Pod koniec listopada jechał pijany, do dziś prokuratura nie skończyła śledztwa . Czyżby dlatego, że chodzi o wysokiego urzędnika?
O zatrzymaniu wysokiego urzędnika żarskiego magistratu pisaliśmy jako jedyni, już 9 grudnia zeszłego roku.
Mamy koniec marca, a prokuratura nie uporała się jeszcze z postawieniem mu zarzutów, mimo, że analiza badania krwi znana była już 23 grudnia. Wynika z niej, że zatrzymany samorządowiec miał we krwi 0,65 promila alkoholu.
W urzędzie miasta aż huczy od plotek, ale nikt nie odważy się oficjalnie tego skomentować. Wszyscy tylko znacząco uśmiechają się pod nosem.
O zarzuty dla 43-latka pytają mieszkańcy miasta. Dziennikarze „Gazety Lubuskiej” od kilku tygodni dopytują o finał prokuratorskiego śledztwa i ciągle słyszą, że wciąż trwają czynności, przesłuchiwani są świadkowie, a strony składają kolejne wnioski dowodowe, których prokuratura „nie może nie uwzględnić”.
Tuż po zajściu rozmawialiśmy z zatrzymanym. Kilkakrotnie powtarzał, że to nieporozumienie. Oficjalne wyniki krwi mocno temu przeczyły. Wiele razy słyszeliśmy też jego zapewnienia, że nigdy nie prowadzi samochodu pod wpływem alkoholu. Zaskakujący był również komentarz jego przełożonej burmistrz Danuty Madej, która mówiła, że to jego prywatna sprawa, bo nie stało się to w godzinach pracy. Pani burmistrz, twierdziła że nie podejmie żadnych kroków, do czasu prawomocnego wyroku. Bo - jak tłumaczyła - nawet akt oskarżenia, nawet gdyby taki był, nie przesądza o winie.
Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, poinformował nas, że wczoraj żarska prokuratura powiadomiła D. Madej, burmistrz Żar, o postawieniu zarzutów urzędnikowi oraz wszczęciu postępowania przeciwko niemu.
- Występuje on w charakterze podejrzanego. Akt oskarżenia do sądu jeszcze nie wpłynął. - W przypadku, gdy dotyczy to funkcjonariuszy publicznych, mamy obowiązek powiadomić ich przełożonego - dodaje.
- Jestem zdziwiony, że tak prosta sprawa może się tyle ciągnąć -mówi zaskoczony Piotr Czerwiński, radny miejski, były policjant żarskiej drogówki.
- Wszyscy wiedzą, że został zatrzymany 30 listopada, policja zajmowała się sprawą przez trzy miesiące, prokuratura - ponad miesiąc, przecież wyniki badania krwi, w sprawie uczestniczyło dwóch policjantów, kogo tu przesłuchiwać. Każdy inny człowiek, dawno usłyszałby zarzuty.
Jan Berenda, mieszkaniec Żar, kilkanaście lat temu został zatrzymany przez policję n a jednej z ulic, gdy prowadził rower po chodniku, ale nim nie jechał. Był pod wpływem alkoholu. Zabrano mu prawo jazdy i zarzucono jazdę w stanie nietrzeźwości. O sprawiedliwość walczył w kilku sądach. Niedawno wygrał bój. Kosztowało go to sporo zdrowia, wstydu i pieniędzy. On też zderzał swój własny przypadek z zajściem z udziałem urzędnika.
- Tak to już jest, że biednemu zawsze wiatr w oczy wieje.