Władze innych miast, robią znacznie więcej [ROZMOWA]
Z Mikołajem Siwińskim, członkiem inicjatywy Łódzki Alarm Smogowy, rozmawia Marcin Bereszczyński
Łódzki Alarm Smogowy zrobił ostatnio dużą burzę, ale są tacy, którzy mówią, że to burza w szklance wody. Jak pan to skomentuje?
Ludzie będą mieli różne opinie na ten temat. Mieszkający blisko domów ogrzewanych węglem i drewnem powiedzą - wreszcie ktoś zajął się tematem. Dla nich dym z komina sąsiadów jest autentycznie uciążliwy. Mieszkańcy bloków Retkini czy Widzewa mogą się zastanawiać, o co ten szum. O tym, że problem jest dla łodzian ważny świadczy rosnąca liczba polubień naszego profilu na Facebooku. Ta burza, to nie tylko zasługa Łódzkiego Alarmu Smogowego, ale wielu ludzi z całej Polski, szczególnie z Krakowa.
Za 10 - 20 lat łódzkie powietrze może być jeszcze gorsze, jeśli nie zaczniemy działać?
Tak, zwłaszcza na przedmieściach Łodzi i w mniejszych miastach, na osiedlach domków jednorodzinnych ogrzewanych węglem i drewnem. Jeżeli powstaną nowe domy ogrzewane kotłami na paliwa stałe i nie będzie postulowanych przez nas rygorystycznych norm dla pieców co do emisji zanieczyszczeń i norm jakości dla paliw stałych, to za kilka lat może być nawet gorzej.
Jak ocenia pan dotychczasową walkę ze smogiem instytucji takich jak Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i Urząd Miasta Łodzi?
WIOŚ informuje o zanieczyszczeniach, nie walczy ze smogiem. Brakuje mu automatycznych stacji pomiarowych i skarży się na braki kadrowe. Ludzie chcieliby dodatkowych stacji w Łodzi i innych miastach. Co do działań magistratu, to wszyscy się chyba zgodzimy, że zakaz grillowania na balkonach i tarasach w styczniu jest słabym pomysłem na ograniczenie smogu. Innych rozwiązań na razie brak. Żadne z dotychczasowych działań władz miasta, poza kontrolami Straży Miejskiej, nie było skierowane wyłącznie na poprawę jakości powietrza. Termomodernizacja jest mało efektywnym ekonomicznie wydatkowaniem pieniędzy na poprawę jakości powietrza. Taniej i szybciej ograniczymy niską emisję podłączając budynki do sieci CO lub wymieniając piece. Takie wnioski wynikają z raportu NIK. Rozwój komunikacji publicznej nie uderza w główne źródło smogu, jakim jest niska emisja. Brakuje działań informacyjnych i edukacyjnych. Straż Miejska nie ma żadnych ulotek informacyjnych. Te, które koledzy rozdają podczas wspólnych patroli ze Strażą Miejską, wydaliśmy za pieniądze Stowarzyszenia Nowa Łódź. Po stronie miasta są osoby, które chcą pracować nad rozwiązaniem problemu. Trudno wyobrazić sobie, żeby było inaczej. Problem smogu sam nie zniknie i pewnie będzie głośny medialnie w najbliższych latach.
Czy darmowa komunikacja miejska, czy zatrzymanie uczniów w domach jest dobrym rozwiązaniem przy przekroczeniu norm?
Na temat darmowej komunikacji i znaczenia tego rozwiązania w walce ze smogiem odbyła się ożywiona dyskusja na forum alarmów smogowych. Faktem jest, że w miastach innych niż Warszawa komunikacja samochodowa przyczynia się do powstania nie więcej niż 20 proc. zanieczyszczeń powietrza. Dlatego darmowa komunikacja problemu nie rozwiązuje. Pojawiły się nawet komentarze: „kocioł zawinił, samochód powiesili”. Z drugiej strony takie dni z darmową komunikacją bardzo nagłaśniają temat smogu. Co do odwołania zajęć w szkołach, to powinna to być ostateczność. Mam nadzieję, że w Łodzi nigdy nie będziemy musieli tego robić. W tym roku zajęcia odwołano w Rybniku. Sytuacja była tak fatalna, że przyjęto to ze zrozumieniem. Szkoły były otwarte, dzieci miały opiekę, ale do szkół przyszła garstka uczniów. Niektórzy mieli maski ochronne.
Skąd wziąć na ekologiczne systemy grzewcze, skoro samorządy nie mają pieniędzy? Ile lat trzeba walczyć ze smogiem, aby odetchnąć pełną piersią czystym powietrzem?
To, na co wydajemy pieniądze, jest kwestią priorytetów. Dam przykład Krakowa. Udziela dotacji na wymianę pieców i podłączenia do sieci CO wraz z wykonaniem instalacji w budynku w wysokości 100 mln zł rocznie. To jest też kwestia solidarności społecznej, ustrojowej zasady subsydiarności i realizmu. Można oczekiwać, że ludzie i wspólnoty mieszkaniowe podłączą kamienice do sieci CO i niska emisja w centrum zniknie. Ale tak się nie dzieje. Mamy ponad ćwierć wieku funkcjonowania wolnego rynku, a kominy w kamienicach nadal kopcą. Podłączenie budynków do sieci CO może poprawić też żenującą pozycję Łodzi w zestawieniu miast wojewódzkich. Z ostatniego spisu powszechnego GUS wynika, że w Łodzi była najgorsza sytuacja, jeśli chodzi o wyposażenie mieszkań w instalacje wodnokanalizacyjne i CO. Różnice między miastami nie były duże, ale te procenty przekładają się na tysiące mieszkań i kopcących kominów. Województwa i miasta na południu kraju robią dużo w walce ze smogiem. One mogą odczuć realną poprawę w ciągu 2 - 3 lat.