Ponad 60 lat temu Bolesław Kominek otrzymał sakrę biskupią. Musiał przyjąć ją w tajemnicy. Nominacja nie spodobała się władzom PRL, które go inwigilowały.
W tym roku obchodzimy 60. rocznicę otrzymania sakry biskupiej przez ks. kard. Bolesława Kominka i 40. rocznicę jego śmierci. Była to jedna z ważniejszych osób w historii współczesnego polskiego Kościoła. Głównie kojarzony jest z tego, że był inicjatorem i autorem listu biskupów polskich do niemieckich z 1965 r., z którego pochodzi słynny cytat: "przebaczamy i prosimy o wybaczenie". Jednak jego życie obfitowało w wiele innych ważnych momentów, często dramatycznych. Wpływ na nie miały: powstania śląskie, II wojna światowa, a później komunistyczny reżim.
Jako duchowny nie miał łatwego życia. - Za swoją służbę Bogu i ludziom był pod stałą obserwacją komunistycznej władzy - mówi ksiądz infułat Rudolf Brom, który w ubiegłym tygodniu odprawił mszę świętą dziękczynną za kardynała w kościele Marii Magdaleny w Radlinie II, gdzie dawniej modlił się Bolesław Kominek.
W czasie wojny pomagał więźniom obozów
Bolesław Kominek przyszedł na świat 23 grudnia 1903 roku w dzisiejszym Radlinie II. Był najstarszy spośród dziewięciorga dzieci Franciszka i Katarzyny (z domu Kozielskiej). Był w gronie pierwszych polskich maturzystów, którzy w 1923 roku zdali egzamin. Wybrał rolę duchownego i 11 września 1927 r. z rąk biskupa katowickiego Arkadiusza Lisieckiego przyjął święcenia kapłańskie.
Od początku wyróżniał się. Został wysłany nawet na studia do Paryża. Aż do wybuchu wojny w 1939 roku ks. dr Bolesław Kominek pełnił funkcje sekretarza Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej, asystenta kościelnego diecezjalnego Związku Mężów Katolickich oraz był referentem Kurii Diecezjalnej w Katowicach.
Podczas wojny nie był obojętny na los ludzi. Nie bacząc na ryzyko prowadził działalność patriotyczno-społeczną. Był zagrożony. Bo Niemcy zwalczali księży, niektórych mordując. - Z wściekłością tropili również ks. Kominka, tym bardziej, że podjął on śmiałe kontakty nawet z nuncjaturą apostolską w Berlinie, informował Watykan o zbrodniach na kapłanach i na katolikach w Polsce - wyjaśnia Tomasz Serwatka, w swojej publikacji "Kardynał Bolesław Kominek (1903 - 1974)". Ksiądz aktywnie współpracował z podziemiem AK i pełnił funkcję łącznika oraz informatora wywiezionego przez Niemców do Generalnej Guberni biskupa Stanisława Adamskiego.
Pomagał więźniom niemieckich obozów koncentracyjnych , a także ich rodzinom. Nie był obojętny na los represjonowanych przez władze. Organizował dla nich pomoc charytatywną, co nie podobało się okupantowi. Pętla Gestapo wokół niego zacieśniała się, ale ostatecznie doczekał szczęśliwie końca wojny. Ratując przy tym wielu kapłanów i świeckich.
Był pod stałą obserwacją aparatu państwa PRL
Po zakończeniu wojny wcale nie było łatwiej. Doświadczony jej okrucieństwem ks. Kominek musiał zderzyć się z kolejnym okupantem, tym razem radzieckim.
- Zawsze był otwarty na problemy ludzi i kościoła. Za to był narażony na represje ze strony władz PRL - wspomina ksiądz infułat Rudolf Brom, który miał okazję osobiście poznać kardynała.
Od początku PRL władzy nie podobał się ks. Kominek. W 1945 r. stając się Administratorem Apostolskim w Opolu szybko stał się wrogiem państwa. Pod jego przewodnictwem odbudowano kościoły i struktury kościelne, (mimo przeszkód robionych przez ówczesne władze). To bardzo interesowało służby bezpieczeństwa. Analizowano jego słowa, ale też politykę personalną w Kurii Opolskiej. Na jego temat gromadzono wszelkie informacje. Agenci byli obecnie na jego spotkaniach oraz uroczystościach. Nie brakowało donosicieli, również ze środowiska duchownego. Zarzucano mu nawet handel dolarami amerykański, co było absolutnym kłamstwem.
Gdy polski Kościół pozostawał przy stanowisku, że obsada biskupów leży w gestii Watykanu, to rozwścieczyło władze państwa. W odwecie pod ich naciskiem w 1951 r. ks. Bolesław Kominek opuścił teren opolski (podobnie jak czterech innych administratorów) i został internowany. Trafił do benedyktyńskiego klasztoru w Lubinie. Po kilku miesiącach mógł go opuścić, ale nie mógł udać się na tereny Ziem Zachodnich (w tym Opola) oraz do diecezji katowickiej.
Mimo tego, 21 kwietnia 1951 roku ks. Kominek został mianowany biskupem tytularnym ze skierowaniem do pracy we Wrocławiu. Tej kandydatury nie przyjęły władze PRL, chcąc dalej w pełni kontrolować Ziemie Zachodnie.
- Bolesław Kominek był nieugięty w swoich poglądach. Sakrę biskupią musiał przyjąć potajemnie w prywatnej kaplicy w Przemyślu - dodaje ks. infułat Rudolf Brom.
Stało się to dokładnie 10 października 1954 r. Był konsekrowany w olbrzymiej tajemnicy. Niewiele osób wiedziało o tym fakcie, a wszystko ze względów bezpieczeństwa. Udając się do Przemyśla Kominek nie mógł siedzieć w tym samym wagonie, co podróżująca z nim zakonnica, która przewoziła jego szaty liturgiczne.
Dwa lata później dzięki tzw. politycznej odwilży mógł już objąć swoje stanowisko we Wrocławiu. Nadal jednak pozostawał pod ścisłą obserwację władz. Szczególnie interesowały ją kazania, konferencję i wykłady ówczesnego biskupa wrocławskiego. - W celu zyskania pełniejszej wiedzy o rządcy Kościoła wrocławskiego urządzono w pobliżu wejścia do kurii i rezydencji biskupiej konspiracyjny lokal, w którym zorganizowano stały punkt obserwacyjny - zaznacza Stanisław Bogaczewicz z Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu. Fotografowano go, a nawet zakładano podsłuchy w jego apartamentach.
To był zawsze pogodny człowiek...
Wściekłość u władz partyjnych wywołał słynny list biskupów polskich do niemieckich ("przebaczamy i prosimy o wybaczenie"). Jego inicjatorem i autorem był abp Bolesław Kominek. Władze PRL uważały go za osobą bardzo wpływową w polskim Kościele, posiadającą duży autorytet. To była prawda. Zostało to potwierdzone 5 marca 1973 roku, kiedy został podniesiony do godności kardynała. Praktycznie był on inwigilowany do końca swojego życia. Obserwowali go funkcjonariusze UB i SB, a także sieć tajnych agentów, którzy czyhali na każdym kroku. Mimo wielu przeszkód, represji pozostał do końca wierny swoim wartościom i nie zmienił się.
- To był zawsze pogodny człowiek. Do końca służył Bogu oraz ludziom - potwierdza ks. infułat Rudolf Brom.