Władza stoi na kredytach, które spłacą inni
W styczniu mamy zawsze to samo. Zalewają nas zestawienia, analizy, prognozy, tego co nas czeka w nadchodzącym roku, czyli co nam zgotują rządzący. Niestety zawsze mamy ten scenariusz, bez względu na to kto akurat wydaje rozkazy czy trzyma ster. Rosnące podatki, opłaty, rachunki i zapewnienia polityków, że tym razem będzie inaczej. Jakoś nikt z nich nigdy nie odważył się powiedzieć, że jeżeli chcemy żyć wygodniej, lepiej i bezpieczniej niż dotąd, to musimy za to po prostu zapłacić, że nie ma darmowych obiadów. A że co roku nasze potrzeby, aspiracje są większe, to rosną rachunki do zapłacenia.
W tych analizach ginie to, że niewiele różnimy się od gospodarczych potęg, w których bogatych stać na coraz więcej, biednych na mniej. Bogaci Polacy będą mieli na nowe, bardziej wypasione limuzyny, bo te stanieją, biedniejsi nie kupią nawet przechodzonego rzęcha, bo te podrożeją, a jak znajdą jakieś zaskórniaki, to zabraknie im na polisę OC. W tym zalewie informacji umyka nam inna bardziej złowieszcza, że rośnie nasze zadłużenie, które przekroczyło bilion złotych!
Niepokoi, nie tylko kwota długu, ale tempo jego wzrostu. Rządzący politycy PiS zarzucali poprzednikom nadmierne zadłużenie państwa. Ale sami robią to w ekspresowym tempie. Pożyczenie pieniędzy przez państwo nie jest złe, może dobrze przysłużyć się krajowi i jego gospodarce. Problem w tym kto się zadłuża, na ile, na jakich warunkach i na co przeznacza te pieniądze. Niestety obecny rząd przypomina rodzinę biorącą kolejną chwilówkę, na spłatę poprzedniej i bieżącą konsumpcję. Dla przyszłych wierzycieli liczy się wiarygodność pożyczającego. Niestety pod obecnymi rządami ta pogorszyła się, więc płacimy wyższe odsetki niż przed rokiem.
Znaczenie ma także na co wydawane są pożyczone pieniądze. Na inwestycje mające spłacić dług i przynieść zyski czy na konsumpcję. Dotąd rządzący pożyczone pieniądze przeznaczali na inwestycje w infrastrukturę, współfinansowane przez Unię Europejska. Coś z tego mamy: nowe drogi, tory po których szybciej jeżdżą wygodne pociągi. Obecnie pożyczkami finansujemy programy socjalne, czyli je po prostu przejadamy. Przyznał to swego czasu sam wicepremier Morawiecki mówiąc, że program 500+ jest realizowany na kredyt. Przypomina to Grecję, gdzie kolejne rządy, przychylność wyborców kupowały pożyczonymi pieniądzmi doprowadzając kraj do bankructwa.
My doświadczyliśmy tego pod koniec lat 80-tych, gdy nie stać było nas na spłatę kredytów jakie zaciągnęliśmy za panowania sekretarza Edwarda Gierka. Choć wtedy nasze długi, było śmieszne niskie w porównaniu z obecnymi.
Niepokoi jeszcze jedno. Obietnica prezesa PiS, że gotów jest zrealizować swoją wizję Polski, bez względu na koszty gospodarcze. To także już kiedyś już słyszeliśmy.