Władca z Warszawy nie ma prawa ograniczać mieszkańcom wyboru
Wójtowie z woj. podlaskiego są przeciwko pomysłowi PiS, by samorządowcy mogli być wybierani tylko na dwie kadencje.
Wielu polityków określa pracę samorządowców jako „dyktaturki” czy „tyranie”. I chcą ograniczenia liczby kadencji. Na to nie godzą się podlascy samorządowcy.
- Jeżeli robimy coś złego, to posadźcie nas - mówił Mirosław Lech, wójt gminy Korycin, a zarazem przewodniczący Zarządu Związku Gmin Wiejskich Województwa Podlaskiego, podczas wczorajszej specjalnej konferencji. - Jest przecież kilkanaście służb, które rozliczają nas z wykonanej pracy.
Samorządowcy zgodnie przyznają, że dużą część życia zawodowego poświęcili swoim małym ojczyznom i ich mieszkańcom. A dzięki temu, że sprawują urząd często dłużej niż dwie kadencje, to znają swoich wyborców, ich potrzeby, a także wiedzą znacznie więcej o gminie niż osoba, która dopiero obejmuje stanowisko. Twierdzą, że nie ma wójta, burmistrza czy prezydenta, który od początku doskonale radzi sobie na stanowisku. Najpierw każdy z nich musi bowiem dobrze poznać obszar, którym się opiekuje, a to - jak wynika z ich doświadczenia - zajmuje około dwóch lat. Dlatego zdaniem samorządowców, dwukadencyjność nie jest dobrym rozwiązaniem dla Polski. Uważają, że wprowadzi ona chaos i dezorganizację.
- Ograniczenie kadencyjności jest ograniczeniem praw naszych mieszkańców, bo nie będą mogli oni wybierać tego, kogo chcą - alarmuje Józef Wiśniewski, wójt gminy Kolno. - Jeżeli wójt realizuje koncepcję rozwoju gminy zgodnie z oczekiwaniami wyborców, to dlaczego nie będą mogli wyrazić swojego zadowolenia i wybrać go na wójta ponownie?
- Jeżeli przegram w następnych wyborach, to zadecydują o tym mieszkańcy gminy, a nie władca z Warszawy - dodaje Krzysztof Radziszewski, wójt gminy Perlejewo. - Nie rozumiem, dlaczego żyję w państwie, które mnie nie kocha albo kocha za mocno. Czy ja jestem przestępcą?
Podobnie uważa Zenon Białobrzeski, wójt gminy Zbójna. W ostatnich wyborach uzyskał on ponad 80 proc. głosów mieszkańców. Nie chciałby, żeby doszło do tego, aby ktoś ze stolicy mówił jego wyborcom, na kogo mają głosować. Tak może się jednak stać, jeżeli pomysł Prawa i Sprawiedliwości zostanie wprowadzony w życie.
- Ludzie są mądrzy i sami potrafią zadecydować o tym, co jest dla nich najlepsze - wskazuje Dorota Winiewicz, wójt gminy Nowinka. - Żadna siła nie zmusi ich, żeby zagłosowali na mnie ponownie, jeżeli nie zdobędę ich zaufania i szacunku.