ponad 200 tysięcy, ale wiemy też, że dużą część szeregowych, których logistycznie nie można było zagospodarować, zwłaszcza tych pochodzenia białoruskiego i ukraińskiego, zwolniono do domu. Niektórych jeńców przekazywano stronie niemieckiej. Wiemy też, że oficerowie i duża część korpusu podoficerskiego, a także niektórzy strzelcy zostali skierowani do obozów. W przypadku oficerów Wojska Polskiego, a także innych członków polskich sił zbrojnych, zostali oni potraktowani, przynajmniej z nazwy, jako jeńcy wojenni. Byli to zarówno oficerowie wojska, jak i zawodowi funkcjonariusze wszystkich stopni formacji takich jak policja państwowa, straż więzienna, straż graniczna. Zostali oni skupieni w trzech dużych obozach. Oficerowie Wojska Polskiego głównie w Kozielsku i Starobielsku, inne formacje mundurowe głównie w Ostaszkowie. Zgodnie z decyzją Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) z 5 marca 1940 roku, 14700 polskich jeńców wojennych zostało skazanych na zagładę i ta decyzja została w bardzo zbliżonej liczbie wykonana. Wiosną 1940 roku ci polscy jeńcy wojenni z tych trzech obozów zostali wymordowani. Od pierwszego miejsca, gdzie odkryto część zwłok ofiar tej zbrodni, nazywamy ją zbrodnią katyńską. Wiemy, że w ramach tej zbrodni, w tej samej decyzji biura politycznego KC WKP(b) była też dyrektywa o wymordowaniu 11 tysięcy polskich więźniów. Mamy potwierdzenie wykonania ponad 7300 egzekucji. Ci więźniowie to byli wszystko obywatele polscy, ofiary sowieckiej agresji. To najbardziej spektakularna część sowieckich represji. Rozpoczęły się one już we wrześniu i w październiku 1939 roku, później nabrały masowego charakteru, między innymi poprzez takie działania, jak wywózki na podstawie decyzji administracyjnych. Mówimy tu o kilkuset tysiącach deportowanych, czyli zsyłanych, wywożonych w głąb Związku Radzieckiego, m.in. na Syberię. Nie należy również zapominać, że agresja z 17 września, a później bezprawne wcielenie zajętych ziem do Związku Sowieckiego, otworzyły drzwi do różnych innych działań represyjnych.
Co to były za działania?
Na przykład bezprawne przeprowadzenie poboru kilku roczników polskiej młodzieży. Młodzi Polacy kierowani byli do tzw. roboczych batalionów, budowlanych, o charakterze karnym. Bardzo duża liczba tych przymusowo powołanych do Armii Czerwonej, nie przeżyła. Pełnej liczby nie znamy, ale to było kilka roczników polskich mężczyzn. Można powiedzieć, że charakterystyczne w agresji sowieckiej i jej następstwach było to, że zajęte tereny miały zostać trwale włączone do Związku Sowieckiego, miał być zmieniony ich charakter nie tylko polityczny, ale miały być one również przekształcone pod względem narodowym. To znaczy polskość tam miała być co najmniej częściowo zniszczona, aby te tereny, które ostatecznie na podstawie umowy z 28 września 1939 roku przypadły Związkowi Sowieckiemu, nigdy już nie wróciły do państwa polskiego, w żadnej jego formie. Nie planowano stworzyć tam państwa satelickiego, ani nawet polskiej republiki sowieckiej.
Na to chciałam zwrócić uwagę – Polska na zawsze już utraciła Kresy wschodnie.
Należy stwierdzić, że to jest długotrwały skutek II wojny światowej. Wynika to oczywiście również z dalszego ciągu zdarzeń, ale zdecydowana większość tych terenów nigdy do Polski nie wróciła.
Chciałabym wrócić jeszcze do początku naszej rozmowy, kiedy mówił pan o ofensywie dezinformacyjnej Związku Sowieckiego, która w istocie trwa niezmiennie przez ponad 80 lat cały czas. Dwa lata temu Władimir Putin opublikował artykuł, który znalazł się też na stronach internetowych Kremla, a w którym napisał, że wkroczenie Armii Czerwonej do polski 17 września wynikało z tego, że trzeba było ratować ludzi różnych narodowości, w tym Żydów, bo inaczej zostaliby oni rzuceni na pożarcie nazistom czy antysemitom, nacjonalistom. Taki obraz Polski tamtych czasów próbował udowodnić Putin. Na czym tu polega jego cynizm?
To stale powtarzający się motyw propagandy sowieckiej, również rosyjskiej, o przychodzeniu z rzekomą pomocą strasznie prześladowanym mniejszościom narodowym, grupom społecznym, mniejszościom językowym. Tworzono tu całkowicie wyimaginowany obraz, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością II Rzeczpospolitej, ani innych krajów, na które Związek Sowiecki czy Rosja napadała. Istniały w II Rzeczpospolitej spory na tle narodowym, ale nie było prześladowania mniejszości narodowych. Wszystkie grupy narodowe miały zapewnione warunki do funkcjonowania. Tymczasem propaganda sowiecka tworzyła zupełnie nieprawdziwy obraz, co było szczególnie perfidne, bo jednocześnie w samym Związku Sowieckim dochodziło do masowych prześladowań wybranych grup ludności, również tych wybranych na podstawie kryterium narodowego. Grupą, która szczególnie została dotknięta tymi represjami byli Polacy. Operacja polska NKWD z lat1937-1938, rozgrywająca się tuż przed wybuchem II wojny światowej, doprowadziła do wymordowania stu kilkunastu tysięcy Polaków, a prócz tego byli też zesłańcy. Faktycznie doprowadzono do zniszczenia polskiej grupy narodowej na bardzo dużym obszarze sowieckiej Ukrainy i sowieckiej Białorusi. To zostało oczywiście postanowione w Moskwie; stanowiło realizację ideologii komunistycznej, ale można tu też mówić o elemencie realizacji wielkoruskiego imperializmu, dążącego do zniszczenia narodu, który nie chciał być podległy imperium. Polacy byli więc prześladowani w Związku Sowieckim, podczas gdy o żadnym takim prześladowaniu, ani grup narodowych, ani społecznych w II Rzeczpospolitej nie mogło być mowy. Ale propaganda sowiecka tym się właśnie charakteryzowała – oderwaniem od rzeczywistości, od realiów i kreowaniem alternatywnej rzeczywistości, która uzasadnia agresywne działania.
Tak się dzieje do dzisiaj; agresja na Ukrainę też jest przedstawiana przez Rosję jako akt wyzwoleńczy, a w istocie jest takim samym terrorem, zniewoleniem, który przynosi setki tysięcy ofiar.
To, że pewne schematy działania propagandy sowieckiej jak i praktyki prowadzenia wojny przez Związek Sowiecki są kalkowane obecnie przez władze Rosji, jest widoczne gołym okiem; trudno mieć co do tego wątpliwości.