Wizyta przepadła. Kolejna? Może w przyszłym roku...
Pan Jerzy na kontrolę u kardiologa czekał miesiącami. Została „anulowana”.
- Takiego upokorzenia w życiu nie doznałem. To jak cios poniżej pasa. Człowiek choruje, a tu odmawiają mu leczenia? Przecież ja do lekarza nie idę z przyjemności, tylko po to, żeby żyć! - oburza się pan Jerzy (nazwisko do wiadomości redakcji).Do kardiologa chodzi regularnie, od ponad dwudziestu lat. - Po ostatniej wizycie, od razu zarejestrowałem się na kolejną, jak zawsze. Czekałem kilka miesięcy, w międzyczasie wykonując zlecone przez lekarza badania. Spodziewałem się skierowania do szpitala. Gdy przyszedłem na wizytę, usłyszałem, że powinienem odczytać SMS! Wyciągnąłem komórkę i sprawdziłem. Faktycznie, dzień wcześniej wysłano mi wiadomość, że wizyta została „anulowana”. Nic więcej, ani powodu, ani innego terminu. Zwyczajnie odwołana. To brak szacunku, jak tak można? - oburza się.W podobnej sytuacji znalazło się także wielu innych pacjentów.
Pan Jerzy pokazuje grubą teczkę ze swoją dokumentacją medyczną. - Jestem po dwóch zawałach, mam bajpasy, a pod stałą opieką kardiologa jestem od dwudziestu lat. Jakież było moje zdziwienie, gdy stawiłem się na umówioną kilka miesięcy wcześniej wizytę i dowiedziałem się, że została „anulowana”. Nie przełożona, a zwyczajnie odwołana przez jakieś problemy szpitala z NFZ. Co mnie one obchodzą? Mam prawo się leczyć, czy nie? - pyta ze złością.
Chodzi o pieniądze
Pan Jerzy nie jest jedynym pacjentem, który z poradni specjalistycznych w międzyrzeckim szpitalu został odprawiony z kwitkiem. A nawet bez kwitka, bo zarejestrować na inny termin też się nie dało. - Była końcówka sierpnia. Czekałem razem z innymi pacjentami, aż nagle padło pytanie czy nie dostałem SMS z wiadomością o odwołaniu wizyty. Sprawdziłem w telefonie, faktycznie, przeoczyłem wiadomość poprzedniego dnia. Na moje pytanie o powód tego „anulowania” usłyszałem, że to decyzja dyrekcji szpitala. I tyle. Zwyczajnie mnie odesłano i kazano rejestrować się od nowa, we wrześniu - opowiada pan Jerzy. Faktycznie, szpitalna rejestracja od kilku dni pęka w szwach.
1 września ruszyły zapisy na przyszłoroczne wizyty. Do kardiologa pan Jerzy może dostać się najwcześniej… wiosną. Podobny problem dotyczy pacjentów poradni neurologicznej, czy ortopedycznej. A rejestracja do endokrynologów w ogóle została wstrzymana. - Człowiek prędzej umrze, niż się doczeka tej wizyty - komentuje emerytka, którą spotkaliśmy przy okienku.
Jaki jest powód odwołania wizyt? - Musieliśmy ograniczyć liczbę przyjęć w poradniach w związku z brakiem płatności za świadczone usługi ze strony NFZ. Realizujemy natomiast te świadczenia, które ratują życie i przyjmujemy pacjentów, wymagających stałej opieki. Ograniczenia nie zależą od nas. Z uwagi na wysoką jakość usług, leczy się u nas wielu pacjentów. Fundusz ograniczył nam limity w okresie od 1 lipca do 30 września. Prowadzimy jednak rozmowy z NFZ i mamy nadzieję, że już za kilka dni będziemy mieć tego efekty - mówi prezes powiatowego szpitala Kamil Jakubowski i podkreśla, że nowy system refundacji, który obowiązywał będzie od początku października, wyjdzie szpitalowi i pacjentom na zdrowie. - Będziemy mieli wysoki drugi stopień w systemie świadczeń i w związku z tym liczymy na zwiększenie kontraktu - mówi.
Na przyszły rok
Pacjenci muszą więc na nowo rejestrować się na wizyty. I czekać po kilka miesięcy. A to ich przeraża. - Zaleceniem pani kardiolog, u której się leczyłem, miałem ostatnio założony holter i wykonane echo serca. W przyszłym roku te pomiary i wyniki na nic się już nie zdadzą, bo moje serce może działać już zupełnie inaczej. Przecież te badania kosztują, płacą za nie podatnicy. To pieniądze wyrzucone w błoto, nie mówiąc o zdrowiu. To woła o pomstę do nieba! - załamuje ręce pan Jerzy.
NFZ jest zdania, że szpital powinien wyznaczyć nowe terminy. - Rzeczywiście, zgłaszają się pacjenci, informujący, że przesunięto lub odwołano im terminy wizyt do poradni specjalistycznych. Każda skarga oficjalnie jest szczegółowo rozpatrywana. Ważne jest to, że świadczeniodawca jest zobowiązany do wyznaczenia kolejnej daty. W takiej sytuacji bierze pod uwagę stan zdrowia pacjenta oraz zachowanie ciągłości leczenia. Podkreślić należy również, że w przypadku stanu zagrożenia życia i zdrowia świadczenie musi być udzielone niezwłocznie - informuje Joanna Branicka, kierownik działu organizacji i promocji zdrowia Lubuskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ.
Co z pieniędzmi dla szpitala? - Każdorazowo, po zakończeniu okresu rozliczeniowego, LOW NFZ adekwatnie do możliwości finansowych podejmuje działania mające na celu rozliczenie świadczeń wykonanych ponad wartość umowy - mówi J. Branicka.